Takich win bym oczekiwał więcej na półkach supermarketów i dyskontów. Porządne, naprawdę codzienne i zwyczajnie smaczne. Nie oferują niewiarygodnych emocji, ale jako towarzysz obiadu są w sam raz.
Kosztujące 17 PLN Cotes du Rhone Fruite 2011 jest bardzo owocowe, lekkie, świeże. Taki codzienny kompocik bez wielkiej budowy, ale sprawiający radość. Etykieta i zawartość są bardzo spójne. Ma być lekko i bez napuszenia i tak właśnie jest.
Inną bajką jest Cotes du Rhone Villages 2011. To bardzo porządne wino, trochę oldskulowe, nie próbujące się do nikogo łasić. Gorzkawe, delikatnie taniczne, niezbyt kwasowe, a przy tym wszystkim naprawdę owocowe. Nie wygląda nazbyt muskularnie, ale pomimo tego lepiej pić je do obiadu, a nie do telewizora. Nie do końca rozumiem czemu jest o 2 złote tańsze od pierwszego choć smakuje na 10 złotych więcej. Tak czy inaczej warto je kupić. Nawet w większych ilościach, bo pewno znów zniknie.
Oba wina są, po przerwie, dostępne w Lidlu. Zresztą pojawiło się tam więcej nowości o czym wkrótce.
1 komentarz:
To drugie Cotes du Rhone jest baardzo kiepskim winem - niezwykle wodniste z ledwie wyczuwalnym owocem, pustka, absolutnie nie ma czego polecać. Poza tym pierwsza partia miała innego producenta, tak czy siak wino można lać na patelnię i nic poza tym. Szkoda, że polskie gusta kształtują się na takich cienkuszach, a przecież w dolinie Rodanu robi się wspaniałe wina...
Prześlij komentarz