czwartek, 31 maja 2012

Nowy rocznik Płochockich


Sporo ostatnio polskich win gości u mnie. Nazwa blogu i sympatia dla rodzimych winiarzy zobowiązuje.
Na rynek weszły trzy pierwsze wina z oczekiwanego rocznika 2011 z Winnicy Płochockich. Wina nieco się różnią od tego do czego nas przyzwyczaiła ta czołowa polska winnica. Oprócz tego, że są dobre i świetnie zrobione ( to żadna nowość ), to mają jeszcze znacznie łatwiejszy w odbiorze, przyjazny konsumentowi smak. Na tych winach nie tylko można się przekonywać do naszego winiarstwa, ale wręcz do win w ogóle.
Biała Aura choć opisywana jako półsłodka, to w ustach odczujemy ją jako wino raczej półwytrawne. Wino delikatne, wyraźnie owocowe z wyróżniającymi się aromatami jabłek i cytrusów. Pięknie ułożona, ocierająca się o jakąś elegancję. Nie myślałem, że z odmiany Aurora da się tyle wycisnąć. Zeszłoroczne podejście tych samych winiarzy do tej odmiany wyglądało o kilkanaście długości gorzej.
Zdjęcia Aury nie zdążyłem ustrzelić.
Tegoroczne Rose jest taką różowością z jaką wielu z nas kojarzy wina tej barwy. Lekkie, łatwe, bardzo wciągające, półsłodkie wino. Choć ma sporo cukru resztkowego to doszło aż do 12% alkoholu. Rose powstało z mieszanki marechal foch z rondem. Marechal foch jest odmianą, której aromat przebija przez wszystko i mnie zwyczajnie odrzuca. Tutaj szczęśliwie absolutnie jej nie wyczułem. Wino pachniało normalnie czyli malinami i truskawkami. Polecam kupno tego wina wszystkim, którzy wybierają się na wakacje na południe Europy. Po powrocie dajcie znajomym nalane „w ciemno” Rose od Płochockich. Nie wierzę, żeby ktoś pomyślał, że jest to wino polskie. Nie ukrywam jednak, że zeszłoroczne solidne i ambitne Rose trafiło do mego serca znacznie bardziej. Tamto wina zapamiętałem na długo, o tym mogę zapomnieć dużo szybciej.
Najciekawszym i najmniej oczywistym winem jest Zweigelt ukrywający się pod nazwą Geltus. Dużo aromatów owocowych z dominującą czereśnią. Niezłe jak na Zweigelta ciałko. Na pewno najmniej komercyjne spośród wszystkich trzech, ale mnie zaintrygowało najbardziej. Koniecznie trzeba je związać z kulinariami. Ja bym obstawiał kaczkę lub gąskę.
Powtórzę, że wina uważam za świetne, choć może idące nieco za bardzo z prądem. Brakuje mi w nich pewnego pazura. Kilka dni temu podczas Święta Wina w Janowcu winiarze poczęstowali mnie ( spod lady ) winami, których jeszcze nie ma w sprzedaży. Mogę zapewnić, że obok przyjemności z picia, wróci również pazur.

środa, 30 maja 2012

Degustacja pionowa rieslingów Jaworka

Degustacja pionowa to delikatne nadużycie, spróbowałem zaledwie dwóch roczników wina, ale za to jakich! Otworzyłem trzymane na wielką okazję rieslingi z Winnicy Jaworek z czasów jeszcze przed możliwościami legalnej sprzedaży własnego wina w Polsce. Byłem pełen obaw o kondycję otwieranych win. Wiemy, że rieslingi starzeją się z ogromną klasą. Tym razem jednak były to wina z młodziuteńkim krzewów, od winiarzy dopiero uczących się, z marnego dość siedliska. Rieslingi jednak nie tylko się obroniły, ale wręcz zauroczyły. Bez wątpienia są to najlepsze białe wina z tej winnicy jakie piłem. Jeszcze raz się okazało, że czas jest wielkim sprzymierzeńcem rieslingów. Niewykluczone, że jest też w tym trochę szczęścia początkujących.
Rocznik 2006 pachniał pięknie jabłkami, cytrusami, grejpfrutem i przyjemnie wyczuwalną naftą. Po prostu rewelacja. Wiem, że w to ciężko uwierzyć, ale spokojnie dałoby się pomylić to wino z uczciwym Rheingau. Gładkie, eleganckie, długie, wyważone.
Rocznik 2007 zaskoczył ciemną, bliską pomarańczowi, barwą. Nad aromatami jabłek dominowały nuty miodowe. W ustach znacznie żywsze, co wcale jeszcze nie znaczy, że kwaśne. Rześkie i dużo bardziej zadziorne od o rok starszego kolegi. Mniej rewelacyjne, ale wciąż przepyszne.
Winnicy Jaworek chyba ktoś zapomniał powiedzieć, że w Polsce jest za zimno zarówno na uprawę rieslinga jak i pinot noira. Dzięki tej niewiedzy możemy spróbować najlepszego polskiego czerwonego wina. Teraz się okazuje, że możemy też śledzić wspaniałą ewolucję polskich rieslingów. Chciałbym, żeby więcej naszych winiarzy zaufało normalnym odmianom z vitis vinifera. Robiąc wina z przeróżnych hybryd ciężko przejść na poziom gwarantujący prawdziwie wielkie emocje, takie jak w opisywanych dziś winach. Moim zdaniem warto zaryzykować, choćby tylko na jakiejś części swojej winnicy. Bo wiadomo - kto nie ryzykuje, ten nie pije rewelacyjnego rieslinga.

Więcej fotek z mojej wizyty w Winnicy Jaworek znajdziecie na fanpage'u na FB.

poniedziałek, 28 maja 2012

Galicyjska konkurencja dla rieslinga.

Galicyjska ( z tej hiszpańskiej Galicji ) winnica Terras Gauda musiała się jakoś dowiedzieć o mojej miłości do rieslingów i spróbowała namówić mnie do zdrady królewskiego szczepu. Winnica podesłała mi karton wina z prośbą o ocenę ( to się tylko tak lekko pisze, ale przecież to czad, że z Hiszpanii dostałem paczkę! ). Białe wina  zrobione na bazie albarino zwyczajnie powaliły mnie na kolana. Może na razie rieslinga nie zdradzę, ale na mały flirt z albarino zdecyduję się na pewno.

Abadia de San Campio 2011 sprzedawana w Polsce za ok. 75 złotych jest albarino w wersji niezobowiązującej. Przenikliwie świeże i przyjemne. Zupełnie jakbyśmy z upału weszli do sklepu ze zbyt mocno działającą klimatyzacją. Aromaty typowe dla win rześkich – cytrusowe, jabłkowe, trochę kwiatów. Pije się niezwykle przyjemnie, ale bez nadmiernych emocji. Wydaje się nieco za drogie, zwłaszcza jeśli porównamy je z opisywanym niedawno winnowtorkowym albarino.






Zdecydowanie warto dorzucić kilkanaście złotych i spróbować wina O Rosal 2011 z tej samej winnicy. Do wszystkich wymienionych powyżej aromatów trzeba dołożyć sporo ciała. Pachnie pięknie gruszkami, ananasem i szarlotką. Sprawia wrażenie naładowanego elektrycznością. A podczas picia sympatycznie drapie w gardło. Zupełnie unikalne uczucie. Trzeba spróbować koniecznie.
Zupełnie w innej kategorii wagowej chodzi wino La Mar 2010. W tym przypadku albarino jest tylko dodatkiem, wino bazuje na zupełnie epizodycznej odmianie caino blanco. Mój język jest zbyt ubogi, żeby opisać to wino. Na pewno najlepszy białas jakiego piłem w tym roku. Świeżuteńkie i rześkie, bardzo mineralne. Jednocześnie porażające bogactwem aromatów owocowych. Jest pigwa, są jabłka, cytryna, winogrona. W ustach trafione po prostu w punkt. Jednocześnie eleganckie i bardzo, ale to bardzo pijalne. W Polsce, jeśli się dobrze orientuję, niestety nie jest dostępne. Zatem jest świetny pretekst, aby wybrać się w tym roku do Hiszpanii. Dla La Mar zdecydowanie warto, tylko trzeba się spieszyć – zrobiono zaledwie 20 tysięcy butelek.

Mam nadzieję, że częściej winiarze będą nas raczyć winami z caino blanco. Może to być kolejny, po albarino, wspaniały szczep z Hiszpanii. 

Wkrótce opiszę czerwone wina z siostrzanej winnicy Pittacum, bądźcie czujni.

sobota, 26 maja 2012

Janowiec po raz trzeci

Już po raz trzeci winiarze ze Stowarzyszenia Winiarzy Małopolskiego Przełomu Wisły zaprosili nas na Święto Wina do Janowca. To wspaniale, że ta impreza nie okazała się jednorazową i zagościła na stałe w naszym winiarskim kalendarzu. Trzecie Święto Wina nieco różniło się od zeszłorocznego. Było znacznie mniej "obudowane" stoiskami z produktami regionalnymi niż w poprzednim roku. To duża szkoda. W sumie to dziwne, że u siebie na targu mogłem dziś rano kupić kilkanaście gatunków chleba więcej niż w Janowcu. Szczęśliwie prezentowane wina bez kłopotu ukryły pozostałe braki. W porównaniu z zeszłoroczną imprezą, podczas której piliśmy wina z 2010, poziom podniósł się o kilka poziomów. Rok 2011 z gorącym wrześniem był o wiele bardziej życzliwy winoroślom. Nie znaczy to niestety, że winiarze zaprezentowali wina zapierające dech w piersi. Zdecydowana większość białych win była na poziomie dostatecznym ( jak na polskie warunki to niezła ocena ). Ponad przeciętność wybiły się, w mojej ocenie, dwa wina z Pańskiej Góry - Sibera i Hibernal oraz bardzo udane Cuvee ( Hibernal, Seyval Blanc, Bianca, Jutrzenka ) z winnicy Pawła Wieczorka. Wszystkich jednak wyprzedził o trzy długości, podobnie  jak w roku ubiegłym, Maciej Mickiewicz prowadzący Winnicę Solaris. Absolutnie wszystkie Jego wina piło się z ogromną przyjemnością. Wydaje mi się, że nie byłem w stanie ich odpluć. Wina sprawiały wrażenie bardzo poprawnie zrobionych. Cieszyć muszą też eksperymenty tego hobbysty - na przykład pyszne Tramini będące kupażem Traminera, Hibernala i Palavy. Nic dziwnego, że spośród 11 wyróżnień przyznawanych przez Stowarzyszenie, aż cztery powędrowały do winnicy Solaris. Zresztą byłoby pewnie więcej, ale Maciej Mickiewicz nie zgłosił do konkursu wina Cuvee - moim zdaniem najlepszego wina w Janowcu. Szczęśliwie zdobyłem butelkę więc za kilka dni możecie spodziewać się relacji.
Mnóstwo pięknych kobiet, ale gwiazdą był tylko Maciej Mickiewicz.
Wina czerwone w Janowcu rozczarowały niemal na całej linii. Ciepło odebrałem znów dwa wina od Mickiewicza - Rondo i Regenta oraz bardzo uczciwe Rondo z Winnicy Rzeczyca. O reszcie czerwonym lepiej niestety zapomnieć. Żal, że winiarze zamiast serwować męczące czerwone nie woleli spróbować zrobić czegoś różowego. W Janowcu nie było niestety nawet pół wina w tej barwie.

Nie chcę być odebrany jako malkontent. Mam świadomość, że Święto Wina to nie są targi profesjonalnych winiarzy. Janowiec ma nam raczej przybliżać pracę i pasję hobbystów prowadzących z trudem swoje mikrowinnice. Święto świetnie się wpisuje w lokalność i w kontekście lokalnym powinno być odczytywane. Ponadto jest doskonałym pretekstem by wybrać się w tamte piękne okolice. A także, co równie miłe, nacieszyć wzrok ślicznymi paniami, które coraz liczniej Janowiec odwiedzają. Zatem za rok widzimy się znów w Janowcu!


Acha, wszystkim Mamom dużo uśmiechów ślę!


niedziela, 20 maja 2012

Billecart - Salmon Brut Reserve

WYBITNE, 220 PLN
Szampan to synonim klasy i elegancji. Niestety niektóre z szampanów chcą do klasy i elegancji dodać nadmierną dawkę lansu. A to za dużo cukru, a to za mocne bąbelki, a to dizajnerska butelka.
Billecart - Salmon na szczęście nie idzie tą drogą. To po prostu cudny, przesmaczny szampan i kropka, zero zbędnych dodatków. Piękne aromaty dojrzałych jabłek ( może nawet szarlotki ) i gruszek. W ustach pełne i jednocześnie świeże. Bąbelków cała masa, ale nie robią wrażenia pienistości. Dla mnie ideał, dalej nie szukam. Szczęśliwie nie jest tak znany jak kilka wiodących marek i nie muszę się obawiać, że sięgną po niego osoby chcące się wyłącznie podlansować piciem "oryginalnego szampana". Jest raczej skierowany do dojrzałych i ceniących elegancję.
Mój Młody skończył miesiąc, trzeba to było oblać. Dojrzale i elegancko:)

wtorek, 15 maja 2012

Santiago Ruiz Albarino 2011

WYŚMIENITE, 59 PLN
Tym razem to ja zaproponowałem winnym wtorkowiczom, abyśmy spróbowali win z odmiany albarino. Kluczową rolę odegrały tu jak zwykle moje upodobania. Wcześniej proponowałem rieslinga, później wina polskie, teraz przyszła pora na mniej oczywiste albarino. Nie ukrywam, że jakimś impulsem były artykuły Andrzeja Daszkiewicza i Tomasza Prange-Barczyńskiego w najnowszym numerze Magazynu WINO. Panowie szeroko omawiają zarówno temat hiszpańskiej Galicji jak również szczepu Albarino. Szczerze polecam lekturę. Jeśli ktoś nie dotrze do Magazynu WINO, to ciekawie o tej odmianie pisze Mariusz Kapczyński. Nie będę tu przepisywać ani prasy ani internetu, kto ma ochotę niech kliknie.
Dla mnie albarino z Rias Baixas jest winem bliskim ideałowi. Świeże i rześkie, a jednocześnie z ogromnymi ambicjami. Na pewno nigdy nie powiem o nim per "winko". Jednocześnie ich naturalna lekkość nie stawia ich zbyt wysoko na piedestale, czyniąc winami tylko dla wybrańców.
Na zilustrowanie i chyba bardzo dobry przykład wybrałem jedno z najlepszych albarino dostępnych na naszym rynku. Santiago Ruiz jest takie jak jego etykieta. Na pierwszy rzut oka nieco krotochwilna, patrząc wnikliwiej mówiąca o zaletach swojej małej ojczyzny. Santiago Ruiz jest świeże, cytrynowo-kwiatowe. Wchodząc głębiej  poczujemy książkowe aromaty kredy i fajną mineralność. Wino to można pić zarówno szklankami chcąc ukoić pragnienie jak również powolnie doceniając każdy kieliszek. Ja wypiłem dość szybko popijając promocyjne ślimaki z Lidla. Jak na razie to najciekawsze dla mnie wino tego kapryśnego prawie lata.

Inni winopijcy też próbowali:




sobota, 12 maja 2012

Chińskie wino śliwkowe

MIERNE =, 10 PLN
Po pierwsze sorki za to, że nie podaję nazwy własnej tego trunku. Nie jestem jednak w stanie odcyfrować krzaczków z etykiety.
Nie jest to absolutnie napitek, który mogę polecić, wręcz przeciwnie. Jest to jednowymiarowe paskudztwo przejawiające cechy wina zepsutego. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że w kategorii śliwkowych wynalazków z Dalekiego Wschodu, nie wypada najsłabiej. W porównaniu z najpopularniejszym na naszym rynku śliwkowym pseudowinem Choya, jest niemal smaczne. Wino ze zdjęcia wyprzedza Choyę o dziesięć długości, nie smakuje całą tablicą Mendelejewa. Ma fajną kwasowość zgrabnie kontrastującą ze słodyczą. Zatem jeśli już NAPRAWDĘ MUSICIE pić wina śliwkowe, to lepiej sięgnijcie po to.
W dodatku bohater dzisiejszego wpisu ma totalnie odjechaną cenę i równie odjechany frędzelek.

niedziela, 6 maja 2012

Konkurs niemal jak plama Rorschacha.

KOLEJNY KONKURS FEJSBUKOWY, KOLEJNA NAGRODA !!!

Mam godnego rieslinga na zbyciu. Dostanie go zwycięzca tego prościutkiego konkursu. Aby go wygrać trzeba spełnić dwa lub trzy zadania:

  1.  zgadnąć jakie wino znajduje się na zdjęciu
  2. "zalajkować"  którykolwiek z moich postów na Facebooku
  3.  napisać z czym Wam kojarzy się ta plama ( ja widzę dwa zwierzątka przytulone do gadającego drzewa, ale ja kończę drugą dziś butelkę )

Zadanie trzecie jest opcjonalne, będzie brane pod uwagę tylko jeśli nikt w terminie nie znajdzie prawidłowej odpowiedzi na pytanie pierwsze lub odpowiedzi będzie więcej niż jedna.
Odpowiedzi możecie zamieszczać zarówno pod tym postem jak i pod wpisem na FB. Wpisy wrzucajcie do 12-ego maja do godz. 12.00 - wtedy podam prawidłową odpowiedź i zwycięzcę.

Podpowiedzi:

  • wino wypiłem i wspomniałem o nim na blogu w tym roku
  • wina nie rozlałem celowo, po prostu kieliszek się wypsnął, nie szukajcie go więc w kategorii FATALNE


Miłego szperania po blogu życzę.


*************************************************************************************************
ROZSTRZYGNIĘCIE   KONKURSU ( dodano 12.05 )

Niestety nikt nie odgadł, że wylałem kieliszek Terres Chaudes 2010 z jednego wpisu wcześniej. Najbliżej był Marek, który wskazał inne wino od tego samego producenta i z tego samego wpisu. Ponadto Marek dał tak odjechaną interpretację plamy ( oczyma duszy widzę dwa anioły z rozpostartymi skrzydłami klęczące po obu stronach winnego krzewu, trzymające w dłoniach puchary i zbierające do nich wino wypływające wprost z winogron (skraplające się na gronach niczym rosa w letni poranek)... ;) , że trzeba było to docenić. Do Marka zatem powędruje pyszny Riesling. Na wyróżnienie zapracował Andrzej, który widzi moją plamę na okładce płyty zespołu Jarzębina ( Koko koko Euro spoko ). Andrzejowi podeślę zatem korkociąg.
Wszystkim ośmiu osobom, które próbowały zmierzyć się z zagadką pięknie dziękuję. Kolejne, równie durne , konkursy już wkrótce.

środa, 2 maja 2012

Terres Chaudes 2010 i La Marginale 2009, Thierry Germain



WYBITNE
W sumie to nic mądrego nie jestem w stanie napisać, chcę się tylko podzielić radością z wypicia dwóch cudnych win.
Jeśli ktoś nie przekonał się jeszcze do szczepu cabernet franc, to po tych dwóch winach musi zmienić zdanie. Nie ma potrzeby ich omawiać osobno, bo choć się różnią, to mają wiele cech wspólnych. Przede wszystkim niewiarygodna soczystość i bombowa owocowość. Piękne aromaty jagód, borówek, jeżyn, malin, a dodatkowo jeszcze piwonie i fiołki. Trzeba im dać jednak lepszą chwilę na odetchnięcie. Pierwszym zapachem jaki wyłonił się z butelki Terres Chaudes było, za przeproszeniem gówienko, po czasie szczęśliwie znika i atakuje wspomnianą owocowością. W przypadku La Marginale nie było tak trudnego początku, jest za to wszechogarniająca elegancja. Cechą wspólną obu win jest też bardzo łatwa pijalność, butelka znika znacznie szybciej niż powinna. Niewykluczone, że z tego powodu zupełnie nie doceniłem pitego za pierwszym podejściem Terres Chaudes. Bawienie się w szczegółowe opisywanie tak pysznych win wydaje mi się niepoważne. Zupełnie jakby u pięknej kobiety skupiać się na wybranych cechach, mądrzej jest przyznać, że jest piękna i kropka. Podobnie jak oba loarskie cabernet franc.
Oba wina dobrze jest pić nieoderwane od kontekstu, który możemy swobodnie wybrać:
porównując je z innymi znanymi nam cabernet franc;
patrząc dlaczego Thierry Germain jest uważany za jednego z najlepszych winiarzy Francji;
a także myśląc o stosowanych przez niego praktykach biodynamicznych, których akurat ja nie rozumiem;
widząc, że drogie wina wcale nie muszą być napompowane, żeby rzucały na kolana.
Niezależnie od tego jaki kontekst wybierzemy pijmy Dolinę Loary, naprawdę warto.

wtorek, 1 maja 2012

Chateau Charron Blanc 2010

SMACZNE+, 43 PLN
Zdradzę trochę winnowtorkowej kuchni. Wina, które będziemy pić wybieramy zwykle z mniej więcej dwutygodniowym wyprzedzeniem. Przy tak długim horyzoncie czasowym można czasami nie dostosować wina do pogody. Spójrzmy na aktualną sytuację. Dziś jest piękny upał, a za kilka dni, jak nas straszą, ma być raptem 12 stopni. Chłopaki z Winnych Przygód wykazali się lepszą skutecznością niż niejedna pogodynka i zaproponowali na dziś wytrawne białe wino z Bordeaux. Z definicji są to wina dość rześkie, bo oparte na sauvignon blanc, nieźle sprawdzające się przy wyższych temperaturach. Mimo wielu zalet sam stosunkowo rzadko po nie sięgam. Prawie nigdy mnie nie zawiodły, poniżej pewnego poziomu nie schodzą, ale efektu wow też nazbyt często nie oferują. Po prostu porządne, poprawne wina. Tak też było w przypadku dzisiejszego bohatera - Chateau Charron. Smaczne, cytrusowe, jabłkowe i melonowe. Początkowo kwasowość dzięki 20% udziałowi semillon była niemal niewyczuwalna, później do głosu zaczęło dochodzić 80% sauvignon blanc i wino niemal z chwili na chwilę robiło się coraz bardziej cierpkie. Zdecydowanie warto dać mu wsparcie w postaci potrawy. Ja szczególnie polecam ćwiczone przeze mnie ostatnio ulubione danie Benedykta XVI ( pierwszy przepis na stronie ). Danie to również składa się z połączenia kwasowości cytrynowego sosu z gładkością łososia, kulinarny brat bliźniak Ch.Charron.

Z Mariuszem piliśmy to samo wino. Jak widać w Warszawie jest tylko jedno białe Bordeaux:)




  To już setny wpis na Winnych Przygodach


 Dyskretny urok ursynowskiego Leclerca