poniedziałek, 20 lutego 2012

Dingac, Vinarija Dingac 2007

WYŚMIENITE+
Gdybym Dingacem nie został poczęstowany, to z pewnością bym po niego nie sięgnął. Chcąc, nie chcąc, zanadto myślę stereotypami i ufam własnym uprzedzeniom. Zniechęciły mnie etykieta, opis i cena.
Na etykiecie widnieje uroczy, choć dość kiczowaty, rysunek osiołka. Winom ze zwierzątkami na etykiecie ufam w sposób ograniczony. Od etykiety znacznie gorsza okazała się kontretykieta radośnie informująca, że wina zawiera 15,2% alkoholu i jest półwytrawne. Na koniec trzeba powiedzieć o cenie. Dingac kosztuje powyżej 100 złotych, co jest kwotą konkretną, a biorąc pod uwagę chorwackie pochodzenie wina, nawet bardzo konkretną.
Ale to wszystko zewnętrzność. W środku wino okazało się nie tylko przepyszne, ale i odkrywcze. Alkohol był zupełnie niewyczuwalny, smakowało wręcz jak wina ze znacznie mniejszą zawartością procentów. Zatem o żadnym zmęczeniu winem nie mogło być mowy. Po pierwszym kieliszku z chęcią sięgnąłem po drugi i trzeci. Dingaca warto kupić zresztą choćby dla samego zapachu. Bardzo łatwo wyczuwalne aromaty siana plus rajskie jabłuszka, najlepiej pewnie na tym sianie zjadane, oczywiście w towarzystwie osiołka. Takie piękne, letnie zapachy w środku zimy, to niemal tortura.
Bez dwóch zdań to najbardziej smaczliwy Plavac Mali jaki piłem do tej pory, zdecydowanie polecam.
Swoją drogą ciekaw jestem ile win niesłusznie omijam tylko dlatego, że mają durną etykietę bądź nazwę.