niedziela, 30 grudnia 2012

Dwa oblicza Lidla


Podobno przed końcem roku należy pooddawać wszystkie długi. Kredytu hipotecznego w ciągu ostatnich dwóch dni nie spłacę ( tak w ogóle to liczyłem na koniec świata, nie wyszło ), ale może choć wywiążę się z wiecznie odkładanej recenzji win podesłanych mi kiedyś przez Lidla. Nieco opadł kurz po niezwykle spektakularnej ofensywie winiarskiej tej sieci sklepów. Moje nieusprawiedliwione niczym spóźnialstwo, pozwala mi spojrzeć ciut chłodniej na tę promocję. Szczęśliwie wina wciąż są obecne w sklepach więc wpis jest w miarę aktualny choć świeżości w nim brak.
Podobno Lidl rozszerzając swą ofertę win francuskich oparł się na badaniach, z których wynikało, że Rodacy cenią najbardziej wina właśnie francuskie. Wierzyć ankietowanym, to, moim zdaniem, co najmniej naiwność. Ludzie mówią często to co ankieter chce usłyszeć. Opieranie strategii marketingowej na deklaracjach osób z reguły nie pijących wina było moim zdaniem nierozważne. Gdyby Lidl chciał przed promocją spytać mnie o poradę, to schrzaniłbym wszystko o wiele bardziej koncertowo. Poradziłbym im skupiać się na dwóch segmentach. Pierwszy to niedrogie, ale szczere i bogate wina z tańszych krajów winiarskich, ewentualnie niedocenianych apelacji. Dobry przykład czasem daje tu Biedronka ze swoją niezłą ofertą win portugalskich i prawie niezłą win hiszpańskich. W tych krajach wciąż można znaleźć bardzo godne butelki za rozsądne pieniądze. Dla dyskontu kierunek niemal wymarzony.
Drugą podpowiedzią byłaby rada, aby wprowadzać niedrogie wina z wielkich apelacji. Przykładem może być tzw. "Barolo", które gościło w ofercie Biedronki. Wino paskudne, ale było o nim "na mieście" dość głośno i chyba Biedra sprzedała niemało butelek tego dziwadełka, a przecież głównie o to chodzi.
Lidl jednak podszedł do sprawy o wiele ambitniej, sam nie wiem czy wręcz nie nazbyt ambitnie. Bardzo zgrabna kampania, piękny katalog, dobre wykorzystanie panów Okrasy i Brodnickiego bardziej mogło kojarzyć się z delikatesową Almą niż z dyskontem. Trzeba tu wspomnieć o świetnym wyeksponowaniu nowych win na półkach sklepowych. Te eleganckie drewniane skrzyneczki spokojnie odnalazłyby się w sklepie specjalistycznych. Niby wiem, że to tylko dodatek, ale po tak "opakowane" wino po prostu chce się sięgnąć. Pomijając jednak owijacze skupmy się na tym co najważniejsze. Francuskie wina wybrane przez Lidla, to też nie jest pójście na łatwiznę. Głównie wina z Bordeaux, Rodanu i Alzacji czyli naprawdę świetne regiony. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy były ceny. Zupełnie niedyskontowe, często nawet niesupermarketowe; cenom jest znacznie bliżej do tych ze sklepów specjalistycznych. To moim zdaniem powinno ustawiać całą rozmowę o nowych winach lidlowskich. Możemy nie patrząc na ceny cmokać z uznaniem, że "jak na dyskont, to lepszej oferty nie było", a możemy na spokojnie porównać ceny i z zaskoczeniem odkryć, że wcale nie oszczędziliśmy tyle ile się spodziewaliśmy. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich win, tutaj też można wyszperać perełki za bardzo rozsądną kaskę. Należy wyróżnić przede wszystkim wina z alzackiej winnicy Bestheim, po nie z pewnością warto podjechać do Lidla. Może i głowy nie urywają, ale są bardzo, bardzo porządne. A już ichniejsze Cremant kosztujące poniżej 30 złotych, to więcej niż uczciwa propozycja. To tak w razie gdyby ktoś nie miał jeszcze bąbelków przed Sylwestrem. Spośród win bordoskich na pewno warto wspomnieć o Chateau Millet również poniżej 30 złotych, smaczne, pełne, nieoszukane wino. Caluteńka reszta francuskiej oferty Lidla prezentuje się porządnie, ale bez nadmiernych zachwytów. Można te wina kupić w Lidlu, a równie dobrze można porównywalne kupić gdzie indziej.
Nie jestem do końca pewny co było celem Lidla ostro promującego swoją Francję. Czy chcieli rzeczywiście zwiększyć sprzedaż win czy może raczej chodziło o kwestię zmian wizerunkowych? Cała promocja sklepu i zaangażowanie do reklam Okrasy i Brodnickiego ( świetnie realizowane, pomysł w dechę! ) skutecznie odkleja od Lidla łatkę dyskontu i pozycjonuje tę sieć sklepów nieco wyżej. Myślę, że to właśnie w takiej szerszej perspektywie trzeba rozumieć nową ofertę win. Od czasu wprowadzenia nowych win do Lidla rozmawiałem z bardzo wieloma osobami, które przyznawały się, że dzięki tej promocji odwiedziły te sklepy po raz pierwszy. Zwykle wrażenia były pozytywne i to nie tylko wobec oferty winiarskiej. I to traktuję jako największy sukces tej akcji promocyjnej.
Niestety po wprowadzeniu win francuskich Lidl przeczytał w moich myślach podpowiedz dotyczącą win z wielkich apelacji. I położyli sprawę książkowo. Jeśli chcecie zrazić się do apelacji Vino Nobile di Montepulciano, Amarone i Sauternes, to sięgnijcie po wina z fotki poniżej. Dla mnie te wina powinny być wstydem przede wszystkim dla władz konkretnych apelacji, że dają swój certyfikat tak miernym winom. Choć uczciwie trzeba przyznać, że Sauternes jest w miarę pijalny, ale radości daje niewiele.
Tak to Lidl pokazał mi dwa oblicza. Jedno zaskakujące, skazane na porażkę, które wydaje się być sukcesem. I drugie typowe dla dyskontu, lekko nadwątlające wrażenie pozytywnych zmian.
Wyszło jak zawsze, znów zanadto kręcę nosem. Pomimo pewnych niedociągnięć, które widzieć trzeba, życzę nam wszystkim, żeby wszystkie sieci sklepów miały ofertę win na takim poziomie.

środa, 19 grudnia 2012

Soave Fontana Tenuta Sant Antonio 2011

WYŚMIENITE, 39 PLN
Do niewielu win mam tak osobisty stosunek jak do Soave. W czasach kiedy wino już piłem, a jeszcze nie było mnie na nie stać, jednym z nielicznych win klasy DOC pozostającym w zasięgu mojego portfela było Soave właśnie. Może jeszcze nie od producentów marzeń, ale jednak Soave. Przypatruję mu się zatem już od ponad 15 lat. Kiedyś kupując te wina mieliśmy pewność, że sięgamy po jedne z najlżejszych win białych, teraz na dwoje babka wróżyła. Nie ukrywam, że lubię lekkość i "przezroczystość" Soave, cięższe wersje mniej mnie pociągają. Soave z winnicy Sant Antonio należy do tych zdecydowanie pełniejszych. Zresztą dominujące aromaty brzoskwini i gruszki sugerują, że tak właśnie będzie. To zresztą kolejny przykład na to, że wszystkie wina z tej winnicy nabierają ciała. Od czasu gdy rządy w winnicy przejęła po ojcu czwórka braci wina stały się łatwiejsze ( często zbyt łatwe ) w odbiorze i zwracają się coraz bardziej ku masowemu odbiorcy. Może i należy nad tym faktem pokręcić nosem, ale nie przy tej konkretnej butelce, nie w tej konkretnej sytuacji. Przy naszej paskudnej pogodzie rzadko mamy okazję w pełni docenić wina leciuteńkie. Zazwyczaj, a zwłaszcza teraz, szukamy czegoś pełniejszego. I w tej sytuacji takie korpulentniejsze Soave sprawdza się wybornie. Największą zaletą Soave od Sant Antonio jest niewiarygodna pijalność. Tego wina nie da się spróbować i odpluć, butelka znika momentalnie. Jest niewiarygodnie smaczne, świetnie układa się w ustach, daje zwyczajnie wiele radości. Pomimo zimy warto pić tego białasa.
Tym razem to ja namówiłem koleżankę i kolegów na wino, oto co wypili:
Ilona spróbowała jednego z najbardziej prestiżowych Soave
Irek napisał sporo o historii tego wina, które przez długi czas miało popsutą opinię
Winniczek parował je z sandaczem
Kuba pił z Grimani Farinaldo
A Marcin wypił tyle butelek, że już go nie lubię

środa, 12 grudnia 2012

Chianti Classico Riserva Novecento Dievole 2007


FATALNE
Zbliżający się koniec świata sprzyja nie tylko przemyśleniom, ale również opróżnianiu piwniczki z co droższych win. Ja mitycznej piwniczki nie mam i pewnie, znając moje łakomstwo, mieć raczej nigdy nie będę. Mam jednak składzik pustych butelek czekających na recykling. Dzięki temu, że wyrzucam je po jakimś czasie, ponownie wracają do mnie wspomnienia z czasu gdy je wypijałem. Wspomnienia czasem lepsze, czasem gorsze, a czasem to po prostu trauma.
Tak było niestety w przypadku bohatera dzisiejszej notki. Długo go nie opisywałem, bo nie lubię takich negatywnych wpisów. Za to bardzo lubię importera tego wina za niegłupią selekcję i uczciwe ceny. W sumie to z założenia domyślałem się, że z tym winem nie będzie dobrze. Wypaśna etykieta, jakaś pieczęć na butli i ciężar butelki ( niemal o połowę wyższy od normalnego ) sugerowały, że ma się ona spodobać od pierwszego wejrzenia. Chyba zwłaszcza nowobogackim, niezależnie czy w Rosji czy gdziekolwiek indziej. Zupełnie jak opisywane tu kiedyś wino z blaszką. Tak jak to Chianti wygląda tak samo smakuje. Pierwszy łyczek kładzie na łopatki koncentracją i ciężarem winem. Aż się człowiek przygląda czy to jeszcze wino czy już Nalewka Babuni. Potem jest tylko gorzej. Smak zmielonego drewna zmieszanego z likierami owocowymi. Nie znaczy to jednak, że da się tu wyczuć jakąś owocowość. Jest jak w źle zrobionych konfiturach, gdzie cukier przykrywa aromaty owoców.  Ostatnio trochę narzekałem, że prezent, który otrzymałem słabo przypominał Chianti. Otóż to wino nie tylko nie przypomina Chianti, ale w sumie niczego co powinno się kojarzyć z winiarstwem na naszym kontynencie. Wygląda jak zwykły skok na kasę. Nie mam nic przeciwko temu, że winiarze zarabiają na swoich winach. Jeśli robią świetne wina, które są docenione przez Klientów, to niech im idzie ten zarobek na zdrowie. Często jednak najpierw jest biznes, a dopiero potem, jako konieczny dodatek, wino. To się czuje w kieliszku i tego pić się nie chce. Nie mam wątpliwości, że winiarze doskonale zdają sobie sprawę z tego jaki badziew potrafią wypuścić na rynek. Można, parafrazując Kazika, zadać pytanie: Jak bardzo skurwisz się żeby sprzedać swoje wino?
Jeśli za 9 dni skończy się świat, to pomyślę o Dievole Novecento i jakoś mniej będę żałował tego końca.
Jeśli jednak WIELKI KONIEC zostanie odwołany bądź przełożony, to pamiętam, że jest jeszcze mnóstwo win robionych z sercem.

czwartek, 6 grudnia 2012

Mikołaj zawsze dzwoni dwa razy


SMACZNE+, 29,90 PLN
Najfajniejszy przy otrzymywaniu prezentów jest element niespodzianki. Zawsze myślałem, że im większa niespodzianka, tym lepiej. Dziś się przekonałem, że może jednak nie do końca. Bez żadnego powiadomienia odwiedził mnie rano w domu kurier z butlą wina musującego. Prezent podpisało Centrum Wina oraz DoTrzechDych. Niby nie jestem jakoś nadmiernie przeczulony na punkcie swojej prywatności, ale skoro moja Matka nie wie, że po pijaku bloguję, to skąd wie o tym Centrum Wina?
Tak to zamiast myśleć o zwykłym podziękowaniu darczyńcy ( darczyńcom? ), skupiałem się na sprawach wtórnych. W sumie to nawet liczyłem na to, że podesłane wino będzie paskudne i tym sposobem z lekka uszczypnę tajemniczego Mikołaja. Niestety, albo i bardzo stety, Cava ze zdjęcia okazała się bardzo pierwsza klasa. W pełni zrównoważona. Taka słabosilna. Pełna i owocowa jednocześnie. Bąble też w punkt trafione, idą do głowy, a nie do nosa. Wypiło się ją momentalnie. Jedno z lepszych win musujących w tej cenie jakie piłem.
Więc zamiast narzekać Mikołajom po prostu dziękuję.

Chianti Classico Monterinaldi "Mezzosecolo" 2007

W tym roku musiałem być bardzo grzeczny, bo przyszedł do mnie Mikołaj. Mikołaj przybrał postać Mariusza, który w chwili wolnej od wręczania prezentów, zajmuje się pisaniem bloga Pisanewinem.pl , 
polecam lekturę! 
Mikołajów zresztą było więcej, spora część osób blogujących, zabawiła się w staromodne mikołajki. Śledząc inne blogi z pewnością natkniecie się na wysyp prezentów. Mariusz znając moje zafiksowanie na winach włoskich wręczył mi butlę Chianti Classico. Pomysł o tyle dobry, co ryzykowny, w końcu kilka butelek stamtąd wypiłem. I teraz wyjdzie cała moja podłość i niewdzięczność wobec Darczyńcy, bo trzeba kilka cierpkich słów o tym Chianti napisać. Ale, podążając za klasykiem, szczerość na moim blogu to norma ;) Chianti z Monterinaldi okazał się winem wyjątkowo smaczliwym i łatwym w piciu. Dobre, stonowane, bardzo, ale to bardzo soczyste z taninami w totalnym odwrocie. Pije się je momentalnie i z uśmiechem. Czego się więc czepiam? Ano tego, że gdyby nie etykieta, to nie miałbym nawet cienia szansa by rozpoznać pochodzenie wina. Równie dobrze mogło powstać w Chile a nie w Toskanii, zrobione z Merlota a nie z Sangiovese. Zero zadziorności typowej dla odmiany. Podsumowując wino jest wyjątkowo przyjemne, z radością polecę je zwłaszcza osobom dopiero zaczynającym swoją przygodę z winami wytrawnymi. Świetnie się też sprawdzi pite w towarzystwie mieszanym ( winomaniacy + lajkoniki ). Jeśli jednak chcecie zobaczyć jak robi się Chianti "po Bożemu", to sięgnijcie po inną butelkę.
Mariuszu, dzięki raz jeszcze za prezent!


środa, 5 grudnia 2012

LE PETIT SAINT VINCENT 2007 AOC SAUMUR CHAMPIGNY

SMACZNE+, 58 PLN
Mam stracha przed kupowaniem win ze starymi jeszcze banderolami. Skoro nie sprzedało się przez lata, to znak, że wino hitem nie jest. Tym razem polecił mi je sprzedawca, któremu ufam i nie czuję się oszukany. Zresztą które czerwone wino z Doliny Loary jest bestsellerem? Niestety wciąż odkrywamy te jedne z ciekawszych win Francji. Mi tak posmakowały, że w prywatnym plebiscycie uznałem w zeszłym roku Loarę za mój region 2011. Tradycyjnie jedną z atrakcyjniejszych okazji zakupowych są wina z Saumur Champigny, jest spora szansa, że nie przepłacimy za nie. W tym przypadku jakoś wyjątkowo tanio jednak nie było, choć o drożyźnie też ciężko mówić.
Le Petit Saint Vincent okazał się dość dziwnym winem jak na cabernet franc. Jeśli miał kiedykolwiek pazur typowy dla odmiany, to z wiekiem zupełnie go stracił. Została piękna owocowość, delikatność, coś na kształt pluszowości. Niski alkohol - 12,5% był niski tylko z nazwy, już nie pierwszy raz się przekonałem, że stare wina szybciej mi idą do głowy. Najciekawsze jednak było w nim coś innego. Tego samego dnia paliłem pyszne cygaro ( nie robię tego tak często jak bym chciał; hojnemu darczyńcy serdecznie dziękuję! ). Ponieważ wciąż je czułem na ubraniu, myślałem, że przytłumi wszystkie aromaty wina. Tymczasem pięknie się skomponowało z liściastymi aromatami wydobywającymi się z wina. Tak przez przypadek wyszło zupełnie niegłupie połączenie.
Wino wypiłem przy okazji Winnych Wtorków. Niestety ta edycja nie okazała się sukcesem frekwencyjnym ponieważ winniwtorkowicze mają teraz co innego na głowie, o czym przekonacie się w jutrzejszych wpisach.
Czerwoną Loarę pili również:
Blurppp
To co pijemy
Pisane winem