Na początek wyjaśnienie, "Sekrety włoskiej kuchni" to nie jest, na szczęście, kolejna książka kucharska. Jej autorka - Elena Kostioukovitch podjęła się znacznie ambitniejszego zadania. Spróbowała pokazać różnice i podobieństwa w zwyczajach kulinarnych pomiędzy regionami Italii na tle historycznym, kulturowym, ekonomicznym, religijnym. Wyjaśnia nam dlaczego Włosi tak lubią mówić o jedzeniu. Taki jest zresztą tytuł oryginalny - Perche agli Italiani piace parlare del cibo, zamianę go na "Sekrety..." uważam za dość niefortunną. Dla nas rozmowa o jedzeniu bywa często jedną z wersji niezobowiązujących pogaduszek o pogodzie. Tymczasem Włochów ta tematyka podkręca i rozpala bardziej niż nas sprawy polityczne. I właśnie o tej pasji opowiadają „Sekrety…”.
Elena Kostioukovitch urodziła się w Kijowie, ale już od 20 lat pracuje we Włoszech jako tłumaczka. Udało jej się przez ten czas na tyle zakorzenić, by widzieć pewne sprawy od wewnątrz, zachowując jednak dystans i świeże spojrzenie obserwatora z zewnątrz.
Autorka w swojej książce zdecydowała się opisać kulinaria wszystkich 20 włoskich regionów. Jest to zadanie tak złożone, że wydaje się niemal nie do wykonania. Trzeba przyznać, że opisy regionów są dość nierówne. Czasem opis krótszy (n. p. Umbrii ) niesie więcej treści. Pod koniec portretów każdego z regionów dostajemy użyteczne informacje o potrawach i produktach lokalnych. Rozdziały przedstawiające regiony są przeplatane częściami tematycznymi, które wydają się być mocniejszą częścią książki. Świetne są zwłaszcza te traktujące o pielgrzymach, roli lokalnych świąt, o wpływie Żydów na kuchnię Rzymu, o demokracji, restauracjach czy erotyce w kuchni.
Cała książka jest napisana bardzo starannie, tak jak na dzieło życia przystało. Niestety bywa czasem zbyt sztywna, encyklopedyczna, pełna nudnawych wyliczanek. Wygląda to tak jakby autorka bała się urazić jakąś lokalną tradycję czy potrawę. Sporo to nam mówi o jej szacunku wobec tych zjawisk. Patrząc na książkę całościowo trzeba przyznać, że Kostioukovitch zachowała dobre proporcje pomiędzy historią, współczesnością, mini wykładem a zabawnymi ciekawostkami. Tych ostatnich jest w książce na tyle dużo, że z powodzeniem dałoby się z nich złożyć osobną pozycję. Nie chcę zabierać Wam radości wyłuskiwania tych michałków więc nie będę ich tu przytaczał zbyt wielu. Może taki przykład opisu uczty XVII-wiecznej: wprowadzono w Mantui zwyczaj pogryzania kawałków parmezanu między szesnastym a siedemnastym oraz dwudziestym a dwudziestym pierwszym daniem.Gdzie indziej przeczytamy o legendach mówiących, że trufle powstają tam gdzie piorun uderzy jesienią lub, że wyrastają ze spermy jelenia. Czytając „Sekrety…” dowiemy się również jaki był główny postulat Partii Befsztyka oraz dlaczego faszyści próbowali obrzydzić Włochom makaron. I wiele, wiele innych równie smakowitych ciekawostek.
Czytając o przebogatych i wciąż żywych tradycjach każdego z regionów łatwo zrozumieć dlaczego właśnie w Italii narodził się Slow Food. Najwyższa jakość produktów, ich naturalność, przestrzeganie tradycyjnych receptur, to nie są rzeczy, których trzeba Włochów uczyć, oni tym naprawdę żyją na co dzień. Patrząc na autentyczną radość życia tego narodu, ich zdrowie i długowieczność, warto chyba ich ponaśladować.
„Sekrety…” noszą podtytuł Podróż po kulturze i tradycji. Cieszę się, że autorka tak dobitnie pokazała, że sztuka kulinarna to nie tylko pomysł na zapełnienie żołądka, ale również niezwykle cenny element dziedzictwa.
Na koniec pół zdania krytyki. W książce znajdziemy mnóstwo świetnych zdjęć stanowiących, jak rozumiem, integralną część tekstu. Niestety zdjęcia są czarno-białe, niewyraźne i przede wszystkim bez podpisów. Szkoda, książka bardzo wiele przez to traci.
Niemniej z czystym sumieniem polecam ją jako prezent gwiazdkowy kupowany na ostatnią chwilę. Naprawdę warto!!!
P.S. O winach Kostioukovitch niemal nic nie wspomina, uczciwie przyznając we wstępie, że gdyby chciała to zrobić, to książka byłaby dwukrotnie grubsza.
9 komentarzy:
Dziekuje za podpowiedz. Poniewaz kilka lat spedzilam we Wloszech to chetnie nabede te ksiazke, zeby moc porownac swoje spostrzezenia z autorki!
Pozdrawiam swiatecznie, wszystkiego dobrego!
@wildrose
Ja również wszystkiego dobrego na Święta życzę. Myślę, że fajnie czyta się książkę właśnie mając włoskie doświadczenia.
Widzę, że trochę się tu pozmieniało - zrobiło się bardziej "piwnicznie" (w znaczeniu winiarskim, nie uzdrowiskowym).
Książkę przeglądałem (empik, albo matras) i nie ukrywam, ze mnie zaciekawiła. Niemniej czarno-białe zdjęcia, a momentami toporne i niezbyt jasne tłumaczenie odciągnęły mnie od zakupu.
P.S. Gratuluję konsekwencji i wytrwałości!
Życzę samych wyśmienitych+ w 2011 !
@ Amarone
Super, że wróciłeś do pisania!!! Miło Cię tu widzieć!!
Co do przekladu, warto go komentować znając się trochę na temacie. Książka Kostioukovitch nie jest zbiorem anegdotek, przepisow ani radosnym cwierkaniem typu "ach buongiorno kupiłam se z amantem winniczke koło Farnety", tylko erudycyjna cegła i jako italianistka zapewniam Cie, ze przekład jest w porządku. Poza tytułem i okładka, które zapewne wynikly z wyboru wydawcy, zapewniły książce wysoka sprzedaż, ale i mogły spowodować późniejsze rozczarowanie u nabywców.
PS wybaczcie chaos w polskich znakach, taka klawiatura;)
Piotr, tanti auguri di Buon Anno!!!
Felice 2011 a te ed alla tua famiglia!
Sabrina&Luca
Jestem właśnie w trakcie lektury, na razie dotarłem do Emilii-Romanii. Czyta się doskonale, w tej książce jest informacji, że trawi się ją niezwykle wolno :) Co do tłumaczenia - IMHO jest dobre, poza jednym: dlaczego speck dla tłumacza to słonina?
@Maxredaktor
Nie widziałem książki w oryginalnej wersji, zresztą przy mojej znajomości włoskiego i tak by to niewiele dało. Intuicyjnie jednak zgadzam się, że jest dobrze przetłumaczona. A słoninki jakoś nie wychwyciłem. Może następnym razem, bo czuję, że jeszcze do książki wrócę.
Ha..rok temu kupiłam tą książkę i czekam na wenę aby ja wziąć do ręki, widzę że ciekawie się zapowiada...pozdrawiam Alpina
Prześlij komentarz