czwartek, 21 kwietnia 2011

Aliaga Carlantonio 2010



WYŚMIENITE+, 69 PLN


Jednym z wielu plusów picia odradzających się polskich win jest ich niszowość. Próbując jednej z zaledwie kilku tysięcy butelek danego wina od Płochockich czy Jaworka można czuć się niemal wybrańcem. Nie trzeba nikogo przekonywać, że  przy takich butikowych produkcjach dotknięcie winiarza jest niemal dostrzegalne, w przeciwieństwie do masówek robionych w milionach butelek. Okazuje się jednak, że nie tylko nasi garażowi ( często dosłownie garażowi ) producenci mają do czynienia z mikroskopijną produkcją. W dalekiej Hiszpanii, w regionie Navarra, powstało wino Aliaga Carlantonio. W Aliadze postanowili zawstydzić Płochockich i zrobili jeszcze mniej butelek - znikome 1069 flaszek! Po kiego diabła nienajmniejszy producent robi tak niewiele sztuk jednego wina? 
Raczej nie dla nagród czy prestiżu, bo mają w ofercie  znacznie droższe wina, w sam raz do posyłania na konkursy. Restauracji, ani tym bardziej dużych sklepów, nim nie podbiją. Więc? Wytłumaczenie, które przychodzi mi do głowy jest takie, że albo zrobili wino dla samych siebie i dla kumpli albo jest to eksperyment czy inne macanie rynku. Jeśli sprawdzają reakcje klientów, to wypada zabrać głos. 
Aliaga Carlantonio najpierw zaskakuje ciemną, wręcz brudną barwą, jakbym jakiegoś bezkompromisowego Gewurza do kieliszka wlał. Nos to całe mnóstwo łąki, ale takiej skompresowanej, do tego przesadzone wręcz aromaty dojrzałej gruszki i żółtych jabłek. Całość jest spowita w silnym naftowym ogonie. Aromaty odurzają i wyłączają na dwie chwile pozostałe zmysły. Ostatni raz wrażenie takiego oszołomienia miałem pijąc moje wino roku 2010. Zgaduję, że Aliaga Carlantonio z wiekiem będzie tylko lepsza.
Jeśli wpadnie Wam w oko, to kupujcie śmiało, teraz pozostało już tylko 1068 butelek.

Brak komentarzy: