środa, 27 maja 2009

Reuscher - Haart - Piesporter Goldtropfchen Riesling Kabinett 2008

WYŚMIENITE-, 44 PLN

Skoro sezon na szparagi, to niejako z automatu również sezon na rieslingi. Tym razem przyjemna butelka z regionu Mozeli. I jak to z reguły w przypadku Mozeli bywa zostało całkiem sporo cukru resztkowego. Na tyle dużo, że wino smakowałoby nieco lepiej samo bądź z owocami. Bo gdybyśmy chcieli je skomponować z tym czym pachnie, to musielibyśmy zjeść kwiaty. Aromaty zupełnie jakby nas ktoś zamknął w kwiaciarni z wysuwającą się na czoło frezją. Leciutkie - 8,5% czyni je świetnym winem nawet o wczesnych porach dnia. Estetycznym bajerem, nierzadko stosowanym przez Niemców, jest zamknięcie butelki szklanym korkiem.
Niewielki minus za kłopoty ze zrównoważeniem kwasowości, choć jest bliskie słodyczy, to sprawia wrażenie jakby chciało zerwać szkliwo. Pierwszy kieliszek wspaniały, ale przy drugim mamy podejrzenia, że w środku siedzą dwa wina. Wniosek z tego płynie taki, że trzeba przy nim okiełznać swój apetyt.

poniedziałek, 25 maja 2009

Święto Wina w Janowcu


W sobotę odbyło się Święto Wina w Janowcu. Było więcej niż sympatycznie. Bardzo podobnie jak na tego typu imprezach w krajach zachodniej Europy. Recepta na takie spotkanie jest prosta, ciekawe, niewielkie miasteczko i temat przewodni. Może to być święto dyni, dzień wikliny czy konkurs na największy latawiec. Treść jest oczywiście istotna, ale atmosfera dobrej zabawy i odświętności chyba jeszcze ważniejsza. W Janowcu pretekstem do świętowania i promowania regionu okazały się wina lokalne. A miasteczko warto promować ze wszech miar! Janowiec jest prześliczny i wyjątkowo malowniczo położony. Widok na dolinę Wisły z usytuowanego na górze Zamku to gotowa pocztówka. Ze wstydem przyznam, że byłem tam po raz pierwszy. Być może Janowca nie da się traktować jako alternatywy dla sąsiedniego Kazimierza Dolnego, ale jako zgrabne dopełnienie jak najbardziej.
Święto Wina jest organizowane przez Stowarzyszenie Winiarzy Małopolskiego Przełomu Wisły. Region ten nie ma za sobą takiej bazy jak Podkarpacie czy też okolice Zielonej Góry, ale ma niewątpliwą przewagę w postaci urzekających krajobrazów.
Święto rozpoczęło się Mszą Świętą w intencji winiarzy. Następnie korowód winiarzy przeszedł z centrum miasteczka do ruin przepięknego zamku. Nie obyło się bez dramatyzmu. Konie ciągnące wóz z winem tak się wystraszyły dźwięków orkiestry, że spłoszone uderzyły w słup. Kolejny raz się okazało, że jest w orkiestrach dętych jakaś siła. Po dotarciu na miejsce rozpoczęło się próbowaniu owoców pracy winiarzy. Ale zanim napiszę dwa słowa o winach, zacznę małym wprowadzeniem. Otóż zdecydowana większośc winnic powstała 2-3 lata temu. Oznacza to nie tylko, że winiarze nie mogli jeszcze zdobyć niezbędnego doświadczenia, ale przede wszystkim, że z tak młodych krzewów wielkie wina nie mają prawa powstać. Dodatkowo nie pomogły warunki pogodowe, rocznik 2008 zostanie zapamiętany przez winiarzy jako niekończące się pasmo deszczu. Grona po prostu nie miały kiedy dojrzeć, trzeba na to brać sporą poprawkę. W rezultacie niemal wszystkie wina musiały być szaptalizowane.
I ostatnia, niestety najważniejsza, rzecz budząca niepokój przy próbach oceny polskich win. Większość winiarzy ma bardzo ograniczone zaufanie do winorośli właściwej i raczej uprawia przeróżne krzyzówki. Wina z nich powstające, nawet w najlepszych winiarskich regionach, nie są w stanie konkurować z tymi pochodzącymi z Vitis vinifera.
Nie będę pisał o spróbowanych i bardzo szybko wyplutych, zupełnie nieudanych winach, bo ze względu na to co napisałem wyżej, nieładnie byłoby kopać leżącego. Skupmy się na pozytywach.

Próbowania win czerwonych odradzali sami ich twórcy, zasmuceni wspomnianym przeze mnie deszczowym wrześniem 2008. Ja mimo to, przebrnąłem przez wszystkie i zdecydowanie chciałbym wyróżnić Rondo z winnicy Mały Młynek. Było klasycznie, jak na Rondo przystało, wyraźnie owocowe z charakterystyczną nutą pieprzu. Poza tym w przeciwieństwie do innych prezentowanych win z tej odmiany było ładnie zbudowane, z całkiem tęgawym ciałkiem. Wino, które już teraz bez wstydu można postawić na stole.
Z najbardziej znanej w regionie winnicy Pańska Góra zasmakowało mi wino o nazwie kojarzącej się raczej z filmami dla bardzo dorosłych - XXX 2008 to mieszanka Hibernala i Muszkatu. Na uznanie zasługuje fakt, że nie było szaptalizowane, a mimo to osiągnęło 12% alkoholu. Muszkat pachniał eleganckimi, słodkimi perfumami, czyli z grubsza tak jak powinien. Niemniej dysproporcja pomiędzy nosem a ustami jest zbyt wielka. Naprawdę nie jest lekko przebić się przez taką kwasowość.
Ale największe wrażenie zrobiła na mnie Winnica Słowicza. I to nawet nie ze względu na prezentowane wina, ale raczej z powodu samoświadomości winiarzy. Spróbowałem dwóch ich win - Hibernala i Sibery. Hibernal był więcej niż przyzwoity z dającymi się zapamiętać nutami landrynkowymi. Sibera zaś nie przekonała mnie wcale, doceniam czystość i poprawne wykonanie tego wina, ale kwasowość była na poziomie cytryny. Tymczasem winiarze wolą właśnie swoją Siberę i mówią, że właśnie taki efekt chcieli osiągnąć. Za takie pójście troszkę pod prąd i nieschlebianie gustom powszechniejszym wielkie brawo. Jestem pewien, że dzięki swojemu nonkonformizmowi zrobią kiedyś wina wielkie.


Smutną wiadomością jest fakt, że zaden z wystawiających się winiarzy jeszcze nie dopełnił setek papierowych formalności i ich win na razie kupić nie możemy. A widząc entuzjazm zgromadzonych gości to naprawdę duża strata.
Nie mam wątpliwości, że za rok również wybiorę się do pięknego Janowca, żeby obserwować postępy winiarzy. A teraz życzę im lepszego 2009. Miejmy nadzieję, że dopomoże w tym Święty Urban - patron winiarzy, dziś 25 maja obchodzimy Jego święto. Na zdjęciu to ten z prawej:-)








I w ten sposób, niemal niepostrzeżenie udało nam się dobrnąć do końca postu nr 100!

niedziela, 24 maja 2009

Heredead Ugarte Crianza 2005

MIERNE, 50 PLN
Buteleczkę przywiózł mi Przyjaciel z dalekiej podróży. Celowo piszę buteleczka, bo miała zawartość 0,375.
No cóż, teoretycznie darowane koniowi i tak dalej. Niestety, temu koniowi zajrzałem w zęby i ... nie zobaczyłem zupełnie nic. Zero Riojy, zero emocji. Dobry przykład na "podczepianie się" z marnym winem pod sławę wielkiego, bądź co bądź, regionu.
Liczyłem na to, że mała butelka nieco "podkręci" wino i sprawi ono wrażenie bardziej dojrzałego. Niestety nie sprawiło. Pod względem technicznym nic mnie w nim nie raziło, ale też i nie oczarowało. Ot, trochę wiśni i wanilii w zapachu.
Generalnie gdyby mi ktoś powiedział, że jest z La Manchy, to bym pewnie nawet cmoknął, ale jak na Rioję, to troszkę obciach.

Cena dotyczy butelki o normalnej pojemności dostępnej w Polsce.

sobota, 23 maja 2009

Święto Rieslinga czyli u Króla na imieninach

Raczej nie opisuję tu degustacji na których bywam, ale degustacja degustacji nierówna.I nie chodzi mi nawet o to, że to spotkanie było jakoś większe, lepiej zorganizowane czy w ciekawych wnętrzach. Rożnicę sprawiał sam temat zainteresowań czyli mój najukochańszy biały szczep - Riesling.
Niemieckiemu Instytutowi Wina udało się zgromadzić w jednym miejscu naprawdę sporo obecnych w Polsce ( a nawet nieobecnych ) Rieslingów. Świetna okazja żeby wychwycić, czasem ogromne, różnice, dostrzec niuanse i docenić najlepszych producentów. Między prezentowanymi winami było tak wiele rozbieżności, że już chyba nigdy nie odważę się na uogólnienie typu "niemiecki riesling".
Punktem centralnym dnia była degustacja stolikowa połączona z zajadaniem się szparagami pod każdą postacią. Tak, szparagi+riesling=małżeństwo doskonałe. Jak zawsze, takie spotkanie miało dość ludyczny charakter. Niemniej z ogromną satysfakcją odnotuję, że jednym z najlepiej odbieranych win było wino od St.Urbans-Hof, które już kiedyś entuzjastycznie opisywałem.
Wcześniej jednak miałem przyjemność wziąć udział w degustacji komentowanej kilkunastu win. W takiej dużo spokojniejszej i, co tu kryć, bardziej zawodowej atmosferze, największe wrażenie zrobił na mnie Riesling Kabinett Zeltinger Sonnenuhr 2007 z winnicy Selbach-Oster. Wino ocenię jako WYŚMIENITE+.Ten Riesling to przede wszystkim ogromna mineralność, tak silna, że wręcz prowokująca do porównań z równie mineralnymi Chablis, a przecież to wina z zupełnie innej bajki. Pity Kabinett był genialnie zrównoważony pod względem kwasowości, dobrze zaznaczona słodycz wspaniale wpisywała się w wytrawny, mimo wszystko, charakter wina. Zresztą w rieslingach mozelskich niemal zawsze mamy do czynienia z miłym podniebieniu cukrem resztkowym. Z aromatów, obok mineralności, najlepiej zapamiętałem dojrzałą gruszkę. Wino nie daje o sobie szybko zapomnieć, z jego długością może się równać tylko jego rozciągnięta nazwa. Z pewnością warte swoich 77 PLN.
Wkrótce, z racji ciepłej pory roku, będę Was częściej zasypywać postami o Rieslingach.

środa, 20 maja 2009

Bardolino Chiaretto Monte del Fra 2008

SMACZNE+, 29 PLN
Nie da się dłużej lekceważyć ciepła za oknem i pora przestawić się na biel i
róż. Nie będę udawał, że jestem wielkim znawcą win różowych, chyba nie umiałbym wydać większych pieniędzy na wino w tym kolorze. Różowe ma być przyjemnie owocowe i rześkie. Jeśli będzie coś lepiej, to traktuję to jako wartość dodaną ekstra. Opisywane Bardolino Chiaretto jest świeże, ale z całkiem nieźle zarysowanym, jak na różowe, ciałkiem. Nos jest wyraźnie mineralny, pachnie jak morskie kamienie, do tego dodajmy silne akcenty malinowe. Kolor nie jest tak obiecujący jak na załączonej fotce, barwa jest bladziutka, coś na kształt wyblakłego, majtkowego różu. Według mnie to wino najbardziej ożywa w połączeniu z wędlinami.

Piwo Tomkowe

WYŚMIENITE
Pojawiały się już na tym blogu różne różności, ale piwa jeszcze nie było. Co przecież jeszcze nie znaczy, że autor ma jakieś uprzedzenia do jasnego z pianką. Dobre piwo więcej niż lubię, tylko niestety niełatwo takowe kupić. Uważam, że pasteryzacja zabija smak piwa. Browarów warzących takie piwa jest niewiele ( albo nie mają siły przebicia ), a i sklepy nie garną się do sprzedaży piw z krótkim terminem ważności. Największym paradoksem jest to, że te najlepsze piwa kosztują najmniej, za śmieszne 2,50 PLN można znaleźć prawdziwe perełki. Jakimś rozwiązaniem są mini browary pojawiające się przy niektórych pubach. W takich warunkach piwa powstają dosłownie na naszych oczach. Słyszałem, że na taką działalność jest szansa dostać całkiem pokaźne dotacje unijne więc jest szansa, że takowych miejsc przybędzie.
I po tym nieco przydługim wstępie pora na tytułowego bohatera czyli na piwo od Tomka ( prawie szwagier ). Jestem zwolennikiem robienia najróżniejszych alkoholi na własne potrzeby w domowym zaciszu. Nie dość, że jest to niezła frajda, to jeszcze mamy okazję bardziej docenić tych, którzy robią to zawodowo.
Nie do końca wiem jak to konkretne piwo powstało, ale spróbuję ocenić efekt. Największe wrażenie robi piękna barwa starego bursztynu, jest jak na zdjęciu tylko z większym błyskiem. Silnie gazuje, prawie tak mocno jak Piwo Śląskie. Tak na oko ma pomiędzy 5-6 %, ale jest niezwykle ekstraktywne. Zapach z wyraźnie wyczuwalną maliną. Tak z grubsza to może przypominać piwo Palm, ale mogę być w błędzie, bo tego ostatniego nie piłem latami. Tomkowe ( niech to zostanie jako nazwa własna ) jest książkowym przykładem na to, że piwa niepasteryzowane trzeba pić najszybciej jak się da. Pite dwa tygodnie wcześniej było genialne, teraz powolutku opada. Wszyscy, którzy kilkanaście lat temu kupowali świeże Królewskie prosto z Browaru Warszawskiego, wiedzą jak ważna w piwie jest funkcja czasu.
Nie tylko z racji mojego radosnego podchmielenia polecam wszystkim podobne eksperymenty.

wtorek, 19 maja 2009

Degustacja Grappy

Po raz kolejny ( z pewnością nie ostatni! ) napiszę słów kilka o najlepszym, poza winem, napoju jaki się da uzyskać z winogron.
Ponieważ do grappy przekonałem się stosunkowo niedawno temu, to czuję, że jest we mnie nieco nadgorliwości typowej dla neofity. Wszystkich częstuję, do kawy dolewam i zachęcam jak się da. Niestety większości osób przeszkadza silnie "bimbrowy" aromat tego alkoholu. A szkoda, bo jak się przejdzie przez ten poziom, to można dostrzegać całą paletę niuansów grappy. Znacznie łatwiej niż w winie rozpoznajemy czy była beczkowana, a jeśli tak to w jakim drewnie. Czy zawiera jakieś dodatki ziołowe i z jakich winogron powstała.
Ostatnio miałem niekłamaną frajdę wziąć udział w degustacji najróżniejszych rodzajów grappy. Gatunków było około 200!!! Niestety organizatorzy nie ufali zanadto we wstrzemięźliwość swoich gości i pozwalali spróbować jedynie pięciu wybranych przez siebie gatunków. Przyznam, że pierwszy raz w życiu piłem kilka rodzai obok siebie i mogłem tak łatwo wychwycić ogromne różnice.
Genialnie świeża była grappa zrobiona z moscato, miała wszystkie atrybuty dobrego Moscato d'Asti tylko w większej koncentracji, elegancka, silnie kwiatowa, naprawdę rześka.
Równie fantastyczna była ta, która powstała z wytłoczonych gron służących wcześniej do wyrobu Amarone. Dodatkowo przepuszczono ją przez beczkę, aby podobieństwo było jeszcze bardziej uderzające. Myślę, że nawet ludzie bez węchu rozpoznaliby jak powstała.
Ale jednak największym hitem okazała się grappa z Gewurztraminera. Była leciutko "przełamana" z zostawioną nutką słodyczy tak typową dla Gewurza. Poza tym dominowały charakterystyczne dla szczepu aromaty płatków róży i owoców liczi.
Jak przystało na porządną degustację wszystko zostało podane w odpowiedniej temperaturze i właściwym szkle, co dodatkowo podniosło walory grappy.
Niestety nie poznałem cen pitych trunków, ale w ciemno mówię, że są warte każdego grosza.

piątek, 15 maja 2009

Etna Francesco Nicosia 2006

WYŚMIENITE, 4,20 Euro

Skoro Etna to powinno być gorąco i wystrzałowo. Czy było? Zdecydowanie tak!
Rzecz jasna wino powstało w sąsiedztwie najwyższego europejskiego wulkanu i stąd nazwa. Oczywiście może to być czarowanie samego siebie, ale pijąc je wyczuwamy ( albo chociaż chcemy wyczuwać ) nuty wulkaniczne. Zresztą dymiący stożek na etykiecie wina nie jest ot zabiegiem marketingowym, w roku zbiorów Etna była jak najbardziej aktywna.

Wina z apelacji Etna najbardziej od innych odróżnia oczywiście gleba, na której powstają. Jest to z grubsza rzecz biorąc zastygła lawa pokryta pyłem wulkanicznym. Poza tym winnice są położone dość wysoko, gdzie jest nieco chłodniej i grona nie dojrzewają tak szybko jak w innych częściach Sycylii. W regionie choć używa się odmian międzynarodowych, to ogromnym uznaniem cieszą się odmiany miejscowe nieznane nigdzie indziej. Samych odmian egzotycznego szczepu Nerello jest kilka, tu zmieszano Nerello Mascalese z Nerello Mantellato. Szukając informacji o Nerello wyczytałem u niezawodnej Jancis Robinson, że są to winogrona lżejsze niż Nero d'Avola. Wiem, oczywiście, że Nero d'Avola jest bardzo plastycznym szczepem i można z niego zrobić wszystko - od sikacza po wino parkerowskie, ale tu bym się trochę różnił. Dla mnie wypite Nerello było o wiele cięższe i bardziej skoncentrowane od większości próbowanych Nero d'Avola.

Etna Nicosia jest winem z gatunku tych, które trzeba jeść nożem i widelcem. Pełne, gęste, czarne, mocne i niezwykle aromatyczne. Silne aromaty dojrzałej wiśni, czarnej porzeczki i jagód. A na dodatek zapach świeżo wylanego asfaltu. Wszystko bardzo zgrabnie się łączy. Choć najlepiej podawać je z aromatycznie przyrządzonym mięsem, to daje również wiele radości pite niespiesznie jako tzw. wino medytacyjne.



czwartek, 14 maja 2009

Wybory europejskie a wino

Zacznijmy od tego czy wszystko, również wybory polityczne, musi kojarzyć się z winem? Pewnie nie musi, ale ja mam trochę skrzywione ( zmącone? ) postrzeganie świata. Ponadto w czasie wyborów politycy nagle przypominają sobie o elektoracie i jest szansa, że nie zlekceważą naszych pytań. Wykorzystałem więc okazję i spytałem kilkudziesięciu kandydatów do Parlamentu Europejskiego o ich zdanie w pewnej kwestii.
Otóż w różnych państwach naszej Wspólnoty obowiązują różne regulacje dotyczące dopuszczalnej zawartości alkoholu podczas prowadzenia auta. Takie na przykład Słowacja czy Czechy są ultra restrykcyjne i nie dopuszczają jakiegokolwiek śladu alkoholu we krwi. U nas jak wiadomo norma wynosi 0,2 promila, w większości krajów jest to 0,5 promila, a w Wielkiej Brytanii nawet aż 0,8 promila. Wiem, że planowano ujednolicić przepisy, ale jak na razie wszystko skończyło się tylko na wskazówkach dla rządów narodowych, aby "normalni" kierowcy mogli jeździć z 0,5 promilem, zaś kierowcy autobusów, TIR-ów z 0,2 promila. I właśnie o stanowisko w sprawie owego ujednolicenia zapytałem naszych drogich kandydatów.
Najpierw mała uwaga natury ogólnej. Marni to kandydaci, którzy boją się kontaktu z własnymi wyborcami. Spróbujcie znaleźć adresy mailowe większości z nich, to prawdziwa droga przez mękę. Dla mnie brak łatwo dostępnego maila z klucza ich dyskwalifikuje. Pomimo trudności do kilkudziesięciu z mojego okręgu udało się wysłać stosowne zapytanie. Odpowiedziało raptem kilkunastu. Nawet nie mam większego żalu do tych, którzy nie odpisali, pytanie było z gatunku niewygodnych i mogło być prowokacją jakiegoś cwanego dziennikarza szukającego chwytliwego tematu w stylu "poseł Cymański chce więcej pić za kółkiem". Z tych, którzy zdecydowali się odpowiedzieć większość zachowała się asekuracyjnie czyli pisali jakie ważne jest bezpieczeństwo na drogach, że trzeba przejrzeć statystyki i t.p. Niemniej było kilka sensownych wypowiedzi wartych przytoczenia.
Niezawodny okazał się Piotr Gadzinowski zupełnie rozsądnie postulując wprowadzenie normy naszego niemieckiego sąsiada czyli 0,5 promila, ale biorąc pod uwagę naszą miłość do naginania przepisów skłaniałby się do brytyjskiego 0,8. Dodał też, że aby były wspólne normy alkoholowe również drogi muszą spełniać podobne standardy.
Zaimponował mi Artur Zawisza, człowiek zupełnie nie z mojej bajki, który nie chce, aby sprawy były regulowane na poziomie europejskim, bo wtedy, według Niego, skończy się na skrajnym wariancie czeskim. Według Zawiszy brytyjskie 0,8 promila jest pomysłem sensownym. I niech mi teraz ktoś powie, że politycy "radiomaryjni" nie znają prawdziwego życia i zabawy. Szacun!
Niemniej moją prywatną klasyfikację wygrał Bernard Margueritte startujący z list PSL. Po pierwsze odpisał najszybciej, bo już po godzinie. Po drugie bardzo merytorycznie wskazał propozycje Unii, o których wyżej napisałem ( 0,5 promila dla wszystkich i 0,2promila dla zawodowców ). Na dodatek przedstawił się jako miłośnik świetnych win Bandol, które są wytwarzane również przez Jego rodzinę.
Nie myślcie sobie, drodzy Czytelnicy, że jestem tak nierozsądny, aby odpowiedź na w sumie nienajważniejsze pytanie życia decydowała o moim głosie. Prawda jest taka, że i tak już dawno zdecydowałem się dać szansę PSL-owi, więc czemu nie Panu Bernardowi? Szkoda tylko, że tak ciężko będzie przebić się tej partii w okręgu warszawskim... Zobaczymy.

środa, 13 maja 2009

Lulu B. Pinot Noir 2005

MIERNE+ , 32 PLN
Podczas podróży zagranicznych staram się unikać sklepów i knajp przeznaczonych wyłącznie dla turystów. Nie dość, że zwykle zakupy tam uderzają po kieszeni, to przede wszystkim mają niewiele wspólnego z lokalnym życiem. Miejsca takie łatwo poznać po napisach w języku angielskim. Tubylcom takie ułatwienia są raczej zbędne więc wiadomo do kogo są skierowane. Wyobraziłem sobie kartę dań po angielsku wystawioną przed naszym poczciwym barem mlecznym:-)
Tymczasem przy zakupie wina dałem się nabrać. Nie da się ukryć, że uwiodła mnie pani z obrazka - typowa Paryżanka Lulu B. Oczywiście jest ona tak typowa jak Krakus chodzący po ulicy w czapce z piórem. Strona internetowa producenta (zupełnie zgrabnie zrobiona) nawet nie udaje, że jest przeznaczona dla Francuzów, znajdziemy tu info wyłącznie po angielsku z przepisami na BBQ włącznie.
Samo wino jest silnie owocowe z dominującą wiśnią i czarną porzeczką, aromaty nieco zbyt dosłowne, choć trzeba uczciwie powiedzieć, że nie nudzi się po pierwszym kieliszku, jak typowy chilijczyk.
Podsumowując, można odnieść wrażenie, że producent zanadto przestraszył się inwazji win nowoświatowych i postanowił się do nich upodobnić. O ile w przypadku stosowania zakrętki i barwnej etykiety nie jest to grzechem, o tyle w smaku wina nie potrafię tego zaakceptować.

poniedziałek, 11 maja 2009

Muscadet Moreau 2007

SMACZNE, 37 PLN
Muscadet to wspaniały region położony nad Loarą. Ale, że Loara jest wyjątkowo długa to uściślijmy - leży u ujścia Loary, już nad Atlantykiem, w okolicach miasta Nantes. O ile za niektóre inne nadloarskie wina ( Pouilly Fume, Sancerre ) trzeba zapłacić krocie, to Muscadet wciąż zachowuje cenę więcej niż uczciwą. Nie wiem czy to prawda, ale podobno wina są niedoceniane dlatego własnie, że są niedrogie, a skoro są mniej zauważane, to i cenę ciężej podnieść. Nieistotne czy taka jest prawda, dla nas najważniejsze, że ceny są na poziomach nowoświatowych.
Charakterystyczne dla regionu jest starzenie win na osadzie drożdżowym, w takim przypadku będzie adnotacja na etykiecie sur lie. Moje niestety nie zostało poddane temu zabiegowi, co jeszcze o niczym nie przesądza.
Muscadet od Moreau zapadło mi w pamięć bardzo pozytywnie pomimo, że spodziewałem się czegoś nieco innego. Otóż oczekiwałem wina rześkiego, lekkiego, finezyjnego z nieźle zaznaczoną kwasowością. Tymczasem było tu sporo ciałka, kwasowość bardzo niska ( jak dla mnie zdecydowanie za niska ) i pewna taka ociężałość. Nadrabiało pięknymi aromatami kwiatowymi. Wypiłem je ze sporą radością. Dodatkową atrakcją jest fakt, że powstaje z niezbyt znanego szczepu Melon de Bourgogne, nie wiem czy uprawia się go gdzieś jeszcze.
Reasumując, jeśli podczas zwiedzania zamków nad Loarą chcecie przyjemnie się orzeźwić bez rujnacji portfela, to polecam gorąco Muscadet.

czwartek, 7 maja 2009

Cynar

WYŚMIENITE, 5,99 Euro
Czasem zastanawiam się przy różnych okazjach jak ktoś jako pierwszy wpadł na pomysł zrobienia czegoś. Dajmy na to zrobić genialne wino z zapleśniałych bądź zmrożonych winogron, połączyć słodkiego Sauternesa z błękitnym serem albo szampana z truskawkami.
Ale żeby wpaść na pomysł zrobienia alkoholu z karczochów to już trzeba było być albo naprawdę bystrym albo zdesperowanym. Najciekawsze, że pomysł się sprawdził. Cynar, bo o tym alkoholu mowa, jest genialny! Tak gorzki, że aż przechodzi w słodycz, dość gęsty, ale nie zawiesisty. idealny przed posiłkami, ale jeszcze lepszy zaraz po. Można go łączyć z wodą gazowaną i z pomarańczą, można dodać troszkę do kawy, ale i tak najlepiej smakuje po prostu z lodem. Moim ukochanym połączeniem jest Cynar z Chino ( taka z grubsza rzecz biorąc super gorzka Coca Cola ). Z racji tego, że zawiera zaledwie 16% alkoholu pije się go wyśmienicie zwłaszcza w lecie. Dla mnie wartością ekstra dodaną jest fakt, że ... mam na Cynar uczulenie i po każdej szklaneczce kilka razy muszę kichnąć:-) Czyli taka tabaka w płynie.

Co do reklam tego pysznego napoju oceńcie sami która jest mniej beznadziejna, stawiam na to, że ta z Natalią Estrada.


wtorek, 5 maja 2009

Wina chińskie Noble Dragon

FATALNE+, 35 PLN
Zacznijmy od tego, że bardzo nie chciałem, aby wina z Chin mi smakowały. Może to zabrzmi zbyt poważnie jak na takiego, w sumie rozrywkowego, bloga, ale nie mam wątpliwości, że kupując o kilka groszy tańsze ciuchy, bądź inne produktu made in China, pośrednio wspieramy reżim komunistyczny.
Wina chińskie raczej nigdy, nawet w odległej przyszłości, nie będą budziły postrachu wśród europejskich potęg winiarskich. Inaczej mogą się jednak mieć sprawy w odniesieniu do win z Ameryki Południowej, które początkowo przekonywały nas do siebie głównie ceną. Biorąc pod uwagę, delikatnie rzecz nazywając, liberalne podejście Chińczyków do kanonów obowiązująch przy produkcji wina, możemy sobie wyobrazić efekty. Żeby Was, drodzy Czytelnicy, dodatkowo postraszyć zapraszam do przeczytania artykułu na temat możliwego "postarzania" wina przy użyciu prądu.
Wina, których spróbowałem powstały na Półwyspie Shandong. Dość zgodnie uważa się, że są tam najlepsze siedliska dla winorośli. Pośrednio potwierdza to wybór również tego miejsca na zalożenie winnicy przez Rothschilda od Lafite'a ( czego to ludzie nie zrobią żeby mieć jeszcze więcej pieniędzy... ). Wina są mieszankami wielu szczepów wliczając w to również odmiany azjatyckie. Dałem im ocenę zbiorczą, którą zdecydowanie zawyżyło wino białe - mało smaczne, ale akceptowalne. Natomiast czerwone, a zwłaszcza różowe były niemal nie do picia. Nie umiem o nich powiedzieć pół ciepłego słowa.

Na pocieszenie znaleziona stara reklama jakiegoś alkoholu azjatyckiego. Ponieważ powstała w 1982r. raczej bym wykluczał Chiny, ale kto wie. Niezależnie od tego skąd jest i co reklamuje z racji na walory taneczne broni się sama.

piątek, 1 maja 2009

Moscato d'Asti Ca Solare 2007

WYŚMIENITE, 45 PLN
Chyba coraz bardziej wychodzi na wierzch mój "malinowy gust". Zachwycam się ostatnio bądź winami tanimi, bądź słodkimi. Trochę w poprzek i oczekiwań i tak naprawdę również moich smaków. Cóż zachwycę się raz jeszcze :-)
A okazja jest wyborna. Moscato d'Asti powstaje w okolicach Asti, a więc w Piemoncie, ojczyźnie najsolidniejszych win włoskich - Barolo i Barbaresco. Pasuje do nich jak różowa koszulka do kibola piłkarskiego. Najbardziej charakterystyczna jest dla niego niziutka zawartość alkoholu ( zwykle około 5% ), co czyni je świetnym winem dla dzieci, kierowców i kobiet w ciąży. Tak niskie procenty uzyskuje się przez filtrację moszczu. Moscato zwykle leciuteńko musuje zostawiając piankę na kieliszku. Pachnie jak to moscato - słodko, kwiatowo, wiosennie, czasem miodowo, gruszkowo.
Niewiele jest lepszych pomysłów na drugie śniadanie:-)
Zaś wszystkim miłośnikom czerwonych ciężkich win, którzy patrzą na Moscato d'Asti z nieukrywanym lekceważeniem polecam następujący eksperyment. Proszę spróbować kilkudziesięciu gatunków Barolo, Barbaresco ( choćby i odpluwając ) i po kilku godzinach takiego maratonu napić się zimnego, orzeźwiającego, lekko szczypiącego w język Moscato. Ponieważ mam takie doświadczenie świeżo w pamięci, wiem ile ukojenia potrafi wnieść to z pozoru figlarne wino.