poniedziałek, 15 lutego 2010

Chateau de la Roulerie 2003

WYŚMIENITE+, 39 PLN
Gdy widzę słodycze to kwiczę... A wśród słodkich przyjemności uwielbiam wręcz Dolinę Loary. Niestety ze słodką Loarą obcuję zdecydowanie zbyt rzadko. Zamiast rozkoszować się drobnymi różnicami, szukać niuansów, cyzelować zmienność rocznikow, rzucam się na te wina łapczywie i wypijam je w sposob nagły; ostatnio wypiłem dwie butelki niemal jedną za drugą. Muszę kiedyś przyłożyć się do nich sumienniej, poświecić im więcej uwagi. Bo o ile słodkie Tokaje znamy wszyscy ( według mnie Aszu to najgenialniejsze wina świata ), Sauternes jest diablo drogi i często przereklamowany, to wina z tej części Francji wciąż czekają na swoje odkrycie. Zachowują niemałą kwasowość, co nie czyni ich nudnymi. A pamiętając o całym morzu nijakich win wytwarzanych w RPA z tego samego szczepu - Chenin Blanc, jeszcze wiekszy szacunek przed winiarzami znad Loary.
Nasze slodkości z serami komponują się wręcz idealnie. Ale to akurat argument generalny za winami słodkimi. Dobrze jest je podać również do orzechów i rzecz jasna same. Ponadto w kategorii cena/jakość moje Coteaux du Layon wygrywa chyba ze wszystkimi bardziej utytułowanymi winami slodkimi. Ich największą wadą jest mizerna dostępność w Polsce, jeśli je zobaczycie gdziekolwiek kupujcie w ciemno.

sobota, 13 lutego 2010

Icewine and brandy

SMACZNE+
Czego to ludzie nie wymyślą... Ale żeby odkryć coś nowego trzeba najpierw wyczyścić, zresetować głowę z dotychczasowych schematów, z tyranii status quo. Niektórzy na to się decydują, innym pomaga przypadek. Tak jak przypadkiem zdecydowano kiedyś o winifikacji gron zapleśniałych, a innym razem zmrożonych. Dzięki temu wynalazkowi okazało się, że Kanada jest nie tylko krajem winiarskim, ale robi wręcz najlepsze wina lodowe na świecie. Obecnie próbują fermentować zmrożone jabłka, co powinno być zachętą i dla nas, wszak ani mrozu, ani jabłek nam nie brak. A wracając do Icewine'a, to Przyjaciółka przywiozła ostatnio z Toronto małą buteleczkę w opakowaniu przypominającym do złudzenia perfumy. Było to właśnie wino lodowe z dodatkiem brandy. Nie mam nic przeciwko mieszaniu wina z czymkolwiek choć sam raczej takich zabiegów nie stosuję. Z pewnością zaś nie zmieszałbym icewine'a, jest po prostu tak drogi, że trochę byłoby żal. Coś w stylu dolewania do dobrej Malt Whisky Coca Coli. Kanadyjczycy nie przejęli się zanadto schematami i jednak pomieszali. Efekt zaskakująco przyzwoity! W mieszance dominowały aromaty wina z charakterystyczną miękką i rześką słodyczą. Brandy wtopiona gdzieś w tyle, tak zgrabnie, że nie przeszkadzała nic a nic. Pomimo, że całość miała solidne 17%, to było to niemal niewyczuwalne. Słowem eksperyment zdecydowanie udany. Co mieszamy w następnej kolejności?

sobota, 6 lutego 2010

Hochheimer Reichestal Spatburgunder Franz Kunstler 2004

WYBITNE-, OK. 35 EURO
Całkowite zaskoczenie i to ze wszystkich stron. Po części wynikające z mojej niewiedzy oraz wiary w stereotypy. Zacznijmy od tego, że nie znałem tego producenta ( trochę wstyd ) oraz nawet przybliżonej ceny wina. Próbowałem go więc niemal w ciemno, bez uprzedzeń. Pierwsza rzecz jaka się narzuca to zawartość alkoholu. W cieniutkich Pinot Noirach z Niemiec zwykle znajdziemy około 11 procent, a tutaj ogromniaste 14%! Tak wspaniale zostało zrobione, że wcale, a wcale się tego nie wyczuwało, było wręcz delikatne. Efektem ubocznym, ale w dobrym sensie, takiej mocarnej budowy było jego ciałko. Tak pełnego i ciepłego ciała nie widziałem w czerwonych Niemczech jeszcze nigdy. Mały łyczek wypełniał usta po brzegi zostawiając uczucie jedwabiu na języku. Do tego wszystkiego dodajmy niezwykle silne aromaty swieżych malin.
Dopiero po wypiciu zajrzałem na stronę producenta i z przestrachem wyczytałem, że młodsze roczniki można kupić za 36 Euro. W Winach Europy, gdzie Franz Kunstler dostał dwa serduszka, widnieje z kolei cena 19 Euro. Tak czy inaczej jest to wino drogie. W naszej rzeczywistości kosztowałoby pewnie około 150-200PLN, co sprawia, że byłoby niesprzedawalne. A czy jest warte nawet tak wysokiej ceny? Bez wątpienia tak.