czwartek, 30 kwietnia 2009

Due uve Bertani 2006

SMACZNE-, 2,70 Euro
I jeszcze raz firma Bertani. Tym razem eskperyment - mieszanka Corviny z Pinot Nero. Oczywiście z racji użycia Pinota jest to wino pozaapelacyjne. No cóż przyznaję, że po spróbowaniu innych win producenta apetyt był spory i pewnie stąd lekki zawód. Zawód był jednak tak lekki jak samo wino. Powiedziałbym, że jest to sympatyczna propozycja letnia. Wino jaśniuteńkie z wyraźnymi nutami owocowymi: czereśnia ( kłania się Corvina ), malina i poziomka. Smak raczej krótki niż długi, a taniny niemal niezauważalne. Za co je więc cenię? Za bezpretensjonalność, wino nie udaje kogoś innego, nie mówi, że jest "podobne do" albo "prawie jak". Choć jest to, jak wspomniałem, dość młody projekt winnicy, to trunek sprawia wrażenie oldskulowego. Powrót do czasów gdy wino było po prostu winem, a nie wirtualnymi 95 punktami na 100 możliwych.











środa, 29 kwietnia 2009

Eiswein Schmitt Sohne 2008

WYŚMIENITE-, 79 PLN
Wino legenda. Może nie konkretnie ta butelka, ale zawsze. Eiswein to nie tylko smaczne wino, ale i , a może przede wszystkim, wspaniały, pełen sprzeczności, proces powstawania, w którym cierpliwość miesza się z pośpiechem. Ale po kolei.
Krzewy, z których powstanie wino lodowe wybiera się już przed "normalnymi" zbiorami. Następnie należy czekać na idealną, według Niemców, temperaturę czyli -7 stopni. Niestety często przed mrozami przylatują spragnione słodkich winogron szpaki i całoroczna praca idzie na marne. Zamiast zimna mogą też przyjść deszcze i owoce zgniją. Czyli generalnie nie jest lekko. Jeśli jednak nadejdzie idealny mrozek, co w południowych Niemczech oczywistością nie jest, należy spieszyć się ze zbiorem. Grona są zwykle zbierane w nocy, aby poranne słońce nie zdążyło ich nadto rozgrzać. Podobnie by chronić owoce przed przegrzaniem nie wnosi się ich do budynków winnicy tylko wyprowadza się prasy na nocne pole. Sam widok krzątających się nad ranem po winnicy winiarzy musi wyglądać niezwykle romantycznie. Potem bardzo, ale to bardzo delikatnie tłoczy się winogrona. W temperaturze -7 stopni zamarza w gronach woda i wytłacza się sam skoncentrowany sok. Nikła ilość soku wpływa decydująco na cenę wina. O ile normalnego, doskonałego wina można uzyskać z jednego krzewu jedną butelkę, to w przypadku wina lodowego mówimy o zaledwie jednym kieliszku! Po zbiorze wino fermentuje niezwykle długo, bo przez kilka miesięcy. Warto jednak czekać! Niewiele jest tak porywających win słodkich.
Eiswein, którego miałem przyjemność wypić najlepszą miał zdecydowanie cenę. Nie ośmielę się jednak powiedzieć, że było w nim coś nie w porządku. Nieco przeszkadzała niezrównoważona kwasowość. Wino jest jednocześnie zbyt słodkie i zbyt kwaśne, jakby coś się w nim nie połączyło. Aromaty wiele potrafią zrekompensować. To przede wszystkim dominująca dojrzała gruszka, do tego miód i dojrzała brzoskwinia. Piło się je wybornie i nawet nie było go mało, zwykle eiswein występuje w butelkach 0,375 zaś mój miał aż 0,5 litra. Inne wina lodowe jakie piłem do tej pory były zdecydowanie bardziej oleiste. Ale bez przesady! Grzech narzekać.

wtorek, 28 kwietnia 2009

Azul Bairrada

SMACZNE, 39 PLN
Zaskakujaco dobre. Po dwóch porażkach z tej firmy nie spodziewałem się rewelacji. Tym razem może i rewelacji nie było, ale poziom więcej niż przyzwoity. Zaskakujący, wręcz oszałamiający nos. Aromaty silne, ciężkie z pogranicza słodyczy. Mocna jezyna, porzeczka. W ustach tymczasem raczej lekkie, taniny ledwie zaznaczone. Normalnie taki dysonans między zapachem a smakiem mi przeszkadza, ale tu był więcej niż ciekawy.
Powiedziałbym, że możemy je traktować, z racji jednak pewnej lekkości, jako fajna czerwoną alternatywę na letnie dni.

niedziela, 26 kwietnia 2009

Azul Vinho Verde 2006

FATALNE, 35 PLN
Ciepło za oknem, że aż żal w domu siedzieć. Zaczyna się sezon win tarasowych bądź balkonowych ( w zależności od zamożności ). Portugalskie Vinho verde na takie okazje nadaje się wybornie. Nie złamiemy nadto konwenansów wrzucając do niego lód i plasterek cytryny. Jest lekkie i niskoalkoholowe, na dodatek lekko musuje i z reguły ma przyzwoitą cenę. Powoli staje się taką ikoną portugalskiego winiarstwa jak, zachowując w pamięci różnicę jakościową, Porto czy Madera. Ciekawe rzeczy ostatnio wyczytałem. Vinho verde do całkiem niedawna było wytwarzane głównie jako czerwone. Jednak po sukcesie sprzedaży wina Mateus wielu chce podążać ich śladem. Za Mateusem nie przepadam choć po wypiciu Azula powinienem zweryfikować zdanie. Zrobić przyzwoite Vinho Verde raczej ciężko nie jest. Niemniej nie wystarczy napisać na etykiecie "vinho verde" żeby takim winem się stało. Wiem oczywiście, że verde powinno się pić jak najmłodsze więc troszkę jestem sam sobie winny. Mimo wszystko nie wierzę, że Azul był dobry kiedykolwiek. Przede wszystkim nie było w nim nawet cienia bąbelków, co ma stanowić główną atrakcję. Ponadto jedynym aromatem ( smrodem? ) dającym się wyczuć były drożdże. I naprawdę nic więcej. Porażka.

środa, 22 kwietnia 2009

Valpolicella Bertani 2007

WYŚMIENITE, 3,50 Euro
Z pewnością jest to najlepsza Valpolicella jaką piłem ostatnio, a niewykluczone, że kiedykolwiek. Do tej pory najbardziej lubiłem Valpolicellę Bonacosta od Masi, ale Bertani jest chyba szczebelek wyżej. Gdyby ktoś mi powiedział, że jest to Ripasso, to uwierzyłbym w ciemno. Silne aromaty konfitury, kompotu z suszonych śliwek, jagód i jak zawsze niezawodna czereśnia. Wcale, a wcale się nie nudzi, nie tylko po pierwszym kieliszku, ale również po pierwszej butelce.
Możemy je potraktować jako wino do medytacji, a jeśli chcielibyśmy połączyć z jakąś potrawą, to poradzi sobie wyśmienicie nawet z silnymi aromatami. Ciekawym jest zestawienie z makaronem z borowikami - pełny, ciekawy przepis tutaj.

Widzę, że szczep Corvina robi się powoli nadreprezentowany na tym blogu. Następnym razem dam Wam odpocząć na chwilę od włoszczyzny.

niedziela, 19 kwietnia 2009

Wino z pistoletu

MIERNE-, 1 Euro/litr
Opisuję tu czasem wina wielkie i nawet więcej niż wielkie. Tymczasem na co dzień najbardziej brakuje mi winnych kompocików. Tych, które bez obrazy można pić ze szklanki, bo wiadomo, że wielkich aromatów się z nich i tak nie wykręci. Może nie zastępują wody, ale soki owocowe już tak. Tak na marginesie to jednym z moich włoskich zaskoczeń był ubogi wybór soków. Później zrozumiałem powód, wino na litry jest w tej samej cenie. To głównie takie wina nabijają krajom winiarskim statystykę spożycia. I to one towarzyszą ludziom podczas posiłków codziennych. Smak jest co najmniej akceptowalny, bo któż by pił co obiad jakieś byle co. Z reguły mają też wyraźnie niższą zawartość alkoholu ( są rozwodnione? ) więc śmiało można je pić w przerwie obiadowej i następnie prowadzić auto. Ich picie wymaga jednak pewnej samodyscypliny, dobrze jest pamiętać, że są to jednak takie prawie wina. Inaczej możemy wpaść w pułapkę i dziwić się, że dobre wino może kosztować kilkanaście razy więcej, więc czy jest sens tak przepłacać? Ale skoro większość osób jest w stanie dostrzec różnicę pomiędzy Fiatem Panda a Volvo S80, to nie powinno być podobnych kłopotów przy winach.
Co do samego wina, które widzicie w trakcie nalewania to był to nadgardziański Merlot. Nic szczególnego, ale na pewno też nic przykrego, w sam raz do popijania obiadu. Właścicielka winnicy ( to ta pani, która nalewa ) twierdziła, że to jest właśnie jej wino codzienne. Patrząc na energię z jaką się porusza, ta na oko 80-letnia signora, dałem się łatwo przekonać. Oprócz tego ugościła nas z Przyjacielem tak jakby pierwszy raz widziała takich przystojniaków:-) Były bułeczki polewane różnego rodzaju oliwą ( wyrób własny ), kanapki z kremu z oliwek ( wyrób własny ). Przy wspaniałej sałatce z bakłażanów ( wyrób własny ) byliśmy już po dwóch szklaneczkach wina białego z pistoletu ( bo przecież "wodę zostawiamy dla młyna" ). Przy kawie kumpel dostał propozycję pracy, a jak zaproponowała grappę ( też własną ) to już zaczęliśmy się bać...Poczuliśmy się traktowani jak super kluczowi klienci, w końcu zostawiliśmy całe 5 Euro! Niby spędziliśmy tam tylko pół godziny, ale to było niezapomniane pół godziny. Cały czas mnie zaskakuje taka otwartość u obcych ludzi. A najlepsze jest to, że Włosi z Północy uważają się za ludzi zamkniętych, niekontaktowych.
Gdyby ktoś z Was odwiedzał słynne winnice Bertani, to ta miła starsza pani ma swoją posiadłość dokładnie po drugiej stronie ulicy.

sobota, 18 kwietnia 2009

Stefen 1624, 2004

WYBITNE-, 35Euro
Choć szczep Marzemino wychwalał już Mozart w operze Don Giovanni, to w świadomości masowej raczej nie gości. Przypomina o sobie głównie podczas narciarskich wypadów do Włoch kiedy to turysta jest ze wszystkich stron otaczany trydenckimi interpretacjami tego szczepu. Tymczasem z Marzemino można robić wino również w innych miejscach. Mi się trafiło takie, które powstało w okolicach słynącego z Prosecco miasta Valdobiaddene.
Wino ma kolor ciemny jak atrament z granatowymi przebłyskami. W ustach ekstremalnie gęste, jedną butelką spokojnie może się nacieszyć kilka osób. Taniny zaokrąglone i wygładzone są tak nieinwazyjne, że wydają się przenosić wino w okolice wręcz półwytrawności. Aromat świetnie współgra ze smakiem, znów jest "na bogato". Przede wszystkim silna wisienka, jagody, borówki, jeżyny, karmel. Wyobrażam je sobie pite do dziczyzny podanej ze słodkimi sosami. Aczkolwiek najbardziej pasuje mi jako książkowy wręcz przykład tego co się określa jako vino da meditazione.
Producenci wina w kwestii starzenia poszli na rekord. Spędziło ono aż 3 lata w dębie, a potem półtora roku w butelce. W sumie powinien zatem zastanawiać tak ciemny kolor. Ale może to były beczki po atramencie?
Właściciele winnicy chwalą się, że przez jedną noc przebywał u nich 19-letni Ernest Hemingway, który podczas I-ej Wojny Światowej został ranny w nogi. Skądinąd wiemy, że ukochanym winem Hemingwaya była Valpolicella, jestem skłonny zgodzić się z Mistrzem.
I na koniec mała uwaga natury ogólnej. Spróbowałem wina zupełnie przypadkowo, no może tak półprzypadkowo - ktoś je polecił. Szczep nie należy do tych rzucających na kolana, region tym bardziej, producent niestety nie był mi znany. Wino zaś było z pewnością jednym z najlepszych jakie piłem w ostatnich latach. Jaki z tego wniosek? Ileż podobnych, mniej znanych, słabiej reklamowanych win, czeka na swoje odkrycie?

piątek, 17 kwietnia 2009

Amarone Bertani 2001

WYŚMIENITE+, 28 Euro

Wiele już razy dawałem wyraz swojemu zachwytowi nad Amarone więc powtórzę się po raz kolejny i na pewno nie ostatni.

Świetnym przykładem aby przekonać się o długowieczności tych win może byc wizyta w winnicy Bertani. W czasach gdy Amarone było jedynie ciekawostką, lokalną specjalnością, winiarze z Bertani po prostu robili swoje czekając aż świat ich doceni. I to jak robili! W winnicy można kupić wina z lat 60-tych sprawiające wrażenie całkiem młodych. Wątpię by jeszcze coś mogły zyskać, ale nie wyglądają jakby czuły się z racji swojego wieku niedołężne. Niestety ceny tych starych win oscylują wokół 150 Euro i dlatego opiszę wrażenia z wypicia nieco młodszego, bo z 2001 roku.

Przy tym winie świetnie widać jak bardzo jedno Amarone może się różnić od drugiego. Wino zrobione ewidentnie w stylu wytrawnym bez charakterystycznej słodkawej końcówki. Nie wyczułem suszonej śliwki, za to było sporo aromatów czereśni, wiśni w likierze, nieco kleju. Taniny dobrze zaznaczone, ale nie za mocne. Pierwszy kieliszek nie zniechęca przed wypiciem drugiego jak to bywa przy wielkich winach. Bajecznie długie. Generalnie jest niezwykle eleganckie, nie widać w nim nadmiernego narcyzmu. Sprzedawca z przyzakładowej enoteki zapewniał, że od tego wina już się nie uwolnię. Coś w tym jest...

sobota, 11 kwietnia 2009

Na Święta

Drodzy Czytelnicy!
Życzę Wam wszystkim wiele radości z przeżywania Świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Zdrówka, wiosennej pogody, dużo wolnego czasu i uśmiechów.


A co do wina na Wielkanocne śniadanie. No cóż, może to zabrzmi dziwnie, ale chyba ten jeden raz możemy się powstrzymać z naszym hobby. Jeśli jednak śniadanie się przedłuży, to polecam Soave z racji tego, że jest jednym z nielicznych win niekłócących się z jajkiem. A już zupełnie najlepszym rozwiązaniem może się okazać Moscato d'Asti. Wspaniałe, leciuteńko musujące, delikatnie słodkie i niezwykle świeże. Ponadto zawiera zwykle 5% alkoholu, co przy wczesnej porze picia jest zaletą. Będzie smakowało zarówno wiekowej cioci jak i młodocianemu kuzynowi.

Jeszcze raz WSZYSTKIEGO DOBREGO!

piątek, 10 kwietnia 2009

Vinitaly 2009

Targi, targi i po targach...

Miałem szczęście być na Vinitaly po raz trzeci z rzędu. Tym razem pojechałem z blogującym Przyjacielem. Zanim zacznę Was, drodzy Czytelnicy, zamęczać notkami o wypitych włoskich winach, skrobnę kilka uwag natury ogólnej.
Zacznijmy od tego, że aby było profesjonalnie, to Włosi powinni przenieść swoje targi gdzieś do Szkocji. W Weronie było takie nagromadzenie pięknych kobiet, że naprawdę nie było lekko skupić się na czymkolwiek innym. Co ciekawe na wszelakich targach w Polsce też jest pełno urozdziwych pań, ale raczej występujących w roli hostess. Tymczasem tam są zwykle kupującymi.
Druga uwaga będzie super banalna. Cały czas otwierałem usta w dziecięcym zachwycie i mówiłem"o jejku, jakie to wszystko wielkie!" Nie wiem ilu winiarzy się wystawiło, ale z pewnością trzeba mówić o tysiącach.
Następna rzecz, to coraz wyraźniejsze wybijanie się regionów mniej znanych winiarsko. I nie myślę tu o super trendy Sycylii ( moim zdaniem grubo przereklamowanej ), ale o takich miejscach jak Lombardia czy Puglia. Dwa lata temu w pawilonie Lombardii winiarzy było o wiele więcej niż oglądaczy. Tymczasem obecnie okolice Mediolanu cieszą się przeogromnym wzięciem. Podobnie z prawdziwą gwiazdą jaką moim zdaniem zaczyna być Puglia.
Kolejna uwaga. Naprawdę silni, a więc Toskania, Piemont i Veneto cały czas trzymają się mocno. Może nie wszyscy, ale wątpię, aby prędko odczuli kryzys. Wytrwale pomagają im Amerykanie, charakterystyczny akcent i gabaryty amerykańskie można było spotkać tylko w wymienionych regionach.
Mniej znani uciekają przed kryzysem głównie ceną. Bez żadnych kłopotów można znaleźć za półdarmo świetną Marche, Abruzję. A i nadmiernie wychwalana Umbria zaczyna schodzić na ziemię.
Spostrzeżenie chyba szóste dotyczy nie tylko Vinitaly, ale degustacji bardziej ogólnie. Uważny Czytelnik dostrzegł zapewne, że nie jestem zwolennikiem oceny wina po 15 sekundach i sprawnym go wypluciu. Naturalnie, nie sposób robić inaczej pijąc ponad setkę win dziennie, ale... Takie próbowanie spycha w niebyt wina urzekające za drugim bądź trzecim podejściem. Nie ma wątpliwości, ze przy szybkiej ocenie wina z nowej beczki są faworyzowane. Ja stoję niezmiennie na stanowisku, że aby coś powiedzieć o winie trzeba wypić niespiesznie całą butlę bądź chociaz pół.
I na koniec o magnesach. Zupełnie przypadkowo w dzikim tłumie udało się odnaleźć całkiem sporo zanjomych. Przede wszystkim pozytywnie zakręconych kulinarno-winiarskich blogerów Sabrinę i Luca, których niniejszym ściskam.

To tyle tytułem zajawki. Więcej będzie niebawem.

środa, 1 kwietnia 2009

Lambrusco Cella


MIERNE+, 19 PLN
Podobno bywają Lambrusco ocierające się o wybitność, bardzo możliwe, aczkolwiek mi się jeszcze nie zdarzyło ich spotkać. Pomimo nienajwyższej oceny ja bardzo lubię ich niezobowiązujący charakter. Sam pomysł, że wino leciutko musuje wprawia w sympatyczny nastrój. Ot, zgrabne półsłodkie w sam raz do ciasteczek, delikatne 8% . Fantastyczna cena pomoże mu się zadomowić u mnie na stałe. Nieskomplikowane aromaty truskawek, kolor przypominający nadmanganian potasu.
Wypite w weekend z Przyjaciółmi w Krakowie, niestety nie pomogło w odbiorze gry naszej reprezentacji przeciw(?) Irlandii Płn.