niedziela, 19 kwietnia 2009

Wino z pistoletu

MIERNE-, 1 Euro/litr
Opisuję tu czasem wina wielkie i nawet więcej niż wielkie. Tymczasem na co dzień najbardziej brakuje mi winnych kompocików. Tych, które bez obrazy można pić ze szklanki, bo wiadomo, że wielkich aromatów się z nich i tak nie wykręci. Może nie zastępują wody, ale soki owocowe już tak. Tak na marginesie to jednym z moich włoskich zaskoczeń był ubogi wybór soków. Później zrozumiałem powód, wino na litry jest w tej samej cenie. To głównie takie wina nabijają krajom winiarskim statystykę spożycia. I to one towarzyszą ludziom podczas posiłków codziennych. Smak jest co najmniej akceptowalny, bo któż by pił co obiad jakieś byle co. Z reguły mają też wyraźnie niższą zawartość alkoholu ( są rozwodnione? ) więc śmiało można je pić w przerwie obiadowej i następnie prowadzić auto. Ich picie wymaga jednak pewnej samodyscypliny, dobrze jest pamiętać, że są to jednak takie prawie wina. Inaczej możemy wpaść w pułapkę i dziwić się, że dobre wino może kosztować kilkanaście razy więcej, więc czy jest sens tak przepłacać? Ale skoro większość osób jest w stanie dostrzec różnicę pomiędzy Fiatem Panda a Volvo S80, to nie powinno być podobnych kłopotów przy winach.
Co do samego wina, które widzicie w trakcie nalewania to był to nadgardziański Merlot. Nic szczególnego, ale na pewno też nic przykrego, w sam raz do popijania obiadu. Właścicielka winnicy ( to ta pani, która nalewa ) twierdziła, że to jest właśnie jej wino codzienne. Patrząc na energię z jaką się porusza, ta na oko 80-letnia signora, dałem się łatwo przekonać. Oprócz tego ugościła nas z Przyjacielem tak jakby pierwszy raz widziała takich przystojniaków:-) Były bułeczki polewane różnego rodzaju oliwą ( wyrób własny ), kanapki z kremu z oliwek ( wyrób własny ). Przy wspaniałej sałatce z bakłażanów ( wyrób własny ) byliśmy już po dwóch szklaneczkach wina białego z pistoletu ( bo przecież "wodę zostawiamy dla młyna" ). Przy kawie kumpel dostał propozycję pracy, a jak zaproponowała grappę ( też własną ) to już zaczęliśmy się bać...Poczuliśmy się traktowani jak super kluczowi klienci, w końcu zostawiliśmy całe 5 Euro! Niby spędziliśmy tam tylko pół godziny, ale to było niezapomniane pół godziny. Cały czas mnie zaskakuje taka otwartość u obcych ludzi. A najlepsze jest to, że Włosi z Północy uważają się za ludzi zamkniętych, niekontaktowych.
Gdyby ktoś z Was odwiedzał słynne winnice Bertani, to ta miła starsza pani ma swoją posiadłość dokładnie po drugiej stronie ulicy.

7 komentarzy:

joo pisze...

Adres proszę:) Z opisu sądząc chętnie skorzystam - mam nadzieję że senory tez są traktowane przyjaznie!
Pozdrawiam

Białe nad czerwonym pisze...

Via Marconi, 30 - 37023 Grezzana (Verona)
A co do traktowania pań, to możesz być spokojna. Mąż opisywanej właścicielki miał w oku niesamowity błysk!

Eleonora Baldwin pisze...

Grazie per aver visitato Forchettine, purtroppo non capisco la tua lingua, di che Paese sei?
Ciao

Amarone pisze...

W jaki sposób wybrałeś się do Veneto? Pytam, bo na wakacjach planuję podobny wyjazd i chętnie bym skorzystał z porad.

Białe nad czerwonym pisze...

Pojechałem z Przyjacielem więc wtedy jest wygodniej autem. Przez Słowację i Austrię, z Krakowa miałbyś jeszcze wygodniej. Gdybyś decydował się na samolot to są dość tanie loty do Bergamo, a to już tylko godzina drogi pociągiem. Dużo więcej mogę Ci napisać na maila. Mój adres to bialenadczerwonym@gmail.com

Alu pisze...

Babcia była naprawdę niesamowita, nie wyglądaliśmy na takich co planują zostawić sporo euro a mimo wszystko zostaliśmy bardzo miło i gościnnie przyjęci. Na pewno jeśli jeszcze będę w okolicy to zajrzę do winnicy.

Blaha pisze...

Brakuje w Polsce takich win, oj brakuje... Czasem człowiek ma ochotę sięgnąć po coś "winopodobnego", co jednak dalej jest winem, a nie Agropolem czy innym Patykiem.
Wtedy zostaje tylko wyrób domowy :)