środa, 23 marca 2011

Cloudy Bay Sauvignon Blanc 2010, Cloudy Bay Pinot Noir 2008


WYŚMIENITE-, 119 PLN
Mógłbym powtórzyć ( bo przeciez nie zaśpiewać ) za Kazikiem: "najbardziej lubię wizualizować sobie ostateczny krach systemu korporacji", dodam, że zwłaszcza w branży winiarskiej. Wkurza mnie coraz modniejsze ( również w PL ) spekulacyjne inwestowanie w wina, których się nigdy nie pije, ba nawet się ich nie widzi. Nie kumam o co chodzi w międzykontynentalnych aliansach producentów win. Dostaję wysypki gdy słyszę o kupowaniu winnic przez towarzystwa ubezpieczeniowe, koncerny farmaceutyczne czy inne fundusze emerytalne. Chciałbym, żeby świat zatrzymał się na romantycznym modelu wytwarzania wina w winnicach przekazywanych z pokolenia na pokolenia w ramach rodziny. Niestety, wysokie ceny jakie jesteśmy gotowi płacić za wina, ściągnęły do tego najsympatyczniejszego działu rolnictwa wielki biznes. Chyba jedyną szansą na powstrzymanie tej tendencji jest wspieranie małych producentów poprzez kupowanie ich win.
Traktując serio, to co powyżej napisałem, trudno mnie posądzić o miłość do koncernu LVMH. Koncern ten skupia dobra luksusowe od torebek, poprzez perfumy i zegarki, aż po whisky, koniaki i wiele, wiele innych. Rozstrzał, jak widać, dość spory. Wszystkie ich produkty łączy cena, bardzo wysoka cena.
LVMH sprzedaje również słynne nowozelandzkie wina Cloudy Bay. Wina z posiadłości, która zrobiła wiele dla rozsławienia Sauvignon Blanc z regionu Marlborough. Miałem okazję spróbować ostatnio ich flagowych win - Sauvignon Blanc i Pinot Noir. O ile z przyjemnością uszczypnąłbym wieloryba jakim jest LVMH, to na winach znęcać się nie mogę. Były po prostu dobre, czy wręcz wyśmienite.
Sauvignon Blanc pachniało winogronami, trochę agrestem, owocami południowymi. Nos był generalnie dość bogaty jak na S.B. z antypodów. W ustach sucho, mineralnie, bez zbędnych fajerwerków, z każdym łykiem zyskiwało. Piło się świetnie, zwłaszcza, że to była pora śniadania.
Pinot Noir wygląda mało komercyjnie, widać że nie próbuje się mizdrzyć do osoby go pijącej. Barwa brudno jasna, jak to w Pinocie, kręgosłup praktycznie żaden, kruchuteńkie. Aromaty poziomki i truskawki, bez nut obejściowych charakterystycznych dla odmiany. Przypomina raczej środkowoeuropejskie Pinoty niż produkty nowoświatowe. Nie jest to wino spektakularne, którego jeden kieliszek uwiedzie tłumy. Nie wyobrażam sobie jednak żebym mógł się nim znudzić. Szczerze polecam.
Moje wysokie oceny są całkowicie oderwane od cen Cloudy Baya. Patrząc obiektywnie wina są świetne, ale w relacji cena/jakość plasują się na szarym końcu. Wina powinny kosztować nie ponad stówkę, ale jakieś 50 PLN. I tu mamy kolejny argument przeciw "wysysającym naszą krew kapitalistom". Nie dajmy sobie wmówić, że wielka firma optymalizując koszty zapewni nam produkty wysokiej jakości za cenę niższą niż może to zrobić mały producent. Wielka firma myśli o wielkich zyskach i tyle. Długofalowo zawsze bardziej opłaci się duża konkurencja, a więc wspieranie wielu niewielkich przedsiębiorców. A tym, którzy pomimo wszelkich zastrzeżeń chcą spróbować zbyt drogich win pozostaje szukanie okazji do degustacji darmowych, co stało się moim udziałem:-)

6 komentarzy:

Agnieszka Lasota-Wojnicka pisze...

Zgadzam się - śmierć kapitalistom ;) A jeśli chodzi o opisywane tu wina- tak, są porządne, szkoda tylko, że nie tańsze, by móc się nimi raczyć zwłaszcza o letniej porze...
Pozdrawiam!

Białe nad czerwonym pisze...

@ Agnieszka
Podoba mi się Twój rewolucyjny radykalizm. Tak jest śmierć kapitalistom! Potem rozparcelujemy ich majątek i przekażemy Slow Foodowi:-)

Anonimowy pisze...

Zgadzam sie z Toba w pelni, wina sa za drogie!!!

Dlatego przecietny obywatel nie pije dobrych win bo te srednie i kiepskie sa drogie a co dopiero te najprawde znakomite.
W zwyklych winiarniach dla zwyklych ludzi w Italii (na prowincji) najdrozsze wino z beczki kosztowalo bodaj ok 3 euro (od 1,50-3,00) nie pamietem czy zawarta byla w tym cena butelki. Ale mozna bylo przyjsc ze swoja wczesniej umyta i nalali, zakorkowali i pewnie bylo o kilka centow tansze, le nie pamietam dokladnie! Wybor w takich swojskich winiarniach byl spory zwykle kilka gatunkow bylo do wyboru! Byly slabsze mocniejsze, biale, czerwone, frizzante i drozsze butelkowane stalo na polkach.
I nikomu to nie przeszkadzalo.
No, ale nie na tych szerokosciach geograficznych mieszkamy... musimy wiec na codzien liczyc na to co nam proponuja Biedronki, Lidle, i inne markety dla biedaków!
A od swieta mozna zaszalec i udac sie do superwiniarni po butelke wina w cenie koniaku!

Pozdrawiam :)

artdeco pisze...

zawsze jest ryzyko, ze cena nie idzie w parze ze smakiem; kupilam ostatnio mala butelke Late Harvest za 40 dol i bylo po wytrawnej stronie palety do ktorej jeszcze nie jestem przyzwyczajona. Nie bardzo wiem czym kierowac sie przy zakupie, bo to bylo rekomendowane, ale zupelnie nie to czego sie spodziewalam. Po ktorej stronie palety lezy wiec Sauvignon? :)

Białe nad czerwonym pisze...

@Wildrose
Musimy zatem liczyć na efekt cieplarniany i zbliżenie się do stref uprawy winorośli.
@ArtDeco
Jeśli masz ochotę popróbować dobrych win i wciąż trzymać się słodyczy, to polecam niemieckie Rieslingi z późnych zbiorów. Często dość słodkie i bardzo często wybitne.

Dagmara Fafińska pisze...

Bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie.