wtorek, 18 sierpnia 2009

Frankonia - kraina dziwnych butelek.

SILVANER BURGERSPITAL
WYŚMIENITE, 2 Euro/250 ml
Gdy myślimy o winach niemieckich, to Frankonia raczej nie jest naszym pierwszym skojarzeniem. Ważne jednak żeby nie była skojarzeniem ostatnim, bo ma naprawdę sporo do zaoferowania.
Przepiękne krajobrazy, genialne zabytkowe miasto jako stolica regionu, ciekawa i niezwykle długa tradycja winiarska. Ale po kolei.
Miałem raptem pół dnia na zwiedzenie wszystkiego. A po zwiedzeniu sklepu z okularami przeciwsłonecznymi czasu
było jeszcze mniej:-)
Zdecydowałem, że z braku czasu od razu uderzę do najsłynniejszych winnic tym bardziej, że znajdują się w centrum Wurzburga. Te dwie najsłynniejsze to Burgerspital i Juliusspital.
Burgerspital został założony na początku XIV wieku jako dom opieki nad starszymi. Zresztą swe funkcje szpitalne pełni do dziś. I chociaż znany jest zdecydowanie bardziej z wytwarzanych win, to trzeba powiedzieć, że winiarstwo stanowi duży, ale jednak margines ich aktywności. Co ciekawe dochody ze sprzedaży trunków zasilają ich działalność społeczną. Zawsze uważałem, że jeśli się robi coś nie tylko dla zarobku, ale z potrzeby serca, to efekty są lepsze. Skojarzenia z Hospices de Beaune wskazane. Wina z Burgerspital cieszyły się takim powodzeniem, że w wieku XVIII zaczęto je wręcz podrabiać. Aby chronić wurzburską winnicę Stein postanowiono sprzedawać wina w wymyślonych z potrzeby chwili butelkach. Takie butelki nazywają się bocksbeutel i wyglądają na pękate gdy patrzymy z przodu, a na płaskie gdy oglądamy je z boku. Co ciekawe kształt jest chroniony prawnie i poza Frankonią mogą być używane jedynie jako butelki do vinho verde. Swoją drogą to co wyglądało atrakcyjnie w wieku XVIII dziś raczej odstrasza. Mam zawsze kłopot z sięgnięciem po taką "udziwnioną" flaszkę, nie wzbudza większego zaufania. Ale że we Frankonii wielkiej alternatywy nie ma, spróbowałem takiej. Sklepik firmowy Burgerspital jest połączony z salką degustacyjną. Poprosiłem o Silvanera licząc na to, że zaraz popróbuję reszty, a tu jako porcję degustacyjną wlali mi całą kwaterkę. Nie żebym płakał z tego powodu, ale bądź co bądź przyjechałem autem. Na pewno nie da się powiedzieć o moich gospodarzach, że są skąpi. Ten wielki kielich piło się powoli, w naprawdę genialnej atmosferze niemieckiej winiarni w towarzystwie osób ciut ode mnie starszych, ale umiejących czerpać radość z życia. Ale powróćmy do meritum. Silvaner jest szczepem będącym zdecydowanie w odwrocie. Często przegrywa rywalizację z łatwiejszym w uprawie Muller-Thurgau, że o Rieslingu nie wspomnę. Wierzyć się nie chce, że jeszcze 100 lat temu połowa winnic niemieckich była obsadzona właśnie Silvanerem. Myślę, że regres tej odmiany jest spowodowany jego nijakością. Większość silvanerów, które piłem to była taka lepsza woda mineralna i niewiele więcej. Tymczasem frankoński okazał się winem z potężnym charakterem. Tłuste, pełne, bardzo przyjemnie cieliste. Aromaty dojrzałych bananów, kminku, oregano, jabłek, trawy plus sporo mineralności. A wszystko za naprawdę nieduże pieniądze.
Następnie doszedłem do winnicy Juliusspital. Juliusspital to taki kościelny odpowiednik Burgerspital. Szczycą się fantastyczną piwnicą z kolekcją zabytkowych beczek. Ale, że winnica to nie tylko muzeum udałem się do "przyfabrycznej" knajpki. Kelner starał się jak mógł mówić do mnie po polsku, co wychodziło mu zdecydowanie słabiej niż polewanie wina. W tym miejscu postanowiłem dać szansę winu czerwonemu. I choć w przewodnikach Juliusspital jest wychwalany pod niebiosa, to mnie jakoś ich Spatburgunder nie przekonał. Może nie dorosłem, może byłem zanadto rozproszony. Chętnie spróbuję jeszcze tych win i to niejeden raz pod warunkiem, że będą dostępne w naszych sklepach. Tymczsem apeluję do wszystkich, aby się nie lękać tych obciachowo wyglądających butelek, Frankonia naprawdę może dać sporo radości.

Brak komentarzy: