niedziela, 28 listopada 2010

Moonvine Red 2007



SMACZNE, ok. 60 PLN
Nie należę do zakonu wielbicieli biodynamiki. Szczerze mówiąc uważam to po części za pogaństwo, a po innej (pewnie większej) części za cwany marketing. Jeżeli ktoś naprawdę wierzy, że wino zyska na jakości jeśli będzie uprawiał winorośl zgodnie z fazami księżyca, zakopywał rogi w winnicy i odprawiał inne podobne zaklęcia, to na zdrowie. Rozumiem, że jest to bardziej element wiary i nawet się z tego specjalnie nie wyśmiewam.

Jeżeli jednak informacje o biodynamiczności wina umieszcza się wielką czcionką na etykiecie, to rozumiem, że głównym celem jest dotarcie do zielonomyślącej grupy docelowej konsumentów. Cwaniactwo i tyle. Jeśli jednak jakieś wino, pomimo epatowania swoją biodynamicznością, jest również w porządku, to nie będę go z zasady skreślał. Tak jest w przypadku sympatycznej propozycji z Australii. Mieszanka w równych niemal proporcjach Shiraza, Caberneta i Merlota dała dam wino z wyczuwalną truskawką i śliwką. Pełne i mocne - 14% jak to często w przypadku Australii bywa, dla mnie tych procentów trochę za wiele, ale w naszych mrozach może się to przyjąć. W sam raz dla takich sceptyków biodynamicznych win jak ja.

2 komentarze:

froasia pisze...

Nawet nie wiedziałam, że biodynamika istnieje. Chwała Bogu ;) Też w to nie wierzę.

Białe nad czerwonym pisze...

@Froasia
Istnieje i ma się świetnie. Zupełnie jak Kreacjoniści w Stanach czy zwolennicy żywienia się kolorami:-)