Wina od Zind-Humbrechta to była największa frajda na nudnawym Festiwalu Win Alzackich. Spotkanie było tak pozbawione emocji, że zmyłem się wyjątkowo szybko. Zdążyłem załapać się na prelekcję, którą wygłosił Thierry Fritsch - enolog z Alzacji. Rzucił kilka liczb, pożonglował procentami i opowiedział, że generalnie Alzacja nadaje się do wszystkiego i można ją popijać codziennie. Sam kocham wina alzackie jak niewiele innych; za ich rozpoznawalność, świetne łączenie się z pewnymi potrawami, niezłą relację cena/jakość. Tyle, że jak mnie już najdzie na Alzację i wypiję kilka butelek z rzędu, to potem muszę przez miesiąc odpoczywać. Nie mógłbym ich pić tak często jak chcą tego alzaccy winiarze. No chyba, że wszystkie byłyby takimi perełkami jak Pinot Gris Zind-Humbrechta. Nic dziwnego, że zostało uznane przez Magazyn Wino Białym Winem Roku 2009. Naprawdę wyjątkowa pychotka, warte każdej wydanej na nią złotówki. Pachnie pieczarką, rodzynką, ziołami. Zostało w nim całe mnóstwo cukru, ale dzięki pewnej kwasowości, absolutnie nienużącego. Pełnia, głębia, barokowość. Nie ja jeden myślałem, że pochodzi z późnych zbiorów. To wręcz niewiarygodne, że zrobione je z "normalnie" dojrzałych winogron. Aż chciałoby się spróbować większych win od tego producenta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz