niedziela, 29 kwietnia 2012

Orvieto Borgo Cipressi 2011

MIERNE+, 12 PLN
Lubię biedronkowe Orvieto, bo moja Mama je lubi ( pewnie głównie z ważnych dla nas obojga względów emocjonalnych) i często trzyma butelkę w lodówce. Poprzednie roczniki były nieco napompowane, 2011 smakuje po prostu jak tanie, ale uczciwe wino. Sporo kwasowości, aromaty cytrusowe i trochę gumy balonowej, jak dla mnie w zupełności wystarczy. Wykorzystałem wino przygotowując potrawę, ale to co zostało wypiłem z przyjemnością. Na czas majówkowego bezmyślenia zupełnie akceptowalne.
Orvieto jednym smakuje bardziej, innym niekoniecznie, a niektórzy nawet film o nim nakręcili. Myślę, że decydujący na to wpływ ma skrajna nierówność i niepowtarzalność tych samych win z Biedry. Zatem każda butelka to spore ryzyko.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Czerwona Austria od Zantho

W komentarzach, do artykułu na Winicjatywie, przetoczyła się ciekawa dyskusja na temat czerwonych win z Austrii. Rozmówcy zastanawiali się dlaczego, o ile białą Austrię znamy, cenimy i kupujemy, to czerwień z tego kraju jest niemal nieobecna w naszym myśleniu. Zwracano uwagę, że tamtejsze wina doskonale pasują do polskiej kuchni. Ja dodam jeszcze, że szczepy uprawiane przez Austriaków często dobrze odnajdują się również w polskich winnicach. Czemu zatem wina te kupujemy tak niezmiernie rzadko? Myślę, że wytłumaczenie jest najprostsze z możliwych - czerwonej Austrii po prostu nie znamy oraz są to stosunkowo drogie wina. Oczywiście kwestia relatywnie wysokich cen może skutecznie zniechęcić do poznania i poeksperymentowania z tymi wyśmienitymi winami. Czyli kółko niemożności się domyka. Również z komentarzy, pod wspomnianym wcześniej artykułem, dowiedziałem się, że Enoteka Polska sprzedaje trzy wina od znanego producenta po promocyjnej cenie 25 złotych za sztukę. W takim przypadku nie możemy już usprawiedliwiać się wysoką ceną, 25 złotych nie jest kwotą robiącą wrażenie nawet na miłośnikach win dyskontowych. Za takie pieniądze dostaniemy w Enotece wina z Burgenlandu od bardzo porządnego producenta Zantho. Możemy wybrać jeden z trzech typowych dla Austrii szczepów - zweigelt, st.laurent lub blaufrankisch. Najlepiej jednak kupić wszystkie trzy, bo naprawdę nie umiem doradzić, które z tych win jest smaczniejsze. No może o pół długości przed innymi jest zweigelt. Trzeba powiedzieć, że nawet regularna cena przedpromocyjna 41 złotych jest również bardzo uczciwa. Zatem nie ma co dalej się rozwodzić, trzeba jechać do sklepu i szybko odczarować dla siebie czerwone wina naszych prawie sąsiadów.
Niestety jest też łyżka dziegciu. Powiedziano mi, że wina Zantho tak naprawdę nie są w promocji, jest to wyprzedaż. Bardzo, bardzo szkoda. Trzeba mieć nadzieję, że za kilka lat, gdy oswoimy się z winami austriackimi, taka sytuacja się nie powtórzy.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Kiedy pić pępkowe?

Mam wrażenie, że ginie w Narodzie tradycja picia pępkowego. I to nie tylko dlatego, że nie umiemy prawidłowo odpowiedzieć na tytułowe pytanie. Kiedyś mężczyzna mógł zobaczyć noworodka przez okno, a potem czekał przez kilka dni na żonę w domu. Sytuacja niemal stworzona, żeby poświętować z kolegami. Teraz jednak tatusiowie są przez cały czas porodu z żonami, a potem z żonami i maleństwami. Żeby była jasność - mi ten nowy model bardzo odpowiada. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby nie wyskrobać jednego wieczoru na radość z przyjścia na świat nowonarodzonego. I teraz wróćmy do pytania kluczowego - kiedy pić pępkowe? Wersja najbardziej ortodoksyjna mówi, że powinno się to robić w momencie gdy dzieciątku odpadnie pępek. Tyle, że wtedy z reguły żona już jest z powrotem w domu i ostatnią rzeczą jaką chce oglądać jest zgraja pijanych facetów wznoszących toasty, żonę trzeba uszanować. Lepiej zatem, choćby w myślach, przyspieszyć odpadnięcie pępka i zrobić imprezkę dopóki żona jest w szpitalu. Wtedy i impreza udana i żona nie zaliczy doła ( oczywiście o ile zdążymy posprzątać przed Jej powrotem ). Nie będę pisał co warto w ten szczególny dzień wlewać do kieliszka, bo to sprawa totalnie wtórna. Jedynym co jest ważne, to wspaniały powód, dla którego się gromadzimy.

Oczywiście ten głupawy post miał tylko jeden cel. Chciałem podzielić się radością z narodzin mojego synka!

czwartek, 19 kwietnia 2012

Ambitniejsza Bułgaria

Mamy kolejnego importera win na naszym rynku. Gdyby to była setna firma sprowadzająca wina toskańskie albo dwusetna specjalizująca się w taniej Hiszpanii nie byłoby o czym pisać. Firma MARDEC, bo o niej mowa, wybrała sobie zaskakującą niszę - ambitne wina bułgarskie. Biznesowo pomysł jest co najmniej kontrowersyjny. Bo z czym kojarzy się większości z nas Bułgaria? Z winem Sophia, z Christo Stoiczkowem, bułgarskim śladem w zamachu na Papieża i jeszcze raz z winem Sophia. I może jeszcze z Kadarką. Wygląda na to, że przynajmniej w początkach działalności firma będzie musiała się skupić na udowadnianiu, że nie mają garba, a to, że Kadarka powstaje w tym samym kraju nie może dyskwalifikować ambitniejszych win bułgarskich. Niewykluczone, że będzie to proces rozłożony na lata. Wystarczy wspomnieć  o doskonałych winach niemieckich, które dla wielu z nas, wciąż mają przyprawioną gębę Liebfraumilcha. W każdym razie początek drogi jest wykonany, wina są w Polsce i sami możemy się przekonać ile są warte.
Spróbowałem dwóch butelek od producentów będących na dwóch biegunach winiarstwa bułgarskiego. Winnica PULDEN to wieloryb działający na 320 hektarach i robiący wino w milionach butelek. Winnica TODOROFF chwali się na swojej stronie, że są pierwszą butikową winnicą bułgarską; produkcja ich win idzie raptem w skromne tysiące. Szczerze mówiąc pijąc ich wina miałem wrażenie, że producenci zamienili się butelkami.
Wino Todoroff Rose 2010 od małego Todoroffa smakowało bardziej poprawnie i "mainstreamowo". Szczep Cabernet Sauvignon, potężny 14% alkohol i aromaty, których możemy oczekiwać po różowym Cabernecie - konkretna malina plus nuty paprykowe. Smak bardzo pełen, bez metroseksualnych odchyleń typowych dla wielu win różowych. Jestem pewien, że pijąc to wino z zamkniętymi oczami sporo osób mogłoby je wziąć za czerwone. Za taką konkretność daję mu duży plus i szczerze polecam. Nawet za sugerowane 62 złote.





Pulden Mavrud Special Reserve 2003 jest z kolei winem dla odważych. Naprawdę stare, z lokalnego szczepu Mavrud i niziuteńki 12,5% alkohol. Dzikie, nieujarzmione i niesamowicie kontrowersyjne. W ustach pełne ( może nawet zbyt pełne ), bogate, konkretne, smakuje jakby było o 2% mocniejsze. Nie znaczy to, że wyczuwa się w nim alkohol, po prostu takie pełne ciało trochę potrafi zmylić. Pachnie czekoladą, pieprznością typową dla odmiany, jak dla mnie ma też zdecydowanie zbyt dużo nut balsamicznych. Nie ma jednak dwóch zdań, że to wino może smakować, a sugerowane 39 złotych za takiego staruszka to wyjątkowa okazja.


Jestem niezmiernie ciekaw jak będą Rodacy reagować na te wina. Mam nadzieję, że nie damy się pokonać stereotypowemu myśleniu i damy, innym niż Sophia, winom bułgarskim szansę. Skoro coraz więcej z nas na nowo odkrywa plażowanie na Złotych Piaskach, to może analogicznie będzie z winami?

Oba wina otrzymałem do spróbowania od firmy Mardec.

wtorek, 17 kwietnia 2012

Pinotage Iziko 2008

FATALNE
Zadaniem dzisiejszych Winnych Wtorków było spróbowanie Pinotage, którego historię można przeczytać na przykład w tym linku. Mam nadzieję, że kolegom bardziej się poszczęściło, ja jestem zawiedziony. Owszem, zdarzało mi się pić sensowne wina z tej odmiany, ale znacznie częściej trafiam na karykatury. Zbyt mocne nasycenie aromatami dymu i wędzonki, co potrafi skutecznie przykryć wszelką owocowość. Tak też niestety było i w tym przypadku. Zupełnie jakby ktoś umył winem grilla a potem wlał to do butelki. Nic więcej nie potrafię o nim napisać. Omijać szerokim łukiem!
**********************************************************************************************************************
Winne Wtorki skończyły roczek, co jak na standardy internetu, jest już wiekiem całkiem poważnym. Nasze posty są lepsze i gorsze, czasem chce nam się pisać, czasem mniej, na wina też trafiamy różne. Czy cały projekt ma jeszcze sens, czy warto go kontynuować? Moim zdaniem zdecydowanie warto. Choć formuła WW ewoluuje, jedni dołączają, a inni odchodzą, to wciąż dwa razy w miesiącu w kilkunastu miejscach w Sieci można przeczytać jakąś nową notkę. Nie udajemy profesjonalnych dziennikarzy winiarskich, na to są inne miejsca w Necie. Po prostu fajnie się bawimy szukając kolejnych butelek na zadany temat. Po raz kolejny wypada więc podziękować Kubie za to, że wymyślił tę zabawę.

Pinotage w oczach kolegów:
PISANE WINEM ( D. UNCLE MATT)
WINNICZEK

WINNE PRZYGODY

SSTARWINES



CZERWONE CZY BIAŁE

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Crema di limoncello

Raz już dzieliłem się przepisem na limoncello, dziś pora pójść pół kroku dalej. Crema di limoncello jest delikatniejszą wersją tego, chyba najpopularniejszego, domowego likieru włoskiego. Crema di limoncello jest po prostu idealna na cieplejsze dni, a użyte do przygotowania mleko sprawia, że likier wydaje się znacznie delikatniejszy niż jest w rzeczywistości. Sposób przygotowania jest tak banalnie prosty, że kupowanie sklepowych wersji limoncello wygląda na zwykłe lenistwo. Oczywiście frajda z przygotowania napitku samemu jest również nieporównywalnie większa.
Przygotowując crema di limoncello możemy żonglować proporcjami i ewentualnymi dodatkami, ale podstawa jest niezmienna. Mi najbardziej odpowiadają poniższe proporcje:
7 sporych cytryn
1 litr mleka 3,2%
0,5 litra spirytusu
700-800 gramów cukru

Cytryny bardzo dokładnie myjemy szczotkując. Potem obieramy je cieniuteńko, bez tego białego pod skórką. Następnie cieniutkie skórki ( bez samych cytryn! ) zalewamy w słoiku spirytusem i chowamy w ciemnym miejscu. Zapominamy o nich na kilka dni ( moim zdaniem trzy są wystarczające, choć niektórzy trzymają je tak nawet przez miesiąc ). Po tym okresie gotujemy przez kwadrans mleko z cukrem uważając by go nie przypalić. Możemy do mleka dodać ewentualne dodatki typu olejek migdałowy czy wanilia, wszystko według upodobań. Ja dodałem kapkę rumu, zwłaszcza, że potrzebowałem stosownej butelki:) Następnie kolorowy spirytus odcedzony od skórek łączymy z wystudzonym mlekiem. I w sumie to wszystko. Tak przygotowana crema di limoncello powinna być przechowywana w lodówce. Pamiętajmy, żeby podawać likier zawsze bardzo mocno schłodzony czy wręcz zmrożony, jak macie czas to dobrze jest schłodzić kieliszki.
Miłej zabawy!

piątek, 6 kwietnia 2012

Małe wina z dużych apelacji

Różne wina z różnych stron Europy, a strategia, sprzedającego je Lidla, podobna. Przyciągająca uwagę znana apelacja, producent bez nazwiska i niewysoka, jak na dany region, cena. Czy taka mieszanka może dać wina jakoś oddające charakter apelacji?
W przypadku Vino Nobile di Montepulciano -30 PLN nie udało się to na całej linii. Wino cienkie, wodniste, bez żadnego wyrazu, smakuje jak wino stołowe z ambicjami. Porządne Vino Nobile potrafią być ciekawą alternatywą cenową dla oszczędnych miłośników Brunello di Montalcino. Nie dotyczy to niestety Lidlowego Vino Nobile.
Szczęśliwie inaczej się ma sprawa z winem bordoskim. Etykieta, a nawet nazwa, wina z Saint Emilion - 35 PLN puszy się dodatkiem Grand Cru, co akurat w przypadku tego regionu znaczy bardzo niewiele. Dopiero od Grand Cru Classe jest się czym na poważnie chwalić. Czyli zapowiadało się średnio. Samo wino jednak daje radę, pije się bez trudności, a nawet z niemałą przyjemnością. Dobrze ułożone, przyjemnie owocowe ( wiśnia, porzeczka, jeżyna ), rześkie. Inna sprawa, że w tej cenie można dostać trochę lepszych win, również z Francji.


Oba wina dostałem do spróbowania od Lidla za co dziękuję.

wtorek, 3 kwietnia 2012

Finca Sobreno Crianza 2008

MIERNE, 59 PLN
Ze sporym opóźnieniem biorę udział w Winnych Wtorkach. Z jednej strony spóźniony, z drugiej mądrzejszy o posty kolegów, których podlinkuję poniżej. Tematem były wina z Toro. Przyznam, że nie miałem do tej pory zbyt wiele szczęścia do win z tego regionu. A ponieważ te kilka, które piłem mi nie smakowały, to po kolejne nie sięgałem. Pamiętam jednak, że kiedyś hitem sklepów była Finca Sobreno ( zresztą mi też dość smakowała ) i do tego wina postanowiłem wrócić. Ależ mi wstyd było przed samym sobą. Finca okazała się porażką na całej linii. Ciężka, nudna, totalnie bez polotu. Mogła powstać w dowolnie wybranych kraju, zrobiona przez winiarza mającego dostęp do walizki z przeróżnymi ulepszaczami. Nie wykluczam jednak, że ktoś szukający win muskularnych i przesadzonych będzie z Sobreno zadowolony.
Mam wrażenie, że Toro jest regionem dopiero szukającym swojej tożsamości. Na razie chyba bardziej niż na apelację warto patrzeć na osiągnięcia konkretnego winiarza.

Rożne doświadczenia kolegów próbujących win z Toro w linkach poniżej:
Jongleur - ciekawie, bo na różowo
Sstarwines - podobno podobne do Zinfandela
Wine Tasting - nie porwało pomysłodawcy tego odcinka
Bordowe - pili hit biedronkowy, również moim zdaniem wino się broni w kategorii cena/jakość
Winniczek - Toro z pieczonym udźcem sarnim!
Uncle Matt i Czerwone czy białe - dwa spojrzenia na to samo wino
Winne przygody - butelka raczej odradzana, ku przestrodze


niedziela, 1 kwietnia 2012

Ćwiczenie z równowagi.


Sporo mówimy o równowadze wina, ale co z zachowaniem równowagi przez winopijcę? Od dzisiaj ćwiczenie z filmu będzie moim obowiązkowym przed otwarciem drugiej butelki wina. A trzeba powiedzieć, że nawet na trzeźwo nie jest to aż tak proste.