sobota, 30 lipca 2011

W winnicy u Jaworka



Pionierzy polskiego winiarstwa nie należą do osób ubogich. Działalność większości z nich jest typowo hobbystyczna i daleka od zyskowności. Na razie w nasze winnice wciąż trzeba mocno inwestować. Logiczne zatem, że obok pasjonatów działających w skali mikro - tzw. baloniarzy, za winiarstwo biorą się osoby zamożne. Osoby takie mogą bez presji czasu czekać na efekty swojej pracy. Łatwiej im wytrzymać słaby rocznik, gradobicie czy kolejną zmianę przepisów. Z pewnością do tej kategorii osób należy zaliczyć Lecha Jaworka prowadzącego winnicę w podwrocławskiej Miękini. Winnica w Miękini powstała w dużej mierze dzięki przypadkowi. Ziemia nie była wybierana pod kątem zasadzenia winorośli, właściciel otrzymał ją niejako w pakiecie kupując co innego. Teren nie wydaje się stworzony do uprawy winorośli, pole jest płaskie jak stół. W tych mało przychylnych warunkach postawiono ambitnie na topowe szczepy: Riesling, Pinot Gris, Traminer, Chardonnay, Pinot Noir oraz wiele innych. Ci, którzy uważają, że w Polsce jest zbyt zimno by uprawiać te odmiany powinni spróbować win z Miękini.
Ale nie o winach chciałem wspomnieć w tej notce. Wielokrotnie je tu chwaliłem, czasem zdarzyło się wbić im również zasłużoną szpileczkę. To co mnie uderzyło podczas wizyty w Miękini to rozmach prowadzonego przedsięwzięcia. W starych, poniemieckich budynkach udało się stworzyć winiarski zakątek wyglądający tak jakbyśmy przenieśli się do kraju z większymi tradycjami produkcji wina. Obok miejsca, w którym powstaje i dojrzewa wino, znaleźć można klimatyczną salę degustacyjną, zadaszone patio, sklep firmowy, dziedziniec, który nie pozostawia wątpliwości, że właśnie wjechaliśmy do winnicy. Oprócz tego trwają przygotowania do otwarcia restauracji, w której do miejscowych win będzie można zjeść specjalnie dopasowane dania. W Winnicy Jaworek widać naprawdę spore, zainwestowane pieniądze. Na szczęście nie wydano ich na złote klamki, projekt jest realizowany z dużym smakiem. Będąc w okolicy warto wpaść do Miękini choćby dla wrażeń estetycznych. Nie znaczy to, że podobało mi się zupełnie wszystko, są elementy do podciągnięcia. Biorąc jednak pod uwagę, że adoptowanie budynków na potrzeby winiarni nie jest jeszcze ukończone, wierzę, że drobne mankamenty uda się w przyszłości wyeliminować. Trzymam kciuki!
Więcej fotek z Miękini można znaleźć w tym linku.
Skoro już zajechałem do winnicy, wypadało kupić choć jedną butelkę. Nabyłem Pinot Noira z 2009 roku za 70 zeta. Kaski było szkoda, bo wiadomo, że gdzie tyle pieniędzy płacić za rodzime wino. Potraktowałem to jednak jako swoisty bilet do winnicy. Po trzykroć błąd! Tego Pinota nie wolno pić na zasadzie "jak na polskie to daje radę". Wino można wystawiać do degustacji w ciemno i ze spokojem czekać na wynik. Przepyszne, smakowite, dość tłuste, mocno truskawkowe, trochę czereśniowe, delikatnie dymne. Jest niewyobrażalnie łatwo pijalne. W przeciwieństwie do wielu innych Pinot Noirów nie wymaga aby pijący był na siódmym stopniu wtajemniczenia winiarskiego. Może się kojarzyć z niektórymi niemieckimi interpretacjami tego szczepu. Za taką jakość 70 PLN, to właściwie okazja.

P.S. Będąc we Wrocławiu dowiedziałem się od dwóch osób ( niezależnie od siebie ), że Warszawa leży na wschodzie Polski. Aż spojrzałem na mapę, normalnie złapałem doła.

3 komentarze:

maxredaktor pisze...

Nie miałem okazji spróbować tego Pinota, a widzę, że wielu osobom bardzo on przypadł do gustu. Zachwycił zarówno Ciebie, jak i kilku innych winolubców (vide: blog Wojtka Bońkowskiego). Jednak nigdzie tego wina w Warszawie nie widziałem, a na razie nie mam możliwości, aby udać się do źródła. Pozostaje czekać na jakąś okazję…

Piotr pisze...

Dla mnie, póki co, Jaworek jest najrówniejszym producentem w Polsce. Wpadki zdarzają mu się bardzo rzadko i nieprzypadkowo chyba dotyczą tak śmiałych eksperymentów jak "bordoski" Cabernet/Merlot.
p.s. czy na zdjęciu pinot na tle Sudetów?

Białe nad czerwonym pisze...

@Piotr Brawo! To rzeczywiście Sudety, a konkretnie Igliczna z Sanktuarium Maria Śnieżna.