Przez upały tyle się piwa opiłem, że teraz to nawet podstawowe białe smakuje jak ambrozja.
Przyznam szczerze, że w tym winie z Australii, jedynym co mnie skłoniło do zakupu była cena. Z zasady nie ufam winom ze zwierzątkami na etykiecie ( no chyba, że jest to pewien baranek ) produkowanymi masowo w RPA i Australii. Takie zwierzątko ma się kojarzyć z egzotyką i przyciągać wzrok na hipermarketowej półce.
Tymczasem ta klasyczna mieszanka Semillon/Chardonnay zaskoczyła nad wyraz pozytywnie. Przede wszystkim świetnym ciałem i nienachalnymi, acz silnymi, aromatami jabłek, skoszonej trawy i grejfruta.
Przyznam ze wstydem, że dopiero w trakcie picia zerknąłem na rocznik i to sporo wyjaśnia. Ponad trzyletnie wino z antypodów to nieczęsty widok wśród podstawowych pozycji. Wiek musiał je nieco "podkręcić". I bardzo dobrze.
Słowem Crocodile Rock może być ripostą na słynną zachciankę Klary " Jeśli nie chcesz mojej zguby..."
1 komentarz:
Jesli smakowalo Ci to wino, to mozesz rowniez sprobowac podobnego australijskiego z żabą na etykiecie (nie pamietam nazwy). Jest odrobinkę bardziej delikatne w smaku, ale również naprawdę przyzwoite.
Prześlij komentarz