wtorek, 21 grudnia 2010

"Sekrety włoskiej kuchni" Elena Kostioukovitch

Na początek wyjaśnienie, "Sekrety włoskiej kuchni" to nie jest, na szczęście, kolejna książka kucharska. Jej autorka - Elena Kostioukovitch podjęła się znacznie ambitniejszego zadania. Spróbowała pokazać różnice i podobieństwa w zwyczajach kulinarnych pomiędzy regionami Italii na tle historycznym, kulturowym, ekonomicznym, religijnym. Wyjaśnia nam dlaczego Włosi tak lubią mówić o jedzeniu. Taki jest zresztą tytuł oryginalny - Perche agli Italiani piace parlare del cibo, zamianę go na "Sekrety..." uważam za dość niefortunną. Dla nas rozmowa o jedzeniu bywa często jedną z wersji niezobowiązujących pogaduszek o pogodzie. Tymczasem Włochów ta tematyka podkręca i rozpala bardziej niż nas sprawy polityczne. I właśnie o tej pasji opowiadają „Sekrety…”.
Elena Kostioukovitch urodziła się w Kijowie, ale już od 20 lat pracuje we Włoszech jako tłumaczka. Udało jej się przez ten czas na tyle zakorzenić, by widzieć pewne sprawy od wewnątrz, zachowując jednak dystans i świeże spojrzenie obserwatora z zewnątrz.
Autorka w swojej książce zdecydowała się opisać kulinaria wszystkich 20 włoskich regionów. Jest to zadanie tak złożone, że wydaje się niemal nie do wykonania. Trzeba przyznać, że opisy regionów są dość nierówne. Czasem opis krótszy (n. p. Umbrii ) niesie więcej treści. Pod koniec portretów każdego z regionów dostajemy użyteczne informacje o potrawach i produktach lokalnych.  Rozdziały przedstawiające regiony są przeplatane częściami tematycznymi, które wydają się być mocniejszą częścią książki. Świetne są zwłaszcza te traktujące o pielgrzymach, roli lokalnych świąt, o wpływie Żydów na kuchnię Rzymu, o demokracji, restauracjach czy erotyce w kuchni.
Cała książka jest napisana bardzo starannie, tak jak na dzieło życia przystało. Niestety bywa czasem zbyt sztywna, encyklopedyczna, pełna nudnawych wyliczanek. Wygląda to tak jakby autorka bała się urazić jakąś lokalną tradycję czy potrawę. Sporo to nam mówi o jej szacunku wobec tych zjawisk. Patrząc na książkę całościowo trzeba przyznać, że Kostioukovitch zachowała dobre proporcje pomiędzy historią, współczesnością, mini wykładem a zabawnymi ciekawostkami. Tych ostatnich jest w książce na tyle dużo, że z powodzeniem dałoby się z nich złożyć osobną pozycję. Nie chcę zabierać Wam radości wyłuskiwania tych michałków więc nie będę ich tu przytaczał zbyt wielu. Może taki przykład opisu uczty XVII-wiecznej: wprowadzono w Mantui zwyczaj pogryzania kawałków parmezanu między szesnastym a siedemnastym oraz dwudziestym a dwudziestym pierwszym daniem.
Gdzie indziej przeczytamy o legendach mówiących, że trufle powstają tam gdzie piorun uderzy jesienią lub, że wyrastają ze spermy jelenia. Czytając „Sekrety…” dowiemy się również jaki był główny postulat Partii Befsztyka oraz dlaczego faszyści próbowali obrzydzić Włochom makaron. I wiele, wiele innych równie smakowitych ciekawostek.
Czytając o przebogatych i wciąż żywych tradycjach każdego z regionów łatwo zrozumieć dlaczego właśnie w Italii narodził się Slow Food. Najwyższa jakość produktów, ich naturalność, przestrzeganie tradycyjnych receptur, to nie są rzeczy, których trzeba Włochów uczyć, oni tym naprawdę żyją na co dzień. Patrząc na autentyczną radość życia tego narodu, ich zdrowie i długowieczność, warto chyba ich ponaśladować.
„Sekrety…” noszą podtytuł Podróż po kulturze i tradycji. Cieszę się, że autorka tak dobitnie pokazała, że sztuka kulinarna to nie tylko pomysł na zapełnienie żołądka, ale również niezwykle cenny element dziedzictwa.
Na koniec pół zdania krytyki. W książce znajdziemy mnóstwo świetnych zdjęć stanowiących, jak rozumiem, integralną część tekstu. Niestety zdjęcia są czarno-białe, niewyraźne i przede wszystkim bez podpisów. Szkoda, książka bardzo wiele przez to traci.
Niemniej z czystym sumieniem polecam ją jako prezent gwiazdkowy kupowany na ostatnią chwilę. Naprawdę warto!!!

P.S. O winach Kostioukovitch niemal nic nie wspomina, uczciwie przyznając we wstępie, że gdyby chciała to zrobić, to książka byłaby dwukrotnie grubsza.

środa, 15 grudnia 2010

Zibibbo razy trzy ( z czwartym w pamięci )

Kto nie lubi win słodkich niech pierwszy przestanie czytać tego bloga ( albo ten  blog ). Ja tam lubię i nawet głoszę znajomym, że do słodkich win trzeba dojrzeć   ( niektórzy uwierzyli:-) ). Pijąc na Sycylii słodycze nie sposób ominąć szczep Zibibbo. Możemy nazywać go Muskatem Aleksandryjskim dostępnym w innych krajach, jak na przykład mocno odległe RPA. Odmiana ma korzenie arabskie, co akurat na Sycylii jest zjawiskiem dość powszechnym również w kuchni. Zdarza się zrobić z Zibibbo wina wybitne jak Moscato di Pantelleria, kiedyś pisałem o uznawanym za jedno z najlepszych włoskich win słodkich Ben Rye. Znacznie jednak częściej robi się z Zibibbo wina przyzwoite, ale bez zachwytów. Wiadomo tylko, że są słodkie, ze zrodzynkowanych gron i w sumie normalnym ludziom to wystarcza. Normalni ludzie kupują takie wina u lokalnych winiarzy na wagę za 1,30 Euro za litr ( na zdjęciu skrajna butla z lewej, daję mu SMACZNE+ ).

Ci którzy mają bardziej pod górkę do winiarzy fatygują się do miejscowego spożywczaka i wydają 3-5 Euro za butlę, ( u mnie WYŚMIENITE-, na fotce w środku). Najgorzej mają ambitni turyści - odwiedzają lokalną gwiazdę DONNAFUGATA i kupują wino Lighea ( to z prawej na zdjęciu). Teoretycznie jest to wino zrobione z Zibibbo, ale z pewnością wbrew duchowi Zibibbo. Jest normalnie wytrawne, dosyć lekkie, jasne w barwie. Samo w sobie nie jest kiepskie, ale spodziewając się czegoś innego łatwo można się rozczarować.    W sumie z Merlota też  da się w teorii zrobić kwaśne białe wino, ale nikt się na to nie porywa. Czemu zatem Donnafugata tak okaleczyła swoje Zibibbo? Może żeby nie robić konkurencji własnemu genialnemu Ben Rye?  Szkoda. Wychodzi mi z tej wyliczanki dość nielogiczna arytmetyka. Zibibbo na litry jest niewiele mniej warte od prostego butelkowanego. Zwyklak butelkowany lepiej kupić niż markową, sporo droższą Ligheę, zaś Ben Rye od tego samego producenta kosztuje harmonię pieniędzy, a wart jest nawet dwa razy więcej. Dziwna ta Sycylia...





niedziela, 12 grudnia 2010

Białe.... na FB

Utworzyłem blogowy profil na Facebooku. Zakładam, że profil nie będzie miejscem zwykłego wstawiania linków z blogu. Będzie pojawiać się więcej, ale za to znacznie krótszych informacji, zdjęć, filmików, nie zawsze zresztą związanych z winem. Zresztą wszystko pewnie wyjdzie w praniu. Zapraszam serdecznie.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Reserva Miolo Cabernet Sauvignon 2006

SMACZNE, 60 PLN
Brazylia to kolejny, po Chile, Argentynie i Urugwaju, kraj Ameryki Południowej, który czeka na odkrycie swojego winiarstwa. Teoretycznie wiem, że Brazylia to nie tylko Cachaca, ale jakoś na ich wina do tej pory nie trafiałem. Rozgrzeszam swoją ignorancję faktem, że w mojej ulubionej książce Wino jej autor - Andre Domine wspomina o Brazylii zaledwie w dwóch akapitach.
Tym bardziej ucieszyłem się gdy Przyjaciel poczęstował mnie brazylijskim Cabernetem z winnicy Miolo. Etykieta utrzymana w nastroju tradycyjnym zapowiedziała bardzo klasycznego nowoświatowego Caberneta. Silna budowa, sporo słodyczy, książkowy aromat czerwonej porzeczki plus morwy. Wino można wypić z prawdziwą przyjemnością, oczywiście pod warunkiem, że lubi się Nowy Świat.
I jeszcze mała rada dla osób chcących przywieźć wino z ojczyzny samby. Brazylijczycy eksperymentują z odmianami hybrydowymi, jeśli chcemy mieć pewność, że wino powstało wyłącznie przy użyciu winorośli szlachetnej szukajmy na etykiecie napisu fino.

I zupełnie na koniec nasz świebodziński łącznik pomiędzy Brazylią a Polską.

sobota, 4 grudnia 2010

Inferno, Fratelli Bettini 2007

WYŚMIENITE, kilka Euro

Podoba mi się zbieżność dwóch włoskich słów. Inverno to zima, a inferno - piekło. Patrząc na śnieg i mróz za oknem rozumiem doskonale to pokrewieństwo. Inferno może budzić jednak również miłe skojarzenia. Tak nazywa się wino z winnicy Bettini, które ostatnio miałem okazję wypić. Pochodzi z położonego na północny wschód od Mediolanu regionu Valtellina. Na dobrą sprawę to jedyne miejsce poza Piemontem, gdzie powstają liczące się wina z odmiany Nebbiolo. Właściwiej byłoby pisać o szczepie Chiavennasca, bo tak lokalnie nazywa się tam Nebbiolo. Inferno okazało się świetnym, wspaniale ułożonym winem. Aromaty orzecha, truskawki, trochę skóry. Całość sprawia wrażenie nienachalnej elegancji. Sto razy lepsze od prostych Barolo, a przy tym znacznie tańsze. Z Brasato al Barolo skomponowało się pierwsza klasa, a sama potrawa i smakowała i wyglądała o wiele lepiej niż na fotce.

niedziela, 28 listopada 2010

Moonvine Red 2007



SMACZNE, ok. 60 PLN
Nie należę do zakonu wielbicieli biodynamiki. Szczerze mówiąc uważam to po części za pogaństwo, a po innej (pewnie większej) części za cwany marketing. Jeżeli ktoś naprawdę wierzy, że wino zyska na jakości jeśli będzie uprawiał winorośl zgodnie z fazami księżyca, zakopywał rogi w winnicy i odprawiał inne podobne zaklęcia, to na zdrowie. Rozumiem, że jest to bardziej element wiary i nawet się z tego specjalnie nie wyśmiewam.

Jeżeli jednak informacje o biodynamiczności wina umieszcza się wielką czcionką na etykiecie, to rozumiem, że głównym celem jest dotarcie do zielonomyślącej grupy docelowej konsumentów. Cwaniactwo i tyle. Jeśli jednak jakieś wino, pomimo epatowania swoją biodynamicznością, jest również w porządku, to nie będę go z zasady skreślał. Tak jest w przypadku sympatycznej propozycji z Australii. Mieszanka w równych niemal proporcjach Shiraza, Caberneta i Merlota dała dam wino z wyczuwalną truskawką i śliwką. Pełne i mocne - 14% jak to często w przypadku Australii bywa, dla mnie tych procentów trochę za wiele, ale w naszych mrozach może się to przyjąć. W sam raz dla takich sceptyków biodynamicznych win jak ja.

piątek, 19 listopada 2010

Brado Pecorino 2009

MIERNE-
Pecorino wydawało mi się jeszcze jedną lokalna odmianą włoską, która cudem uniknęła zapomnienia. Ciekawą historię jego ocalenia można przeczytać na tych stronach, polecam lekturę! Nie chcąc przepisywać tego co jest w linku wspomnę tylko, że  pięknie pachnące wina ze szczepu Pecorino produkuje się w Marche i Abruzji. Piłem kilka razy wina z tej odmiany i niezmiennie mnie zaskakiwała ich świetna relacja cena/jakość. Zdumiewało również pierwsze mocne owocowe buchnięcie. Do listy zdumień dołączyła ostatnio informacja, że dużą część wina eksportuje się do Japonii. A to dlatego, że Pecorino podobno idealnie komponuje się z sushi. Skoro miałem to dość rzadkie wino, to wypadało je przetestować w połączeniu z surową rybką. Obawiam się, że jednak test nie zdał się na nic. A to z powodu bardzo słabego poziomu wina. Smakowało jak trochę lepsza woda. Nie miało wad, które by uniemożliwiły wypicie, ale zalet też nie znalazłem. Oczywiście z sushi sobie nie poradziło. Wciąż zatem nie wiem czy Pecorino się nadaje do sushi, wiem tylko, że to z obrazka się nie nadaje. W sumie to do niczego się nie nadaje. Będzie trzeba spróbować jeszcze raz.

czwartek, 18 listopada 2010

Konkurs Gastronautów

Dziś, w trzeci czwartek listopada, nic nie napiszę o Beaujolais Nouveau. Nie dlatego, że mi zbrzydło, wręcz przeciwnie. Po prostu niewiele się zmieniło od zeszłorocznego wpisu. Pewne jest tylko, że tradycyjnie napiję się B.N. i to naprawdę dużo, a nie jakąś symboliczną lampkę, do czego i Was zachęcam. Zresztą, łamiąc zakazy, wypiłem już co nieco i to 10 dni temu. Jeśli Nouveau ma dawać jakiś obraz o roczniku, w którym powstało, to okazuje się, ze 2010 nie musi być jakimś dramatem.
*************************************************************************************************************************
Na zupełnie innym biegunie winiarstwa znajduje się konkurs ogłoszony przez serwis Gastronauci.pl. Można wygrać luksusową nagrodę jaką jest kolacja sylwestrowa wraz z noclegiem w warszawskim Hotelu Le Regina. Nigdy tam nie spałem, bo i po co, ale zdarzyło się dwa razy coś zjeść i było to jedzonko na szóstkę. Żeby wygrać nagrodę wystarczy dobrać jedno z czterech win do potrawy. Zacytuję Gastronautów: 


Zadanie konkursowe polega na wskazaniu jednego z czterech podanych poniżej win jako najlepiej pasującego do opisanego poniżej dania, które, obok sześciu innych, skosztować będzie można w czasie sylwestrowej kolacji w restauracji La Rotisserie. Odpowiedź na zadanie konkursowe musi zawierać również uzasadnienie doboru wina do dania. Tekst uzasadnienia nie powinien być dłuższy niż 2500 znaków. Ocenie podlegać będzie zarówno poprawność merytoryczna nadesłanej odpowiedzi, jak i styl wypowiedzi.

Danie, do którego należy dobrać wino, to: 
Confit z dorsza atlantyckiego z tempurą ostrygową i esencją z liści cytrynowych 


Propozycje wina (w kolejności alfabetycznej):
1. Gewuerztraminer Granos Nobles 2007, Mendoza, Luján de Cuyo
2. Il Molino di Grace, Chianti Classico Riserva 2005, D.O.C.G. Chianti
3. Les Cris Pouilly-Fumé 2008, A.C. Pouilly-Fumé, A. Cailbourdin
4. Braida Moscato d’Asti ‘Vigna senza Nome’, Piemonte, Giacomo Bologna

UWAGA: Tylko jedno wino pasuje idealnie do podanej przez nas potrawy.



Wszystkie szczegóły można znalezć w tym linku. Jeśli już rozszyfrujecie czym są tempura, confit i liście cytrynowe, zadanie powinno dać się rozwiązać. Życzę miłej zabawy, sam chyba też wezmę w tym udział.

A teraz biegiem do sklepów bądź knajp po Beaujolais Nouveau. Koniecznie bez krawatów!

czwartek, 11 listopada 2010

Gęsina na Św. Marcina

Nawet gdyby zwyczaj jedzenia gęsiny na Św.Marcina był nowy i lansowany nieco na siłę, to i tak bym mu ochoczo przyklasnął. Jako odtrutkę na wszystkie plastikowe walentynki i halloweeny niemające najmniejszego przełożenia na naszą tradycję. Prawda jest jednak taka, że jedzenie gęsi na 11 listopada jest w Polsce obecne "od zawsze" i dopiero stosunkowo od niedawna zyskało również kontekst świętowania niepodległości. Gęsinę jadło się na Św. Marcina z dwóch dość praktycznych powodów. Po pierwsze była to ostatnia okazja do porządnego najedzenia się przed rozpoczynającym się wkrótce postem adwentowym. A po drugie gąski dorastały do odpowiedniego rozmiaru właśnie w tym czasie. Nie chcąc się więc skazywać na jedzenie gęsi mrożonych należy potraktować tę potrawę w kategoriach sezonowych. Jedzenie gęsi ma samiuteńkie plusy. Pierwszy i najważniejszy, to obłędny smak tego mięsa. Jest ciemne, pełne, treściwe, aromatyczne. Wbrew obiegowym opiniom gęsina zawiera niewiele tłuszczu, znacznie mniej niż na przykład cielęcina, o świnkach nawet nie wspominając. Ponadto tłuszcz wytopiony z gęsi jest i zdrowszy i smaczniejszy. Zjedzenie gęsi ważącej około 4 kg jest zbyt wielkim wyzwaniem dla jednej czy dwóch osób. Chcąc, nie chcąc musimy zaprosić rodzinę czy przyjaciół, co jest fajnym elementem tworzenia wspólnoty przy okazji jedzenia. Na naszej gęsinie poznał się świat, a zwłaszcza Niemcy. Wyczytałem, że eksportujemy 18-20 tys. ton, sami przy tym zjadając ledwie 700 ton gęsiny rocznie. Nie jest to pierwszy raz gdy o wysokiej jakości tego co polskie musimy przekonywać się dzięki obcokrajowcom. Dodatkowym plusem gęsiny jest jej uniwersalność w połączeniu z winami. Można do niej śmiało dawać aromatyczne, ciężkie białe wina takie jak Gewurztraminer czy beczkowe Chardonnay. Bardziej klasycznie będzie jednak postawić na stole Pinot Noira czy jakieś Nebbiolo. Wymarzyło mi się aby w Święto Niepodległości napić się Pinot Noira z Polski, ale w tym roku Jaworek wypuści swoje czerwone wina z 2009 z pewnym poślizgiem.
Moja gąska jest przyrządzona mało nowocześnie. Natarta czosnkiem, majerankiem, rozmarynem i solą. Nafaszerowana kwaśnymi jabłkami z suszonymi morelami i rodzynkami. Troszkę podlana Żubrówką w trakcie pieczenia. Podana z pieczonymi jabłkami i surówką z czerwonej kapusty. Zapewniam, że na żywo wyglądała znacznie smakowiciej niż na fotce z prawej. Oczywiście nie odpuściłbym sobie możliwości ćwiczeń warsztatowych p.t. "Jakie wino najlepiej pasuje do gęsi?". Podałem Pinot Noira z Palatynatu i alzackiego Gewuztraminera z niemałym cukrem resztkowym. Mi pasował bez porównania bardziej Pinot, ale Mama i Ciocia postawiły na Gewurza. Trochę tak wbrew nazwie blogu Białe nad czerwonym.
Zdaję sobie sprawę z tego, że tekst jest wrzucony trochę po czasie i nadaje się bardziej jako zachęta do jedzenia gęsi za rok. Z drugiej strony nie trzeba jeść gęsiny wyłącznie 11 XI. W celu wypromowania tego drobiu ruszyła świetna akcja GĘSINA NA TELEFON.  Można telefonicznie zamawiać gąskę, która będzie do odebrania podczas festynu w jednym z miast. W Warszawie na przykład taka akcja będzie przeprowadzana w Hali Mirowskiej 26 i 27 XI, więc jest jeszcze czas by zadzwonić. Dodam, że ceny są wyjątkowo atrakcyjne, bo 1 kg kosztuje 19 PLN.
Mam nadzieję, że za rok wszyscy w Święto Niepodległości usiądziemy przy stołach zastawionych gąskami i oczywiście Pinot Noirem:-)

wtorek, 9 listopada 2010

Magiczny łańcuch.

Nie jestem nadmiernym fanem gadżetów okołowinnych, ale po zobaczeniu "magicznego łańcucha" nie mogłem się pohamować. Na żywca sprawia jednak dużo słabsze wrażenie niż na zdjęciach z Ebay-a, spokojnie można sobie odpuścić.

sobota, 6 listopada 2010

Beringer Red 2005

FATALNE, 20 PLN
Zaledwie do końca roku można sprzedawać wina z niebieskimi banderolami, potem będzie to niemożliwe ( BTW jest to kolejny przykład rzekomych ułatwień prowadzenia biznesu przez Rząd chcący uchodzić za liberalny ). Nic dziwnego zatem, że zarówno sklepy jak i importerzy próbują za wszelką cenę pozbyć się tak oznakowanych win. Daje to często okazję na znalezienie wyjątkowych okazji zakupowych. Oczywiście obok okazji pojawiają się ewidentne miny typu nowozelandzkie Sauvignon Blanc z 2004 roku. Podstawowe wino od Beringera, które wypiłem, nie wydawało się aż tak wielkim ryzykiem, nawet pomimo sędziwego pięcioletniego wieku. Tymczasem okazało się bolesną porażką, żeby nie powiedzieć płynnym syfem. Nie umiem opisać czym pachniało, bo nie znam się za bardzo na chemii przemysłowej. Nie tylko nie wypiłem butelki, ale wręcz nie opróżniłem kieliszka. Wiem, że jest to podstawowe wino Beringera, ale od takiego producenta oczekuje się ciut więcej. Na kontretykiecie wina możemy przeczytać, ze ich produkty są hołdem składanym założycielom winnicy z XIX wieku. Chroń nas Boże przed takimi potomkami.

niedziela, 31 października 2010

Chablis Raoul Clerget 2009

SMACZNE-, 25 PLN
Zakładając się z własną Mamą o flaszkę wina mogłem być w 100% pewnym, że wino będzie pochodzić z Biedrony (Mama jest takim fanem tych sklepów, że powinna chyba zostać jakimś ambasadorem marki). Padło na promocyjne Chablis Raoul Clerget. Gdyby zamiast naprawdę eleganckiej etykiety napisać wołami cenę wina to smakowałoby świetnie. Tymczasem czytając o tym, że to Chablis, że fajny rocznik i że całość wizualnie prezentuje się naprawdę OK, to człowiek zaczyna spodziewać się Choinki. Takie oczekiwania sprawiają, że wino początkowo wydaje się zanadto odstawać od koleżanek z apelacji. Jest wodniste i smutne jakieś. Na szczęście po dwóch chwilach przychodzi sympatyczna mineralność połączona z grzankami, świeżym chlebem i dojrzałym ananasem. Jak na Chablis jest słabawe, jak na Chardonnay w porzo, a jak na wino za 25 PLN wręcz genialne. Śmiało można kupować.

czwartek, 28 października 2010

Cardeal Dao 2007

SMACZNE+, 25 PLN
Dr Jekyll i Mr Hyde w jednym. Nos tego wina mocno stajenny, obejściowy, dymny. Ciekawy, ale do przyjemności mu daleko. Za to usta przyjemnie wypełnia soczysta owocowość. Pije się je po prostu z frajdą. Wszystko przyprawione ciekawymi nutami migdałowymi. Producenci zalecają Cardeala do grillowanych ryb i to może być rzeczywiście strzał w dziesiątkę. Podejrzewam, że stanie się moim winem jesieni.
Do wszystkiego cena absolutnie genialna, Biedrona może się schować:-)

P.S. Kocham Polsat za przerwy reklamowe. Zdążyłem strzelić fotkę i opisać to co powyżej w przerwie "Bezdroży".

czwartek, 21 października 2010

Kagor i degustacja win z Macedonii

Najpierw pół słowa o degustacji win z Macedonii, która odbyła się 19 X w Hotelu La Regina. Jeśli dobrze zrozumiałem przedstawiane liczby, to nie do końca rozumiem sam pomysł na promowanie win macedońskich. Otóż Macedończycy uprawiają winorośl na 20 tysiącach hektarów przy czym sami wypijają 90% swojej produkcji. "Walka" marketingowa toczy się więc zaledwie o sprzedaż win ze skromnych 2 tysięcy hektarów. Daleko stąd do gigantycznej nadprodukcji Hiszpanów czy Australijczyków. Tym sympatyczniej, że jednak zdecydowano się przybliżyć wina z tego, bardziej egzotycznego niż Egipt, kraju.

Spróbuję skrótowo podsumować degustację:

  1. Choć Macedonia jest krajem win czerwonych, to na mnie nie mniejsze wrażenie zrobiły białe. Prezentowane wina z odmian Temjanika czy R'Kaciteli były zupełnie wyjątkowe. Choć Rieslingi powinni sobie odpuścić.
  2. Im więcej alkoholu, im więcej beczki, tym wina bardziej sprawiały wrażenie nieudolnej podróbki win chilijskich. Często nie dawało się tego pić, chyba że dla walorów edukacyjnych, aby nauczyć się rozpoznawać wina leżakujące w amerykańskim dębie.
  3. Szczepy międzynarodowe ( nawet te obecne w Macedonii od dawna ) dają wina nieporównywalnie gorsze niż odmiany lokalne. Szukajmy na etykietach nazw trudnych do wymówienia.
  4. Najtańsze z win zaskoczyły pozytywnie. Na półce w PL kosztowałyby ok. 15-20 PLN i mogłyby chyba z powodzeniem walczyć w segmencie win codziennych. Owszem, są techniczne i sztucznawe, ale i tak o niebo lepsze od taniej Mołdawii.
  5. Czerwone odmiany Vranec, Plavac to nazwy, które trzeba śledzić. Niech tylko odpuszczą sobie wysoki alkohol, a skupią się na miłej owocowości.
  6. Wina deserowe ( również dziwne wynalazki o czym poniżej ) mogą być koniem pociągowym eksportu win z Macedonii. Może nie powaliły mnie na kolana samą jakością, ale już relacja cena/jakość jest po prostu obłędna.
A na koniec opisik choć jednego z win.
KAGOR z winnicy Imako jest wynalazkiem. Purystom branżowym pewnie się nie spodoba, ja do nich na szczęście nie nalezę. Słynne deserowe wino zostało podkręcone dodaniem do niego lokalnych ziół. Przy pierwszym, bardzo intensywnym, nosie można je pomylić z Jagermeistrem. Przy dłuższym piciu ( było to dla mnie ostatnie wino degustacji więc mogłem sobie pozwolić ) przypomina po prostu słodkie wermuty. Barwa lekko przygaszona, jak przy Porto Tawny. Pije się je z niudawaną przyjemnością. Słodycz wina pięknie uzupełnia się z gorzkością ziół, a wszystko otacza różany zapach. Takie wino z dopalaczem. Jeśli ktoś zdecyduje się je importować do Polski wróżę mu duży sukces komercyjny. Wino będzie kosztować ok. 25 PLN za półlitrową, niebrzydką butelkę. Z pewnością sięgną po nią osoby z pokolenia wychowanego na Ciociosanie, ale nie tylko; na Tłusty Czwartek wypiłbym je z radością.

wtorek, 12 października 2010

Chablis Premier Cru Emile Durand 2008

MIERNE+, 40 PLN
Wino, które wydawało się okazją z Makro. Niestety słabizna wyjątkowa. Nie smakowało ani jak Chablis Premier Cru, ani jak normalne Chablis, ani jak zwykłe Chardonnay, ani jak prosta Burgundia, ani jak prosta Francja. Wydawało mi się, że oszczędzę kupując taniutkie Chablis Premier Cru, a tymczasem przepłaciłem za cieniutkie kwasowe wino. Chablis to dla mnie mineralność otoczona ciałkiem. W tym przypadku zabrakło obydwu atrybutów. Ku przestrodze...

piątek, 8 października 2010

Eros Ornella Molon, 2008

SMACZNE-, 44 PLN
Wino przedziwne. Zamykane prześmiesznym plastikowym korkiem w kształcie czopka. Mieszanka Pinot Nero i Malbeka, czyli najjaśniejszego i najciemniejszego czerwonego szczepu. Skąd taki pomysł? Nie mam pojęcia. Szczepy zdają się prowadzić oddzielne życie wewnątrz butelki, zupełnie nie połączyły się. Wygląda to jak próby małego chemika, który soli żelazo i ciekaw jest czy wywoła to wybuch probówki. Gdybym skończył  zabawę z tym winem po jednym kieliszku, to raczej wyżej oceny miernej by nie podskoczyło. Z czasem jednak coraz więcej było miłych nosowi truskawkowych nut. Całość sprawia wrażenie rozwodnienia, lekkości i niskiego alkoholu, gdy tymczasem ma solidne 13%. Pije się je z przyjemnością, aczkolwiek bez większych fajerwerków. Do spróbowania raczej jako ciekawostka.

Na osłodę piosenka imiennika wina.


piątek, 1 października 2010

Krzyżówka - rozwiązanie

Osobom, które nie czytały poprzedniego posta proponuję, aby  ten ominęły i wróciły tu za chwilkę. Tym zaś, którzy zmagali się z krzyżówką nalezy się rozwiązanie. Poniżej prawidłowo wypełnione kratki:

BARDZO PRZEPRASZAM ZA JAKOŚĆ!!!

Dostałem aż 9 odpowiedzi, wszystkie prawidłowe lub prawie prawidłowe. Literek "A" o które pytałem występuje w krzyżówce 17. Dałem małą tolerancję +-1, wszyscy zmieścili się w tym przedziale. Serdecznie wszystkim dziękuję za zabawę i gratuluję!
Drobne nagrody wygrali: KASIA I RAFAŁ ORAZ MIK PAW.

poniedziałek, 27 września 2010

Krzyżówka z nagrodami

Krzyżówki są solą przeróżnych pism i pisemek. Czemu nie miałyby zagościć na blogu? Choć sam nie gustuję w podobnych zabawach ( po prostu nie umiem rozwiązywać ), to zapraszam wszystkich do pogłówkowania. Na wiele pytań odpowiedzi można znaleźć gdzieś w postach lub w innych polecanych przeze mnie adresach, do których odnośniki znajdują się po lewej stronie.
Dla dwóch osób, które prawidłowo rozwiążą krzyżówkę przewidziałem drobniuteńkie nagrody rzeczowe. Jeśli z krzyżówką poradzi sobie więcej osób niż dwie zrobię losowanie.
Jako rozwiązanie wystarczy podać ile razy w krzyżówce występuje litera "A". Wpisujcie odpowiedzi w komentarzach lub w mailach. Można je nadsyłać do czwartku do północy, wtedy wkleję wypełnioną krzyżówkę. 
Co do technicznej możliwości wydrukowania, to chyba najlepiej zrobić screen stronki.
DOBREJ ZABAWY!!!





1234
56
7
89
1011
1213
14
151617
18
1920
21
22
2324
25
26
27


POZIOMO
  1. oficjalna nazwa Owada
  2. mój największy blogowy darczyńca, podesłał mi 3 butelki, wszystkie pyszne
  3. skrótowo o winie w kartoniku, a także o autorach "Win Europy"
  4. obecny poziom większości wpisów na forum winiarskim gazeta.pl
  5. producent wspaniałych "slowfoodowych" miodów
  6. doskonały mocny alkohol powstający z winogronowych wytłoków
  7. gdyby nie czujne oko tej organizacji wszyscy Polacy byliby alkoholikami :-)
  8. nie tylko dla mnie jest to najukochańszy biały szczep
  9. europejskie państwo z najwyższym spożyciem wina na głowę
  10. nikt tego nie kuma, ale jakoś głupio powiedzieć, że to zwykłe pogaństwo
  11. imię najpiękniejszej kobiety świata
  12. młyn ze SPA, oferują tam różne zabiegi w winie ( nic mi nie zapłacili za to hasło :-) )
  13. w przeciwieństwie do Depardieu zrezygnował z aktorstwa
PIONOWO



  1. najpopularniejsze imię dziennikarek z Magazynu WINO
  2. nick blogera piszącego w końcu o winie bez ściemy ( dzięki Bogu! )
  3. sikami tego zwierzęcia czasem pachnie Sauvignon Blanc
  4. dla ( zbyt ) wielu synonim dobrego wina
  5. ...rosso - prestiżowy włoski przewodnik winiarski
  6. region będący ojczyzną najbardziej opluwanego ( niestety ) wina Francji
  7. autor najlepszego ( nieaktywnego niestety już ) bloga o winach
  8. najsłynniejsza marka tzw. wina śliwkowego rzekomo pasującego do sushi
  9. naczynie użyteczne przy pewnych winach; świetne na prezent
  10. najsłynniejsze inicjały polskiego dziennikarstwa winiarskiego
  11. w tym pięknym miasteczku w 2009 roku odbyło się Święto Wina ( w tym roku powódź nie pozwoliła )
  12. wielu polskich winiarzy wiąże z tym czerwonym szczepem wielkie nadzieje
  13. nazwa ptaka lub nazwisko pierwszego polskiego wideobloggera
  14. portal z winami na gwiazdkę
  15. zrzesza 200 najlepszych winiarzy niemieckich
  16. jedno z czerwonych win od Jaworka
  17. najwinniejsze radio