poniedziałek, 19 grudnia 2011

Alternatywa dla kafelków




Skonstruowanie pokracznej dość szafki ze skrzynek po winie nie zatrzymało mojego zapędu w "upiększaniu" mieszkania. Tym razem wyzwaniem była przestrzeń pomiędzy szafkami kuchennymi standardowo dekorowana kafelkami. U mnie w sumie jest podobnie, tylko kafelki dość spore, nieregularne ( również jeśli chodzi o grubość ) i z drewna zamiast z ceramiki. Fajna zabawa, polecam!



poniedziałek, 12 grudnia 2011

Dary z Lidla

Lidl przestał mnie tylko poić, teraz wzięli się również za karmienie. Otrzymałem w prezencie z Lidla gustowny koszyk zawierający trzy wina oraz całe mnóstwo smakołyków prezentowanych jako świąteczne wyroby delikatesowe. Rozpakowując paczkę uśmiechnąłem się z wdzięcznością, osoby znające mnie wiedzą, że bardziej niż wypić lubię tylko zjeść. Tyle, że w Lidlu tego chyba jednak nie wiedzą, skąd zatem pomysł żeby dołączyć do win spożywkę? Wdzięczność przeszła w zakłopotanie, a zakłopotanie wręcz w podejrzliwość. Odrzuciłem jednak brudne myśli; nie wierzę, aby Lidl był tak nierozsądny by podkopywać dobre relacje z blogerami jakąś zawoalowaną quasi łapówką. Zresztą i o mnie by nie świadczyło najlepiej gdybym dał się kupić za paczkę orzeszków:-)
Wracając, już odrzuciwszy podejrzliwość, do zawartości koszyka. Rioja Soligamar Reserva 2007 od poprzedniego wpisu nie zdążyła się zmienić, zatem odsyłam do starej notki. Może dziś byłbym mniej surowy i jakiegoś małego plusika bym jeszcze dorzucił.
Nowozelandzkie Sauvignon Blanc Cimarosa 2011 za 25 złotych okazało się winem słabiuteńkim. Pomimo doskonałego regionu - Marlborough i aktualnego rocznika, wino nie dało wiele radości. Silna kwasowość, dużo aromatów agrestowych oraz winogronowych, jakoś słabo poskładane wszystko, mocno nienaturalne. To nie tak, że wina się nie dało wypić, ale porównania z tańszym o dychę biedronkowym Hans Greyl nie wytrzymuje. 
Na deser, niemal dosłownie, spróbowałem 10-letniego Porto Tawny Armilar za 40 PLN. 10-letnie Porto w tej cenie to towar absolutnie nieosiągalny, nawet "zwyczajne" kosztują drożej. Co z tego skoro te tańsze i młodsze również o wiele lepiej smakują. 10-letniemu Armilarowi na plus zapisuję niewyczuwalny alkohol. Oprócz tego więcej zalet nie znalazłem. Dominują aromaty Butaprenu przykrywające wszystko inne. Chcąc dać winu setną szansę dowąchałem się zapachu pączków, ale to tak trochę na siłę. Potężne 20% wino i jeszcze potężniejszy zawód.

Czy taki krytyczny opis znaczy, że nie znalazłem jasnych punktów w podarowanym mi koszyku? Wręcz przeciwnie! Produkty spożywcze, na które na początku notki trochę frymaczyłem, okazały się nad wyraz smaczne. I makarony smakowe i krem orzechowy i syrop z orzechów laskowych i przede wszystkim orzeszki Macadamia są bez wątpienia godne polecenia. Całą ofertę znajdziecie w tym linku. Nie chcę tu budować skomplikowanych konstrukcji, że Lidl jest mocniejszy w spożywce, choćby i noszącej znamiona luksusu, niż w winach. Nie, po prostu wina z tego koszyka znacznie mniej mnie zachwyciły niż na przykład lidlowe Barolo. A ich winną ofertę będę śledził choćby przy okazji wpadania do sklepu po orzeszki.

sobota, 10 grudnia 2011

Quindals 2007


WYŚMIENITE-, 58 PLN
W dzień El Clasico dobrze jest się napić wina hiszpańskiego, a jeszcze lepiej katalońskiego. Mi się trochę trafiło, bo zostałem obdarowany butelką przez firmę Prados. Choć Hiszpanię pijam z umiarkowanym entuzjazmem, to widząc wino Quindals na początku mocno mi się uśmiechnęły oczy. Prześliczna, trochę małoksięciowa, etykieta - elegancka, ale z dystansem do samej siebie, znaczy zapowiada się dobrze. Kontretykieta niestety przyprawiła mnie o zgrzytanie zębów - kolejne południowe wino z przesadzonym, bo 15% alkoholem, do tego niemal obowiązkowy dla Hiszpanów rok w beczce. Chcą nie chcąc otworzyłem i ... pełne zaskoczenie. Uderza przeogromna siła owocu - jeżyny, porzeczki, borówki. Niby aromaty standardowe, ale w wyjątkowym bogactwie. Prawdziwym zaskoczeniem był jednak wysoki alkohol z etykiety, bo niemal niewyczuwalny. Owszem, czuło się, że wino ma sporo ciałka, ale na pewno nie było to przeszkadzające. Wszystko bardzo spójne, jakby grało w jednej orkiestrze: i owoc i beczka i alkohol. Chcąc określić wino jednym słowem najlepiej powiedzieć o nim, że jest megasoczyste, zdecydowanie warto.

wtorek, 6 grudnia 2011

Les Terrasses Rigal 2008

SMACZNE, 29 PLN
Cieszy mnie przywracanie przez Nowy Świat mody na szczepy nieco zapomniane. Jedni odświeżyli Syrah, inni Carmenere, kolejni Tannata, a Argentyńczycy Malbeca. Pewno gdyby nie Nowoświatowcy, to we Francji wciąż byśmy nie mogli przeczytać na etykietach co pijemy. Z drugiej strony w Nowym Świecie lubią wulgaryzować wiele win. Czasem warto więc wrócić do korzeni.
W przypadku Malbeca, którego jako bohatera Winnych Wtorków zaproponował Mariusz, jest to region Cahors. Z zakupem argentyńskiej wersji Malbeca problemów nie ma wcale, Cahors jednak jawi się jako dinozaur. Nie mając zbyt wiele czasu musiałem brać co było, a był Rigal z 2008 roku. Nie da się uniknąć porównywania tego wina do Malbeców z Ojczyzny Tanga. Rigal z Cahors ani nie był tak intensywnie czarny, ani tak mocny w nosie, alkoholem też nadmiernie nie szpanował. Szczerze mówiąc wydał się dość nijaki. Ale to tak tylko na pierwszy łyk. Potem weszły sympatyczne aromaty jeżyny i czarnej porzeczki plus obezwładniająca soczystość. Wypiłem butelkę szybciutko i do tego z dużą frajdą. Z argentyńskimi Malbecami męczę się przez długie godziny. Ale trzeba przyznać, że reklamówki winiarstwo argentyńskie ma przednie ( tą już kiedyś umieszczałem, ale jest cudna ).

Koledzy z Winnych Wtorków też pili Malbeki:
Uncle Matt
Czerwone czy białe ( śledźcie na FB, zaraz ruszy konkurs )
Winne Przygody
Środkowa półka
Winniczek ( piliśmy to samo, choć wrażenia różne )


niedziela, 4 grudnia 2011

Gewurztraminer Arthur Metz 2010

SMACZNE =
Gewurztraminer dla początkujących, idealny na pierwszy kontakt z tymi winami. Można się na nim uczyć książkowych cech szczepu. Pełen aromatów płatków róż, owoców liczi i może trochę przypraw. Ciężkawy i przysadzisty pomimo niskiego jak na tę odmianę alkoholu - 12,5%, kwasowość niziutka bliska półwytrawności. Uczciwie można polecić to wino wszystkim zaczynającym swoją winną przygodę. Jeśli jednak ktoś wypił w życiu więcej niż 20 butelek Gewurza, lepiej niech je omija, zawiedzie się. Próżno w nim szukać niuansów, wgryzania się w terroir czy stylu winiarza, o czym traktuje najnowszy numer Magazynu WINO.


Wino piłem dzięki uprzejmości Makro, w którym jest dostępne.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Zabawy z ogniem

Kiedy w butelce zostaje tak mało wina, że nie wiadomo komu je rozlać, można się zabawić. Filmik, jak to w polskim kinie - nic się nie dzieje, ale końcówka jest zaje, dotrwajcie.


A jako ekstra bonus widać moją dłoń, wczorajsze wino i kawałek szafy:-)
Oczywiście zabawę podejrzałem w Sieci.

niedziela, 27 listopada 2011

Saint Joseph Deschants M.Chapoutier 2009

WYŚMIENITE, 39 PLN
Chapoutier to winnica, której udało się połączyć wielkość wieloryba z bardzo wysoką jakością. Niestety win sygnowanych tym nazwiskiem nie pijam zbyt często, zwyczajnie mnie nie stać. Dlatego widząc, że mogę kupić poniżej 40 złotych wino ze świetnej apelacji, chwilkę przecierałem oczy. Nie znalazłem informacji o tym, że jest to promocja, wino nie było absolutnie zepsute, zatem okazja. Albo pomyłka sklepu, ale o tym nie miałem odwagi informować sprzedawców. W tym ostatnim utwierdza mnie cena ze strony producenta - 15 Euro.
Samo wino smakowało mi bardzo, ale chyba spokojnie mógłbym ( gdybym miał lepsze warunki i mniejsze łakomstwo ) na nie parę lat zaczekać. Pachniało jak to Syrah pachnie - pieprz, przyprawy jeżyny. Niby bez rewelacji, ale wszystko elegancko i jakoś tak spokojnie ułożone. Po prostu przepyszne wino.

A dla lubiących filmiki poniżej zdjęcia winnic Chapoutier.
M.Chapoutier : fin from GFILM on Vimeo.

środa, 23 listopada 2011

Teperberg Silver Sangiovese 2009

FATALNE
Duża ciekawostka. Zmielone drewno, a może wręcz drzewo, rozpuszczone w winie. W życiu czegoś takiego nie piłem. Pozostaje tylko pytanie czy zrobił je jakiś niedouczony winiarz czy raczej szalony bednarz chcący zobaczyć jak drewno wpływa do butelki. Jestem pewien, że gdyby zalać winem drewniane stateczki umieszczane przez hobbystów w butelkach, to i tak równie silnych aromatów dębiny nie dałoby się osiągnąć. Nie pachnaiło absolutnie niczym innym, choć producent bredzi o aromatach kwiatowych, owocach leśnych i korzennych akcentach. Swoją drogą ten produkt może odnieść sukces rynkowy, wystarczy nieco zmienić jego pierwotne przeznaczenie n.p. na:

  • preparat służący do konserwacji podłóg wykonanych z drewna egzotycznego
  • substytut wiórów dębowych używanych przez niektórych winiarzy; trzy krople nadadzą winu krągłość na poziomie Crianzy
  • odświeżacz zapachowy do toalet o zapachu leśnym


Twarzą reklamową produktu mógłby zostać Pinokio albo Grzegorz Rasiak.

Kilka tygodni temu, przy okazji Winnych Wtorków, koledzy pili o wiele lepsze Sangiovese spoza Toskanii:
Viniculture
Winniczek
Środkowa półka
Sstarwines

wtorek, 22 listopada 2011

Julienas Antoine Barrier 2009

SMACZNE+, 26 PLN
Niektórzy utyskują, że wsiowe święto Beaujolais Nouveau, które obchodziliśmy w zeszły czwartek, zdemolowało cały region Beaujolais. Malkontenci nie dostrzegają, że obok naprawdę sympatycznej zabawy zyskaliśmy coś jeszcze. Otóż poważne wina z tego regionu muszą płacić karę za wybryki swego najmłodszego dziecka w myśl zasady: "za szkody wyrządzone przez dzieci...". Reputacja rodziców nieco spada ( totalnie niesłusznie! ), a za spadkiem reputacji podąża również spadek cen. Dzięki temu możemy napić się win zupełnie wyjątkowych za grosze niemal. Łowcy promocji zdecydowanie powinni penetrować półki z winami z Beaujolais. W moje ręce trafiła butelka Julienas z jednego z dziesięciu Cru Beaujolais. Pyszne, świeżuteńkie, łatwe w piciu, ale jednocześnie intrygujące. Aromaty gumy balonowej, fiołków, maliny, porzeczki i cynamonu. Do wypicia jednym haustem. Nie mam wątpliwości, że gdyby je opakować w bardziej medialną apelację mogłoby kosztować znacznie więcej. Dla winiarzy bieda, dla klientów okazja.

Przy okazji Winnych Wtorków całą baterię bożolaków testował Mariusz.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Vinya Carles Crianza 2007

SMACZNE, 20 PLN
Priorat jest jednym z symboli współczesnego winiarstwa hiszpańskiego. Region, który wyskoczył niczym królik z kapelusza. Zamiast mozolnie piąć się po pięterkach winiarskiej sławy od razu wskoczył do Ligi Mistrzów. Z błyskawicznym sukcesem win z Prioratu mógł się równać tylko równie szybki wzrost cen. Wzrost do pewnego stopnia pozostający pod kontrolą. Apelacja Priorat jest niewielka, a wydajność zbiorów jest legendarnie niska. Zatem pole dla ewentualnych "łamistrajków" chcących zaproponować tanie wina z Prioratu jest stosunkowo niewielkie. Tym bardziej byłem zaskoczony po otrzymaniu z Lidla wina z tamtego regionu za niecałe 20 złotych. Węszyłem zagrywkę marketingową w stylu "przyciągniemy klienta tanim Prioratem, a nadrobimy to sobie sprzedając kilka jogurtów". No cóż, jeśli rzeczywiście taka była strategia dyskontu, to raczej jednorazowa. Vinya Carles nie ociera się nawet o wielkość, głębię i wielotorowość win ze swojego sąsiedztwa. Absolutnie nie można na jego podstawie wyrabiać sobie zdania o regionie. Abstrahując jednak od apelacji, trzeba przyznać, że jest to wino po prostu bardzo smaczne i nieźle zrobione. Wyraźnie owocowe, z akceptowalnymi nutami beczkowymi i rewelacyjnie wtopionym wysokim (14,5%) alkoholem. Po delikatnym schłodzeniu piło się je z dużą przyjemnością. Polecam je wszystkim chcącym spróbować rześkiej Hiszpanii i wszystkim, którzy chcą zmieścić się w dwóch dyszkach za butelkę wina. Ale jeśli ktoś chce zacząć przygodę z Prioratem, niech na start wybierze inną butelkę.

niedziela, 20 listopada 2011

Rioja w Lidlu

Dziś jest szczęśliwy dzień dla Hiszpanów - po siedmiu latach pożegnali socjalistów Zapatero. Nowym premierem ma zostać urodzony w Santiago de Compostella Mariano Rajoy. Warto to uczcić butelką Riojy. Tym bardziej, że miasto rodzinne Rajoya niemało zrobiło dla wypromowania win z Riojy. Pielgrzymi zmierzający do grobu Św. Jakuba posilali się między innymi tymi winami, a swoją dobrą o nich opinię nieśli w cały ówczesny świat.
Minęło kilka wieków i sława dotarła również do polskich sklepów Lidl. Jak widać Lidl konsekwentnie wprowadza do sprzedaży wina z regionów z najsilniejszymi markami. I konsekwentnie chce, żeby kosztowały jak najmniej, choć w przypadku nowych win z Rioja nie można mówić o cenach dumpingowych. Przyznam, że gdybym nie dostał tych win w prezencie od Lidla ( dziękuję! ), to w życiu bym po nie nie sięgnął. I to ne tylko dlatego, że hiszpańskie nie są winami z moich marzeń. Obie butelki, przez zawieszki na etykietach, mocno podpierają się ocenami Parkera. Jednych to może kokietować, innych, znających upodobanie R.Parkera, niekoniecznie.
Soligamar Reserva 2007 za 50 PLN jest winem wyraźnie przyciężkim. Dwa lata leżakowania w nowej beczce zrobiły swoje. Ma silne aromaty jeżyn oraz porzeczki, a także wanilię i aromaty tostów. Nie ma rzecz jasna nic w tym złego, ale jest zwyczajnie nieciekawe. Rozumiem, że Reserva za 50 złotych, to niemal okazja, ale ja w tej cenie chętniej sięgam po krócej beczkowane i z reguły ciekawsze Crianzy.
Znacznie bardziej interesująca była druga Rioja z Lidla - Saxa Loquuntur Uno z 2009 za 25 złotych. Wino nie zostawiło swojego życia w beczce, spędziło w niej zaledwie kilka miesięcy. Jest żwawe, przyjemnie owocowe, ciut kwiatowe ( fiołki ). Może wielkiego szału z tą tańszą Rioją też nie ma, ale od Reservy jest zdecydowanie smaczniejsze.
Jeśli jednak chcecie spróbować naprawdę pysznego wina z Hiszpanii za zupełne grosze, to poczekajcie do wpisu jutrzejszego.

wtorek, 15 listopada 2011

Rondo 2009 Pałac Mierzęcin

SMACZNE+
Nie będę pisał o ostatniej Gali Magazynu Wino. Nie dlatego, że uważam tę imprezę za nieistotną, wręcz przeciwnie. Po prostu inni opisali to i sprawniej i szybciej. Dla zainteresowanych lista medali jest w tym linku. Pochylę się ( ulubione słowo politycznej nowomowy ) jednak nad jednym winem, którego spróbowałem przy tej okazji. Podczas Gali swoje stanowisko miała winnica Pałacu Mierzęcin. Stanowisko służyło chyba bardziej podkurzeniu zwiedzających niż autopromocji. Okazało się, że wina sprzedają się na tyle dobrze w samym Pałacu, że ich twórcy nie muszą ich sprzedawać na zewnątrz. Słowem jeśli chcecie spróbować tamtejszych win, to musicie dojechać do Mierzęcina albo na Galę MW. Ja nieświadomie skorzystałem z łatwiejszej drogi. Zaserwowano mi trzy wina białe, wszystkie dość podobne do siebie. Czyżby siła siedliska? Wina dość dziwaczne. Wewnątrz każdego z nich była zupełnie rozjechana kwasowość ze słodyczą i owocem. Zupełnie jakby występowało kilka win w kieliszku. Nie umiem powiedzieć czy była to wada czy cecha. Po kieliszku degustacyjnym ciężko wyrokować. Na pewno warto by się było im przyjrzeć na spokojnie w warunkach domowych. Po białasach poczęstowano mnie polewanym spod lady Rondem z 2009 roku. I to już było objawienie. Ronda nie lubię, a miłości polskich winiarzy do tej odmiany nie rozumiem i nie podzielam. Piłem do tej pory dobre ( nawet bardzo! ) Rondo jeden raz. Mierzęcińskie było drugim. Dominowała w nim beczkowość intensywna, ale nie przesadzona. Dużo gładkich nut czekoladowych i kakao. Fantastycznie układało się w ustach, piło się z prawdziwą radością. Wynika z niego nauka dla naszych winiarzy, jeśli chcecie bawić się z Rondem, inwestujecie też w drewno - warto! Nie będę bajdurzył, że warto dla tego wina pół Polski przejechać i odwiedzić Mierzęcin, ale jeśli będziecie w okolicy, to zawadzić z pewnością warto.

Przy okazji Winnych Wtorków inne rodzime wina pili:
Jongleur
Uncle Matt
Czerwone czy białe

piątek, 11 listopada 2011

Blanka Winnica Płochockich 2010

WYBITNE-, 50 PLN
To było dobre Święto Niepodległości. Najpierw Bieg Niepodległości ( w moim przypadku raczej trucht ), potem gąska, wypada zatem dzień ukoronować kilkoma słowami o rodzimym winie. A zdecydowanie jest o czym. Ostatnio wypiłem półtorej buteleczki wina Blanka z Winnicy Płochockich. Pierwsze wino z nieco odświeżoną etykietą z tejże winnicy. Aby oszczędzić przynudnych wstępów powiem od razu, że nic pyszniejszego Made in Poland jeszcze nie próbowałem. Wino absolutnie kosmiczne, choć na większości masowych degustacji by pewnie poległo. Jego cienkość i cherlawa budowa sprawia, że przy pierwszym łyku mamy wrażenie próbowania Cisowianki Perlage. Z tym winem trzeba się na spokojnie zaprzyjaźnić w domu. Aromatów ma tak dużo, że nie wiadomo, które wybrać najpierw. Są guma balonowa, nafta, brzoskwinia, czarna porzeczka, pełno kwiatów, a na koniec smak spalonego drzewa. Nie miałem do tej pory pojęcia, że można tak przeciwstawne aromaty zmieścić w jednym winie. A wszystko współgra ze sobą idealnie. Osoby kochające Rieslingi polubią to wino, miłośnicy Gewurza go nie odrzucą, może być interesujące nawet dla wielbicieli beczkowego Chardonnay (niskoalkoholowego). Pozycja absolutnie obowiązkowa.
Dodajmy, że wino powstało w trudnym 2010 roku.

niedziela, 6 listopada 2011

Kutjevo Grasevina 2009

SMACZNE+
Makro ma stalowe nerwy. Różnie ( częściej słabo ) opisuję ich wina, na warsztaty nie przyjeżdżam, a oni wciąż jeszcze nie skreślili mnie ze swej listy. Dzięki temu otrzymałem z Makro flaszkę wina, z regionu przeze mnie zupełnie nieznanego. Kutjevo jest podobno najlepszym winiarsko regionem chorwackiej Sławonii, zaś Grasevina jest odmianą najlepiej tam się udającą. Znaczy po gwiazdorsku będzie, pomyślałem. Blichtru dopełniła wypaśna skrzyneczka z akcesoriami młodego winomaniaka, w której buteleczka przyjechała. Z podpisu na skrzynce dowiedziałem się, że importuje je Guccio Domagoj . Przyznam, że otwierałem butelkę bez większych nadziei, bo nieznana odmiana i region, bo akcesoria, a na koniec jeszcze ten Guccio. Tymczasem Grasevina okazała się winem wyjątkowo zgrabnym. Pijąc ją miałem wrażenie przechadzania się po pobliskim targu. Całe mnóstwo aromatów dojrzałych jabłek, może gruszek, moreli. Raczej z gatunku tych pełnych, nie przepływających przez usta. Wino bardzo jesienne, idealnie skrojone pod tegoroczny, pięknie słoneczny, listopad. Trochę nostalgiczne, ale do smuty jesiennej mu daleko. Zdecydowanie warto.



sobota, 5 listopada 2011

Amarone z Lidla kontra Amarone z Makro


Za sprawą artykułu na stronach Gazety dowiedziałem się, że dyskonty dopieszczają blogujących o winach Polaków. Artykuł był najdelikatniej ujmując taki sobie, ale niemało prawdy zawierał. Rzeczywiście ostatnio Lidl zauważył, że strategia marketingowa zapoczątkowana przez Makro ma sens i też wysłał kilku osobom swoje nowości. My pewnie i tak byśmy część z tych win kupili, ale fajno, że ktoś to zrobił za nas otwierając dość hojnie swój portfel. Dzięki temu mogłem zabawić się z Przyjacielem w porównanie dwóch butelek Amarone – Lidlowskiego i z Makro. Zacznę od plusów. Żadne z nich nie przypominało krążących po rynku karykatur tego pysznego wina. Nie miały żadnych 17% alkoholu czy aromatów łatwych w piciu, kojarzących się bardziej z Primitivo, ale nietypowych dla tego wina. Wina postawiliśmy obok siebie, etykiety bardzo podobne to i potraktowaliśmy je identycznie. Przyznam, że nie spodziewałem się tak diametralnej różnicy. Amarone z Lidla smakowało jak stosunkowo niedrogie, ale jednak uczciwie zrobione wino. Pełne aromatów śliwkowych, czarnej porzeczki oraz czereśni. Dobre, choć jednak bez zachwytów. Nie było w nim żadnego drugiego dna tak oczekiwanego gdy otwiera się butelkę wina do medytacji. Wino kosztuje 78 złotych, za te pieniądze można przebierać w najlepszych Valpolicellach Ripasso, wiele z nich okaże się o niebo ciekawszych. Jeśli ktoś jednak koniecznie chce mieć odhaczone wypicie Amarone, to po spróbowaniu wina z Lidla nie powinien czuć się oszukany. Inna sprawa, że nie po to pije się wina z najwybitniejszych apelacji, aby je tylko zaliczyć.
Ewentualne niedociągnięcia Lidlowego Amarone Tenuta Pule przykryło z nawiązką Amarone Altane z Makro. To wino to głęboka pomyłka. Owszem aromaty dojrzałych czy suszonych owoców pojawiają się, ale dopiero po przedarciu się przez opary alkoholu. To wino zwyczajnie wódką pachniało. Jakby ktoś dolał spirytusu do świątecznego kompotu. Duże rozczarowanie. Nie potrafię go polecić za żadne pieniądze, niestety. No chyba, że ktoś chce dolać je do świątecznego bigosu.

poniedziałek, 31 października 2011

Dragons' Den

Nie oglądam regularnie telewizyjnego programu DRAGONS' DEN - JAK ZOSTAĆ MILIONEREM. Może szkoda, bo dopiero z drugiej ręki dowiaduję się o wyjątkowych odcinkach, raz Deo linkował do programu o szczupaku - to trzeba zobaczyć!!! Dragons' Den jest programem, w którym ludzie poszukują inwestorów chcących sfinansować ich pomysły biznesowe. W ostatnim odcinku Grzegorz Hajdarowicz zdecydował się zainwestować w winnicę Pawła Nowaka. Nie będę tu opisywał niuansów biznesowych przyszłego partnerstwa obu panów. Zaskakującym warunkiem jaki postawił p. Hajdarowicz było przeniesienie winnicy do podkrakowskich Karniowic, gdzie sam ma dom. Ku mojemu zaskoczeniu pan Paweł Nowak na taki warunek przystał niemal bez mrugnięcia okiem. Dla mnie to jakiś kosmos! Nigdy w Karniowicach nie byłem, podejrzewam, że pan Nowak również. Nie mam zatem pojęcia czy są tam odpowiednie siedliska do nasadzeń winorośli. Bez wiedzy o dogodnych bądź niedogodnych warunkach nie odważyłbym się ryzykować na granicy hazardu.
Cały program pokazuje smutną prawdę o bardzo wielu ( obawiam się, że wręcz większości ) polskich winnic. Przyszli winiarze najczęściej wsadzają sadzonki gdzieś za domem, albo na polu, które odziedziczyli po dziadku. Jak widać inwestycja w winnicę może też być swego rodzaju kaprysem osoby zamożnej.  Ze świadomym wyborem działki ma to niewiele wspólnego. Za amatorskim "wyborem" miejsca zwykle podąża równie amatorski wyrób wina. W ten sposób zamiast propagować polskie winiarstwo raczej pracuje się na złą opinię naszych prawdziwych, świadomych winiarzy. A potem słyszy się krytyczne opinie o naszych winach wygłaszane nawet przez polskich ministrów...

niedziela, 30 października 2011

Orzada Carignan 2008

WYŚMIENITE, 70 PLN
Zaskakuje mnie jak śmiało po kolejne szczepy rdzennie europejskie sięga się w Nowym Świecie. Zwłaszcza jeśli chodzi o odmiany, które w Europie stanowią zazwyczaj jedynie składnik kupażu. Sztandarowym przykładem jest epizodyczne we Francji Carmenere, z którego Chilijczycy uczynili swą odmianę narodową czy obecnie bardziej kojarzący się z Argentyną niż z Cahors szczep Malbec. Skoro udało się z Carmenere i Malbekiem, to czemu nie szukać dalej? Zdarzyło mi się już kilka razy pić południowoamerykańskie Petit Verdot, ostatnio na stole stanęła flaszeczka czystego Carignan z Chile. Przede wszystkim totalne zaskoczenie, czy to naprawdę wino z winogron? Aromaty zdominowały czerwona porzeczka i aronia, a ściślej koncentraty z tych owoców. Strach było brać wino w usta, spodziewałem się bardziej kolejnej wersji Nalewki Babuni niż wina. Na szczęście w ustach wino okazało się jak najbardziej wytrawne, wręcz cierpkie. Nos z ustami mocno się rozjechały, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Naprawdę fajne doznanie. Osobom obawiającym się łączenie słodyczy z kwasowością polecam to wino do mięs w sosie żurawinowym, niezastąpione!

piątek, 28 października 2011

Barolo z Lidla

SMACZNE+, 28 PLN
Dyskonty próbują ostatnio zaistnieć w segmencie win luksusowych, z którymi do tej pory kojarzone nie były. Niektórzy wieszczą śmierć małym importerom, co według mnie jest grubą pomyłką. Owszem część sklepów czy importerów win upaść musi, ale wątpię żeby do tego przyczyniły się Lidl bądź Biedronka. Dyskonty nie wkładają nogi w drzwi „regularnych” importerów*, dyskonty raczej próbują przepchnąć swoich klientów do win z innego segmentu. Skoro klienci kupują u nich wina codzienne, to może też czasem zdecydują się na biedronkowe wino na niedzielę? Pomysł nienajgorszy i mający szanse na powodzenie. Ludzie chodzący do dyskontów też potrafią wydać kilka stówek na promocyjnego netbooka czy inną pamięć zewnętrzną więc czemu nie zaproponować im świetnego wina? Niestety dyskonty cierpią na chorobę podobną jak polskie procedury przetargowe. Najważniejszym czynnikiem branym pod uwagę jest cena, oby jak najniższa. Skutkuje to takimi „kwiatkami” jak biedronkowe Barolo Morando, które jest raczej produktem barolopodobnym, a nie słynnym piemonckim winem.
Ostatnio rzuconą przez Biedronkę rękawicę podjął Lidl. Zaproponowali sporo nowych win z wielkich regionów Francji i Włoch w przystępnych cenach. Lidl zadbał o to, aby o nowej ofercie usłyszał świat. Jednym z elementów promocji stało się rozesłanie blogerom nowych win. Przyznam, że gdy dotarła do mnie lidlowa paczka prezentów to lekko mnie przytkało. Elegancki wiklinowy kosz, techniczne opisy win, naprawdę zgrabny katalog, a do tego flaszki wyglądem od dyskontów odstające. Normalnie Europa. Po odczekaniu niezbędnego na odpoczęcie po podróży czasu wziąłem wina w obroty. Spróbowałem z Przyjacielem ( którego blog wymaga reanimacji ) lidlowego Barolo. Wino zdekantowaliśmy, trzy kwadranse odczekaliśmy i pijemy. Jest bardzo słabo, nie tak dramatycznie nędznie jak w przypadku Barolo Morando, ale naprawdę lipa. Z Barolo została tylko fajna ceglasta barwa i nic ponadto. Sączymy z trudem kieliszek i rozmawiamy. O tym, że jak ktoś spróbuje takiego Barolo na starcie, to się tylko zniechęci i już potem po nic markowego z Piemontu nie sięgnie, o tym jak siłują się ze sobą dyskonty, o rzekomo niskich marżach w Biedronce i Lidlu, o kryzysie, Rządzie i innych plagach. Nie krzyżowaliśmy swoich poglądów jak rycerze na etykiecie, zgadzaliśmy się we wszystkim niczym para rabinów, która tylko wzajemnie sobie potakuje, bo i tak wie co odpowie ten drugi. Z powodu innych zajęć o Barolo zapomnieliśmy na dwie godzinki. Potem bez żadnej nadziei do wina powracamy, ale tylko po to by jeszcze raz bez skrupułów kopnąć leżącego. Tymczasem wino się ślicznie otworzyło. Pachnie jesiennym liściem, wiśnią ( trochę likierową ) i jeżyną. Pije się nie tylko bez wstydu, ale z prawdziwą frajdą. Przyznam, że ciężko mi obiektywnie oceniać  to wino gdyż w tym samym tygodniu miałem przyjemność spróbować kilku innych, znacznie bardziej markowych, win z  odmiany Nebbiolo. Z nimi Barolo z Lidla nie może stawać w szranki. Niemniej jako wstęp do win piemonckich jest bardzo pierwsza klasa, a za cenę oferowaną przez dyskont, to już rewelka. Sam Lidl zastrzega jednak, że takie ceny utrzymają się tylko przez jakiś czas, zatem komu w drogę...

*Bolesnym wyjątkiem jest Atlantika, która z dużym trudem wypromowała w Polsce wina portugalskie na czym skorzystała bez skrupułów Biedronka.

czwartek, 27 października 2011

Vyber z bobuli Tramin cerveny 2009

WYŚMIENITE-, ok.44 PLN

Vyber z bobuli to czeski odpowiednik niemieckiego Beerenauslese. O ile w przypadku win niemieckich mamy pewność obcowania ze słodyczą, to Czesi kombinują jak mogą. Vyber z bobuli może być słodki, delikatnie słodki, a nawet ocierający się o wytrawność. Niestety nie wiedziałem tego sięgając po opisywane wino. Zatem potencjalnie słodki Traminer początkowo mnie rozczarował. Gdzie te owoce liczi w aromacie? Gdzie łaskocząca podniebienie słodycz? Jedyne co zostało z Traminera to cień płatków róży, w dodatku lekko zbutwiałych. Pierwszy kieliszek poszedł zatem na straty. Po czasie zaczęło mi się podobać takie wycofanie tego wina, jego zupełna nieoczywistość. W drugim i każdym kolejnym kieliszku dominowały aromaty dojrzałych jabłek, których pełne są targi o tej porze roku. Czasem próbujemy dopasować wino do potrawy, w tym przypadku Vyber z bobuli dopasował się idealnie do pory roku, doskonałe wino na jesień. Jako pity po raz pierwszy w życiu teoretycznie słodki Traminer może rozczarować, ale osoby pijające takie wina częściej z pewnością uznają je za interesujące, może nie najlepsze na świecie, ale na pewno bardzo ciekawe.

Wino wybornie się pije przy lekturze Gottlandu Mariusza Szczygła. Sięgnąłem po tę książkę ze sporym poślizgiem, jeśli jeszcze nie czytaliście, to jest to lektura absolutnie obowiązkowa. Książki nie da się przeczytać na raty, zwyczajnie się ją połyka. Reportaże Szczygła opowiadają kilka historii z życia Czechów dziejących się głównie w czasach komunistycznych. Pozornie niepowiązane ze sobą zdarzenia układają się w spójne spojrzenie na naszych Sąsiadów. Mocny przekaz w lekkiej formie, warto! Książka zupełnie jak wino śmieszno-smutna, słodko-wytrawna.

wtorek, 18 października 2011

Cava Gran Moments Brut

SMACZNE, 35 PLN
Porzucenia bloga na blisko dwa miesiące to wystarczająca próba dla zaglądających tu Czytelników. Wracam i przepraszam.
"Przeskoczyłem" w czasie nieobecności trzy razy Winne wtorki, może to kiedyś nadrobię. Tym razem wino zaproponował Kuba, mieliśmy pić bąbelki z Hiszpanii. Skoro tak, to znaczy, że w grę wchodziła raczej Cava. Cieszę się niezmiernie, że te katalońskie wina musujące zdążyły się przebić do świadomości ogólnej. Są z reguły smaczne, ciężko je zepsuć, a kosztują bardzo przyzwoicie. Kierując się najlepszą relacją cena/jakość bardzo ciężko znaleźć korzystniej kupione bąbelki. Dla wiecznie drenowanej, przez kolejne rządy, polskiej kieszeni są niemal wymarzone. Sprawdzają się w dziesiątkach sytuacji, niestety bywają też używane jako oręż w walce z szampanami. Nabywca może sobie powtarzać, że Cava powstaje przy użyciu metody tradycyjnej - jak szampan, w jej skład wchodzą z reguły trzy grona - jak w szampanach, oraz ma świetne bąbelki - zupełnie jak szampan. Zatem skoro w cenie jednego szampana można kupić kilka butelek Cavy, to tylko szpaner lub naiwniak kupowałby trunek z Szampanii. Trochę to przypomina lata 90-te, gdy masowo kupowaliśmy samochody Daewoo. Kosztowały niedużo, miały rozwiniętą sieć serwisową, ale nie przesadzajmy, Alfa Romeo to nigdy nie była. Zachowując zatem ogromną sympatię do Cavy, pamiętajmy, że walczy ona nie o pierwsze, ale co najwyżej o trzecie miejsce w wyścigu musaków ( pierwsze jest zarezerwowane dla Szampanów, a drugie to rewelacyjne Franciacorty).
Do bloga powróciłem pijąc wino Gran Moments Brut za jedyne 35 złotych. Zgrabne, świeże, dojrzałe, pełne. Piło się ze sporą przyjemnością chociaż bez jakiegoś szału.
Równolegle pili:
Winniczek
Uncle Matt in travel
Winne przygody
Jongleur


wtorek, 30 sierpnia 2011

Nederburg Rose 2010

SMACZNE, 24,99 PLN
Trzecie ( i ostatnie ) wino, które otrzymałem z Makro w ramach akcji "Pożegnanie lata". W przeciwieństwie do dwóch poprzednich win po tej różowości nie spodziewałem się niczego dobrego. Wino pochodzi od południowoafrykańskiego wieloryba - firmy Nederburg, która sprzedaje wina w milionach butelek, takim winiarzom z definicji trudniej zaufać. Ponadto wino zabutelkowano w szkle przypominającym w części babciną karafkę. O ile karafki od babci mają swój naturalny urok, to w przypadku takiego konfekcjonowania win zawsze mam podejrzenie, że ktoś chce mnie zrobić w balona ( bądź nabić w butelkę ). Na domiar złego nie dało się wyczytać z etykiety z jakich szczepów wino powstało. Podpowiedź znalazłem na stronie producenta, zakładam, że użyto tych samych szczepów co w roku poprzednim.
Jak widać otwierając Nederburga byłem wystarczająco uprzedzony i zniechęcony. Tymczasem Nederburg Rose okazał się zgrabnym bezpretensjonalnym winem idealnym na lato. Typowe aromaty różowości: malinka, płatki róży, truskawka. Przy tym zachowano niewysoki, a co za tym idzie, nienużący poziom alkoholu. Sporo wyczuwalnej słodyczy pozwala na picie tego wina już po posiłku, do kruchych ciasteczek pasuje pierwsza klasa. Reasumując, nie ma się co nadmiernie obawiać wielkich producentów, nawet masowa produkcja może dać wiele frajdy, trzeba próbować albo chociaż blogom wierzyć:-)  Za taką kaskę polecam z czystym sumieniem.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Darmowe bąbelki z Makro

MIERNE
Wszyscy otrzymaliśmy kiedyś nietrafiony prezent. Sytuacja ambiwalentna, z jednej strony to miłe, że komuś chciało się o nas pomyśleć, a z drugiej szkoda, że podarunek nie trafił w gusta. W sytuacji takiego feralnego darczyńcy postawiła się sieć Makro. Makro, w ramach akcji promocyjnej "Pożegnanie lata", podarowało kilku blogerom flaszki do degustacji. Ja również załapałem się do tego projektu, co miło połechtało moją próżność. Ucieszyłem się tym bardziej, że wśród trzech podarowanych win, znalazły się dwa, które pijam z radością i w dużych ilościach: piemonckie Moscato d'Asti oraz Prosecco. Wina doskonale wpasowujące się w konwencję pożegnania lata, ponadto pijamy je zdecydowanie zbyt rzadko, zatem przypominać o nich nigdy dość.
Niestety oba te wina są książkowym przykładem jak Moscato i Prosecco smakować nie powinny. W przypadku Moscato Alte Bianche Rocche winny może być rocznik - 2009. Dla tego najlżejszego z win dwa lata, to już wiek niemal emerytalny. Jeśli była w nim kiedykolwiek świeżość oraz ożywcze bąbelki, to już dawno gdzieś zniknęły. Z Moscato pozostał jedynie niski poziom alkoholu i sporo słodyczy, co przy niskiej kwasowości dawało wrażenie ulepku. Prawdopodobnie najsłabsze Moscato d'Asti jakie piłem kiedykolwiek, a już porównując je na przykład z genialnym Moscato od Icardiego trzeba powiedzieć, że to nawet nie inna liga, ale wręcz inny gatunek.
W przypadku Prosecco nie było wcale lepiej. Czego oczekuję od Prosecco? Świeżości, rześkości, zwiewności, braku powagi, aromatów cytrusowych, słowem warunków jakie powinno spełniać idealne wino na letnie przedpołudnie. Prosecco Valmarone niestety zabrakło wymienionych wyżej cech świeżości. Sprawiło wrażenie smutnego, zgaszonego i przyciężkiego. Nie było może jakieś tragiczne, ale frajdy z picia go nie miałem wcale. Najlepsze co można zrobić z tym Prosecco to dodać je do Aperolu.

I w ten sposób pogryzłem rękę, która mnie nakarmiła. Głupio wyszło.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Enate Tempranillo/Merlot 2010

MIERNE, 5 EURO

W książkach dla początkujących winomaniaków, w rozdziale traktującym o tym, gdzie należy robić zakupy, zdecydowanie odradza się stacje benzynowe. Powodem jest możliwość przeniknięcia niepożądanych zapachów paliwa do butelki wina. Podręczniki nic jednak nie wspominają o sklepach z chemią gospodarczą i z perfumami. Wiem, że część polskich sklepów sieci Rossmann zaczęła sprzedawać wina. W moich stronach jeszcze tego nie widziałem, zetknąłem się jednak w Niemczech. W tamtejszym Rossmannie zobaczyłem zaskakująco szeroki i zupełnie niezły wybór win za rozsądne pieniądze. Obawiając się, że wszystkie wina mogą pachnieć kremem Nivea, skusiłem się tylko na jedną flaszkę.
Zwyciężyła niestety asekuracja, sięgnąłem po sprawdzonego, również w Polsce, producenta. Enate uważany jest za czołówkę stosunkowo mało znanego regionu Somontano. Niestety próbowana butelka nie była w stanie potwierdzić tej dobrej opinii. Piszę celowo "butelka", a nie "kieliszek". Wyglądało to tak, że pierwszy łyk okazał się nokautującą bombą owocową. Jakiś koncentrat jeżyn i porzeczki, naprawdę przesmaczne. Cóż z tego skoro, z niezrozumiałych dla mnie powodów, w drugim kieliszku nie było literalnie nic. Jakbym pił jakąś anonimową czerwoną ciecz. Nie wiem gdzie wino uciekło. Wnioskując warto to wino rozlewać podczas przyjęć tak, żeby dla każdego starczył ledwie kieliszek, goście powinni być pod wrażeniem. Ale jeśli chcecie spędzić z winem cały wieczór, to lepiej wybierzcie inną butelkę.



środa, 17 sierpnia 2011

Nebbiolo d'Alba Clemente Guasti 2007

WYŚMIENITE, 59 PLN
Będąc ostatnio na południu naszej Ojczyzny zakupiłem za 22 PLN, słynne w pewnych kręgach, biedronkowe Barolo Morando. Nawet się ucieszyłem, bo w Warszawie to samo wino kosztuje 8 zeta więcej, wiadomo stołeczność zobowiązuje. Nie będę się nadmiernie pastwił nad Morando. Tak naprawdę nadawało się do picia, za sam dreszczyk otwierania Barolo warto zapłacić dwie dyszki. Gdyby na etykiecie napisać cokolwiek innego, to może nawet bym nad nim trochę pocmokał. Niezgorsze, jesienne ( w sam raz na nasze wakacje ) wino. Tyle tylko, że nie smakowało ani jak Piemont, ani jak Barolo, ani jak grona Nebbiolo. Jest winem idealnym jeśli chcemy kogoś odwieźć od picia najwybitniejszych win piemonckich.
W przypadku Nebbiolo d'Alba od Clemente Guasti nie miałem cienia wątpliwości co piję. Wyjątkowe bogactwo aromatów: nuty herbaciane, ziemiste, liściaste, mnóstwo jeżyny i jakaś czereśnia; sporo się działo, z każdym łykiem więcej. Jedyną wadą jaką znalazłem to nadmierna garbnikowość, która jednak chowa się gdy do wina zaserwujemy kaczkę.
Barolo Morando i Nebbiolo Guasti to dwa różne światy. Pierwsze żyje z tego, że jest do czegoś podobne, albo chociaż podobne by chciało być. Zupełnie jak krążący tu i tam polski sobowtór Angeliny Jolie, którego jedyne podobieństwo ogranicza się do wydatnych ust. Drugie ma znacznie mniej pretensji do bycia słynnym, żyje raczej według mało marketingowej zasady "Siedź w kącie a znajdą cię".  Może nie jak Kopciuszek, ale też bez zbędnego zadęcia. Tym razem zwykłe, ale uczciwe Nebbiolo znokautowało udawane Barolo. W pierwszej rundzie.

wtorek, 16 sierpnia 2011

Montalto Syrah 2006

SMACZNE, 29 PLN
Gdy Jongleur zaproponował, aby tematem kolejnych Winnych Wtorków były wina ze szczepu Syrah, nie skakałem ze szczęścia pod sufit. Przypomniał mi się tekst Znajomej, która nie pija Syrah, bo "zawsze się po nich kłóci z mężem". Sam większości Syrahów nie lubię, te, które mi smakują kosztują krocie. Od roku robię jednak wyjątek dla powstających z tej odmiany win sycylijskich. Właściwie to nie wiem czy wypiłem jakiekolwiek marne sycylijskie Syrah, nawet niedrogie dają radę. Wygląda na to, że ta spalona słońcem wyspa stała się nową ziemią obiecaną tej zasłużonej odmiany. Widoczne na obrazku Montalto Syrah wielkim winem nie jest. Pije się je jednak zaskakująco przyjemnie i łatwo. Bardzo pełne, tłuste, tanin niewiele, pełne słońca. Nie trzeba go na siłę łączyć z potrawami, w przeciwieństwie do innych Syrah. Tym, którzy nie przekonali się do rodańskich bądź langwedockich interpretacji tego szczepu polecam ostry zjazd na kraniec Italii.
Inne Syrah pili:
Winniczek
Środkowa półka
Uncle Matt
Jongleur
Viniculture 
Czerwone czy białe

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Na Saksach


Okolice Drezna to najbliższy nam geograficznie winiarski region Niemiec. 
Zaledwie godzinka drogi ( po niemieckich autostradach ) od granicy i już jesteśmy w winnej krainie. Czemu zatem saksońskie wina są u nas tak dramatycznie niepopularne? Pijemy całkiem niemało win z ciut bardziej odległych Moraw, wielu z nas jeździ na kilka dni na Węgry tylko po to aby obkupić się Tokajami. Jednak jadąc do Drezna nie myślimy w pierwszym rzędzie o tamtejszych winach. Nie wiem skąd bierze się ten brak zainteresowania saksońskimi winami u innych, napiszę o sobie.
Jednym z czynników jest ogromna konkurencja jaką tamtejszemu winiarstwu robi lokalna architektura i historia. Trzydniowy wypad do Saksonii, to zdecydowanie zbyt krótko by przyzwoicie zwiedzić piękne Drezno, Miśnię i okolice. Na winnice zwyczajnie brakuje czasu. A mając wybór pomiędzy lokalnym Muzeum Wina a Zwingerem, mimo całego zakręcenia na punkcie win, wybieram to drugie.
Druga sprawa to miejscowo uprawiane odmiany winogron. Elbling, Goldriesling czy Kerner nie są szczepami, na których dźwięk szybciej zaczyna bić serce. Niezależnie od tego czy są warte poznania ( a zdecydowanie są ), odruchowo rozglądamy się za czymś bardziej znanym. W Saksonii znajdziemy również odmiany, z których słyną Niemcy, uprawia się tu Rieslinga, Muller Thurgau czy Spatburgundera. Czymś się jednak różnią od win z takiego na przykład Rheingau czy Hesji Nadreńskiej.
Ta różnica stanowi mój punkt trzeci. Za wino z Saksonii trzeba zapłacić krocie. Poniżej 10 Euro dostępne są tylko wina niziuteńkiej klasy, za butelkę dobrego wina od sensownego producenta trzeba zapłacić pomiędzy 10 - 20 Euro. To może wydawać się nie tak bardzo dużo jak na polskie realia. Pamiętajmy jednak, że na podstawowe wina naprawdę wybitnych producentów znad Mozeli czy z Rheingau wydamy zaledwie 8-12 Euro. Nie mam pojęcia skąd się bierze taka różnica. Zupełnie jakby winiarze z byłej NRD chcieli dogonić, czy wręcz przegonić, swoich kolegów z zachodnich landów. Szkoda, że zaczynają od ceny, a nie od jakości.
Czy zatem, pomimo wszelkich uszczypliwości, warto spróbować win z Saksonii? Bez wątpienia tak! Są naprawdę smaczne, choć do wybitności jeszcze im nieco brakuje. Niektórym jak Proschwitz czy Zimmerling brakuje zresztą zupełnie niewiele, pije się nadzwyczaj szybko i z radością. Budujące jest, że Drezno leży dokładnie na szerokości geograficznej Wrocławia. Czy zatem możemy w przyszłości spodziewać się podobnego regionu winiarskiego w Polsce? Taki prognostyk kupiłbym w ciemno. Bo choć nieliczni nasi winiarze wyprzedzają saksońskich, to w masie możemy się od Niemców jeszcze sporo uczyć.

***********************************************************************************************************************
Jakiś czas temu otrzymałem od ArtDeco nagrodę. Zupełnie zapomniałem za nią podziękować, co czynię teraz. Zasadą tej nagrody jest wyróżnienie kolejnych ulubionych blogerów. Wszystkich moich nagrodzonych znajdziecie w zakładkach po lewej stronie.
Jeszcze raz dzięki za wyróżnienie!

piątek, 5 sierpnia 2011

Hans Greyl Sauvignon Blanc 2010

SMACZNE, 18 PLN
Żadna notka, ale polecić trzeba. Sauvignon Blanc z nowozelandzkiego Marlborough. Właściwie to klasyka gatunku, nic ponad to czego się możemy spodziewać. Na szczęście niczego też w nim nie brakuje. Zatem jest mnóstwo dojrzałego agrestu oraz czarna porzeczka; orzeźwienie pierwsza klasa. Całość sprawia wrażenie nieco technologiczne, ale w tej cenie absolutnie nie kręcę nosem. Jeśli w końcu na dłużej tego lata będziemy mieli słońce, to będzie to wino sezonu. Na wszelki wypadek lepiej zrobić zapas w domu. Wino oczywiście z Biedronki.

czwartek, 4 sierpnia 2011

KONKURS DLA FEJSBUKOWICZÓW

KONKURS!!!
Niedawno temu udało nam się dobić na Facebooku do setki obserwatorów. Wszystkim pięknie dziękuję i ogłaszam dla Was konkursik.
Zabawne rzeczy dzieją się ostatnio ze szwajcarskim Frankiem, tzw. eksperci finansowi przypominają coraz bardziej wróżki. Pobawmy się zatem i my.
Przedstawiony na zdjęciu obok Pinot Noir No.1 2010 ze szwajcarskiej winnicy Schlossgut Bachtobel można nabyć w winnicy za 19 CHF, co przy wczorajszym kursie dnia oznacza 68,97 PLN.

Zgadnijcie, proszę ile w złotówkach będziemy musieli zapłacić za to samo wino, kupione w tym samym miejscu 12 sierpnia. Odpowiedzi proszę zamieszczać na moim profilu na Facebooku w komentarzach pod linkiem do tego konkursu.
Odpowiedzi można wklejać do 8 sierpnia włącznie. Wyniki konkursu podam 13 sierpnia z rana. Wygrywa osoba, która przewidzi cenę idealnie bądź najbardziej się do niej zbliży.
Na potrzeby naszej zabawy zakładamy, że cena u producenta nie ulegnie zmianie. Cenę Franka weźmiemy z tabel średniego kursu NBP na dzień 12.07, zgadujemy do drugiego miejsca po przecinku.
Jeżeli trafnie cenę wytypuje więcej niż jedna osoba, to decydująca okaże się kolejność wpisów.
Oczywiście zwycięzca konkursu zostanie nagrodzony. Może niekoniecznie winem szwajcarskim, ale czymś równie godnym.
MIŁEJ ZABAWY !

wtorek, 2 sierpnia 2011

Valpolicella Ripasso Speri 2008

WYŚMIENITE+, 99 PLN
Kolejny temat Winnych Wtorków zaproponował Konrad z amarone.blog.pl Nazwa bloga zobowiązuje więc dostaliśmy za zadanie spróbować Valpolicelli, Bardolino bądź Amarone, w każdym razie czegoś znad Gardy co powstało z Corviny. Jak o mnie chodzi, to Corvina spokojnie mogłaby być tematem zadanym na cały rok albo i dłużej. Zresztą udowadniałem to na blogu wielokrotnie. Na potrzeby naszej zabawy wypiłem butlę sytuującą się pomiędzy zwykłą Valpolicellą a Amarone. Chodzi oczywiście o Valpolicellę Ripasso, zwaną czasem małym Amarone. Są różne szkoły robienia Ripasso. Niestety często producenci dają tylko etykietkę wiedząc, że klient za nią stosownie dopłaci. Częściej jednak spotkamy się z Ripasso z zauważalnym cukrem resztkowym, aromatami typowymi dla Amarone. Takie Ripasso znajduję z największą radością, dają szansę na spróbowanie legendy za relatywnie nieduże pieniądze.
Valpolicella Ripasso Speri idzie w innym, ambitniejszym kierunku. Cukru tu niewiele, podpierania się legendą Amarone jeszcze mniej. Tymczasem wino jest zupełnie wyjątkowe. Smaczne, eleganckie, długie. Przyznam, że gdy piłem je w małej dawce po raz pierwszy, to jakoś na kolana mnie nie rzuciło. Dłuższe spotkanie zmieniło moje spojrzenie. Delikatne przydymienie połączone z silną, acz nieprzesadzoną, owocowością. Dużo jeżyn, dojrzałych malin. Sprawia wrażenie wina niemal kompletnego. Podchodziłem do niego ze sporym dystansem. Za stówkę można nabyć całkiem sporo innych win. Myślałem, że w tym przypadku sporo dokłada się za nazwisko producenta. Coś tam pewnie się dokłada, ale nie czuję się oszukany.





Inne Corviny pili również: