sobota, 18 kwietnia 2009

Stefen 1624, 2004

WYBITNE-, 35Euro
Choć szczep Marzemino wychwalał już Mozart w operze Don Giovanni, to w świadomości masowej raczej nie gości. Przypomina o sobie głównie podczas narciarskich wypadów do Włoch kiedy to turysta jest ze wszystkich stron otaczany trydenckimi interpretacjami tego szczepu. Tymczasem z Marzemino można robić wino również w innych miejscach. Mi się trafiło takie, które powstało w okolicach słynącego z Prosecco miasta Valdobiaddene.
Wino ma kolor ciemny jak atrament z granatowymi przebłyskami. W ustach ekstremalnie gęste, jedną butelką spokojnie może się nacieszyć kilka osób. Taniny zaokrąglone i wygładzone są tak nieinwazyjne, że wydają się przenosić wino w okolice wręcz półwytrawności. Aromat świetnie współgra ze smakiem, znów jest "na bogato". Przede wszystkim silna wisienka, jagody, borówki, jeżyny, karmel. Wyobrażam je sobie pite do dziczyzny podanej ze słodkimi sosami. Aczkolwiek najbardziej pasuje mi jako książkowy wręcz przykład tego co się określa jako vino da meditazione.
Producenci wina w kwestii starzenia poszli na rekord. Spędziło ono aż 3 lata w dębie, a potem półtora roku w butelce. W sumie powinien zatem zastanawiać tak ciemny kolor. Ale może to były beczki po atramencie?
Właściciele winnicy chwalą się, że przez jedną noc przebywał u nich 19-letni Ernest Hemingway, który podczas I-ej Wojny Światowej został ranny w nogi. Skądinąd wiemy, że ukochanym winem Hemingwaya była Valpolicella, jestem skłonny zgodzić się z Mistrzem.
I na koniec mała uwaga natury ogólnej. Spróbowałem wina zupełnie przypadkowo, no może tak półprzypadkowo - ktoś je polecił. Szczep nie należy do tych rzucających na kolana, region tym bardziej, producent niestety nie był mi znany. Wino zaś było z pewnością jednym z najlepszych jakie piłem w ostatnich latach. Jaki z tego wniosek? Ileż podobnych, mniej znanych, słabiej reklamowanych win, czeka na swoje odkrycie?

Brak komentarzy: