poniedziałek, 28 lutego 2011

Chateau Citran 2006

WYŚMIENITE-, 99 PLN
Paw plus alkohol budzi w nas skojarzenia dość jednoznaczne i nie są to skojarzenia dobre:-) Tym bardziej zaintrygował mnie wizerunek tego królewskiego ptaka na etykiecie Chateau Citran. Okazuje się, że pawie są po prostu stałymi lokatorami posiadłości. Wino Chateau Citran to medokańskie Cru Bourgeois powstałe po połowie z Cabernet Sauvignon i z Merlota. Wyśmienite, zwarte, dobrze skomponowane. Zgrabne proporcje pomiędzy owocowością a tanicznością. Zaskakuje jedynie, że jak 50 % udział Merlota miało dość suchą i cherlawą budowę. Pijąc je na początku dominują nuty czerwonej porzeczki by z czasem ustąpić nieco miejsca jeżynom.

Wino więcej niż przyjemne i z pewnością warto po nie sięgnąć, ale dotyka je typowa choroba Bordosów. Wiemy, że tamtejsze wina są świetne, być może wciąż najlepsze na świecie. Wiedzą o tym, niestety, również bordoscy winiarze dojąc konsumentów, że aż miło. Klienci zresztą są sami sobie winni akceptując horrendalne ceny. Skutkiem tego sięgając po wino z Bordeaux kupujemy wino, które raczej będzie dobre i na pewno będzie zdecydowanie za drogie. Zmian na lepsze raczej nie widać. Hipotetyczny bojkot win z Bordeaux na nic się zda. Zawsze znajdzie się bogaty Chińczyk, Hindus czy Rosjanin gotów zapłacić w myśl zasady "im drożej tym lepiej". Dziś złoszczę się, że solidne, choć bez jakiś fajerwerków, Cru Bourgeois warte według mnie 60 PLN kosztuje niemal stówkę. Obawiam się jednak, że za kilka lat będziemy wspominać te ceny jako relatywnie niskie. Świat wariuje, pora przerzucić się na niedocenione ( na razie ) Beaujolais...


poniedziałek, 21 lutego 2011

Colle al Vento Negroamaro 2008

MIERNE-, 13 PLN
Nieosiągalne pragnienie znalezienia wina taniego i dobrego zarazem, znów mnie zaprowadziło do Biedrony. Colle al Vento Negroamaro jest winem z południowych Włoch, którego główną zaletą jest fenomenalna cena. Niestety innych zalet doszukać się ciężko. Smakuje jak cienkie wino, do którego ktoś dolał spirytusu ( niezbyt mocno, ale jednak wyczuwalny). Bezzapachowe jakieś. I w ogóle takie nijakie. Nie bardzo jest się do czego przyczepić, ale i zachwycić się nie ma zupełnie czym. Napisałbym, że jest to notka ku przestrodze, ale jednak cena robi wrażenie. Jako wina nie kupować, jako solidny sok owocowy jak najbardziej. Słyszałem, że Primitivo od tego samego producenta jest całkiem znośne, może kiedyś spróbuję.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Moleskine Wine Journal

Nie rozumiem osób, które zanim jeszcze połkną pierwszy kieliszek wina już mają spisane dwie strony wrażeń. W końcu nie po to pijemy wino by je opisywać, spisanie naszych doznań ma być jedynie efektem ubocznym. Niemniej jakieś notki robić warto. Po to by zobaczyć jak się zmieniają wina wraz ze zmianą roczników, z czasem dojrzewania, jak zmienia się nasza percepcja oraz by zwyczajnie pamiętać co piliśmy. Skoro już mamy gdzieś umieszczać nasze opisy to gdzie? Bloga zaraz ktoś podpatrzy, a żółte karteczki post-it mają tendencję do natychmiastowego gubienia się. Idealnym rozwiązaniem wydają się elektroniczne gadżety. Ja niestety najpierw muszę nauczyć się obsługiwać sms-y, świat IPhonów jeszcze daleko przede mną. Metodą wykluczeń na placu boju pozostał stary, oldskulowy notes. Rzecz jasna najprościej byłoby kupić normalny, gruby notes z solidną okładką. Ale skoro obok jest "specjalny" notes winiarski ciężko było pokusę odeprzeć. Do tego notes ma gumkę, zabawne nalepki, a  w podobnych pisali Sartre, Hemingway, zaś Picasso rysował. Mając taki wypaśny notes poczułem się niemal jak Indiana Jones, on miał w swoim notesie wiedzę większą niż Wikipedia i Wikileaks razem wzięte.  
Nie ukrywam, że padłem ofiarą świetnej reklamy prezentującej mozliwości notesu. Sami zerknijcie.



Niestety okazało się, że nie wystarczy kupić notesu by drewniane ręce nagle zaczęły fajnie rysować. Sam notes ani Hemingwayem ani Picassem mnie nie zrobił. Infantylne nalepki w moich rękach, zamiast być urocze, stały się jeszcze bardziej infantylne. Niemniej Moleskine jest naprawdę bardzo pierwsza klasa. Tyle, że na taką głupotkę szkoda kasy, lepiej komuś przypomnieć o zbliżających się własnych imieninach albo czymś tam innym i metodą emocjonalnego szantażu wymóc prezent.
Miłego pisania i rysowania.
I jeszcze milszego picia, by było co opisywać.

wtorek, 1 lutego 2011

Soave Classico Pieropan 2008

SMACZNE +, 59 PLN
Czasy gdy Soave było pogardzaną apelacją mamy na szczęście dawno za sobą. Obecnie region ten daje nam najczęściej przyjemnie lekkie, mineralne wina aspirujące do oddawania charakteru wulkanicznej ziemi, na której powstały. Jedną z najjaśniejszych gwiazd apelacji są wina z winnicy Pieropan. Krytycy się nad nimi rozpływają uważając za jedne z najlepszych w regionie. Spróbowałem więc i ja choć nie są to wina łatwo dostępne w Polsce. W pierwszej chwili wino wydaje się tym za co kochamy Soave - kwintesencją mineralności, nut jabłkowych i cytrusowych. Niestety, pijąc je dalej dochodzą do głosu coraz cięższe aromaty z brzoskwinią na czele. Wino robi się nudnawe i niczym specjalnym nie wyróżniające,owszem jest to wciąż dobre wino, ale bez nadmiernych zachwytów. Nie wiem czy mój lekki zawód był spowodowany nadmiernymi oczekiwaniami czy może faktem, że jest to najbardziej podstawowe wino od producenta. Tak czy inaczej należy się cieszyć, że wina od Pieropana pojawiają się nad Wisłą dając możliwość zweryfikowania osądów krytyków.

Soave jest ślicznym podwerońskim miasteczkiem z jednym z najlepszych punktów informacji turystycznej jaki widziałem. Soave nie jest jednak ósmym cudem świata, warto tu wpaść na dwie chwile, ale zostawać na całe życie to już raczej nie. Zupełnie jak z Soave Classico od Pieropana, wypiłem je z przyjemnością, może nawet kiedyś powtórzę, ale do moich ukochanych win go jednak nie zaliczę.