poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Na Saksach


Okolice Drezna to najbliższy nam geograficznie winiarski region Niemiec. 
Zaledwie godzinka drogi ( po niemieckich autostradach ) od granicy i już jesteśmy w winnej krainie. Czemu zatem saksońskie wina są u nas tak dramatycznie niepopularne? Pijemy całkiem niemało win z ciut bardziej odległych Moraw, wielu z nas jeździ na kilka dni na Węgry tylko po to aby obkupić się Tokajami. Jednak jadąc do Drezna nie myślimy w pierwszym rzędzie o tamtejszych winach. Nie wiem skąd bierze się ten brak zainteresowania saksońskimi winami u innych, napiszę o sobie.
Jednym z czynników jest ogromna konkurencja jaką tamtejszemu winiarstwu robi lokalna architektura i historia. Trzydniowy wypad do Saksonii, to zdecydowanie zbyt krótko by przyzwoicie zwiedzić piękne Drezno, Miśnię i okolice. Na winnice zwyczajnie brakuje czasu. A mając wybór pomiędzy lokalnym Muzeum Wina a Zwingerem, mimo całego zakręcenia na punkcie win, wybieram to drugie.
Druga sprawa to miejscowo uprawiane odmiany winogron. Elbling, Goldriesling czy Kerner nie są szczepami, na których dźwięk szybciej zaczyna bić serce. Niezależnie od tego czy są warte poznania ( a zdecydowanie są ), odruchowo rozglądamy się za czymś bardziej znanym. W Saksonii znajdziemy również odmiany, z których słyną Niemcy, uprawia się tu Rieslinga, Muller Thurgau czy Spatburgundera. Czymś się jednak różnią od win z takiego na przykład Rheingau czy Hesji Nadreńskiej.
Ta różnica stanowi mój punkt trzeci. Za wino z Saksonii trzeba zapłacić krocie. Poniżej 10 Euro dostępne są tylko wina niziuteńkiej klasy, za butelkę dobrego wina od sensownego producenta trzeba zapłacić pomiędzy 10 - 20 Euro. To może wydawać się nie tak bardzo dużo jak na polskie realia. Pamiętajmy jednak, że na podstawowe wina naprawdę wybitnych producentów znad Mozeli czy z Rheingau wydamy zaledwie 8-12 Euro. Nie mam pojęcia skąd się bierze taka różnica. Zupełnie jakby winiarze z byłej NRD chcieli dogonić, czy wręcz przegonić, swoich kolegów z zachodnich landów. Szkoda, że zaczynają od ceny, a nie od jakości.
Czy zatem, pomimo wszelkich uszczypliwości, warto spróbować win z Saksonii? Bez wątpienia tak! Są naprawdę smaczne, choć do wybitności jeszcze im nieco brakuje. Niektórym jak Proschwitz czy Zimmerling brakuje zresztą zupełnie niewiele, pije się nadzwyczaj szybko i z radością. Budujące jest, że Drezno leży dokładnie na szerokości geograficznej Wrocławia. Czy zatem możemy w przyszłości spodziewać się podobnego regionu winiarskiego w Polsce? Taki prognostyk kupiłbym w ciemno. Bo choć nieliczni nasi winiarze wyprzedzają saksońskich, to w masie możemy się od Niemców jeszcze sporo uczyć.

***********************************************************************************************************************
Jakiś czas temu otrzymałem od ArtDeco nagrodę. Zupełnie zapomniałem za nią podziękować, co czynię teraz. Zasadą tej nagrody jest wyróżnienie kolejnych ulubionych blogerów. Wszystkich moich nagrodzonych znajdziecie w zakładkach po lewej stronie.
Jeszcze raz dzięki za wyróżnienie!

Brak komentarzy: