piątek, 10 kwietnia 2009

Vinitaly 2009

Targi, targi i po targach...

Miałem szczęście być na Vinitaly po raz trzeci z rzędu. Tym razem pojechałem z blogującym Przyjacielem. Zanim zacznę Was, drodzy Czytelnicy, zamęczać notkami o wypitych włoskich winach, skrobnę kilka uwag natury ogólnej.
Zacznijmy od tego, że aby było profesjonalnie, to Włosi powinni przenieść swoje targi gdzieś do Szkocji. W Weronie było takie nagromadzenie pięknych kobiet, że naprawdę nie było lekko skupić się na czymkolwiek innym. Co ciekawe na wszelakich targach w Polsce też jest pełno urozdziwych pań, ale raczej występujących w roli hostess. Tymczasem tam są zwykle kupującymi.
Druga uwaga będzie super banalna. Cały czas otwierałem usta w dziecięcym zachwycie i mówiłem"o jejku, jakie to wszystko wielkie!" Nie wiem ilu winiarzy się wystawiło, ale z pewnością trzeba mówić o tysiącach.
Następna rzecz, to coraz wyraźniejsze wybijanie się regionów mniej znanych winiarsko. I nie myślę tu o super trendy Sycylii ( moim zdaniem grubo przereklamowanej ), ale o takich miejscach jak Lombardia czy Puglia. Dwa lata temu w pawilonie Lombardii winiarzy było o wiele więcej niż oglądaczy. Tymczasem obecnie okolice Mediolanu cieszą się przeogromnym wzięciem. Podobnie z prawdziwą gwiazdą jaką moim zdaniem zaczyna być Puglia.
Kolejna uwaga. Naprawdę silni, a więc Toskania, Piemont i Veneto cały czas trzymają się mocno. Może nie wszyscy, ale wątpię, aby prędko odczuli kryzys. Wytrwale pomagają im Amerykanie, charakterystyczny akcent i gabaryty amerykańskie można było spotkać tylko w wymienionych regionach.
Mniej znani uciekają przed kryzysem głównie ceną. Bez żadnych kłopotów można znaleźć za półdarmo świetną Marche, Abruzję. A i nadmiernie wychwalana Umbria zaczyna schodzić na ziemię.
Spostrzeżenie chyba szóste dotyczy nie tylko Vinitaly, ale degustacji bardziej ogólnie. Uważny Czytelnik dostrzegł zapewne, że nie jestem zwolennikiem oceny wina po 15 sekundach i sprawnym go wypluciu. Naturalnie, nie sposób robić inaczej pijąc ponad setkę win dziennie, ale... Takie próbowanie spycha w niebyt wina urzekające za drugim bądź trzecim podejściem. Nie ma wątpliwości, ze przy szybkiej ocenie wina z nowej beczki są faworyzowane. Ja stoję niezmiennie na stanowisku, że aby coś powiedzieć o winie trzeba wypić niespiesznie całą butlę bądź chociaz pół.
I na koniec o magnesach. Zupełnie przypadkowo w dzikim tłumie udało się odnaleźć całkiem sporo zanjomych. Przede wszystkim pozytywnie zakręconych kulinarno-winiarskich blogerów Sabrinę i Luca, których niniejszym ściskam.

To tyle tytułem zajawki. Więcej będzie niebawem.

2 komentarze:

joo pisze...

Ech, tylko pozazdrościć! No i to pierwsze zdjęcie!! Jako ciało tzw pedagogiczne muszę wyznać że taka klasa to marzenie:)
Pozdrawiam serdecznie. j.

Białe nad czerwonym pisze...

Ważne, że widać postęp. W zeszłym roku te same wina leżały w łóżeczkach opatrzonych napisem: Proszę zachować ciszę, tu dorastają wielkie wina!
:-)