Abadia de San Campio 2011 sprzedawana w Polsce za ok. 75 złotych jest albarino w wersji niezobowiązującej. Przenikliwie świeże i przyjemne. Zupełnie jakbyśmy z upału weszli do sklepu ze zbyt mocno działającą klimatyzacją. Aromaty typowe dla win rześkich – cytrusowe, jabłkowe, trochę kwiatów. Pije się niezwykle przyjemnie, ale bez nadmiernych emocji. Wydaje się nieco za drogie, zwłaszcza jeśli porównamy je z opisywanym niedawno winnowtorkowym albarino.
Zdecydowanie warto dorzucić kilkanaście złotych i spróbować wina O Rosal 2011 z tej samej winnicy. Do wszystkich wymienionych powyżej aromatów trzeba dołożyć sporo ciała. Pachnie pięknie gruszkami, ananasem i szarlotką. Sprawia wrażenie naładowanego elektrycznością. A podczas picia sympatycznie drapie w gardło. Zupełnie unikalne uczucie. Trzeba spróbować koniecznie.
Zupełnie w innej kategorii wagowej chodzi wino La Mar 2010. W tym
przypadku albarino jest tylko dodatkiem, wino bazuje na zupełnie epizodycznej
odmianie caino blanco. Mój język jest zbyt ubogi, żeby opisać to wino. Na pewno
najlepszy białas jakiego piłem w tym roku. Świeżuteńkie i rześkie, bardzo
mineralne. Jednocześnie porażające bogactwem aromatów owocowych. Jest pigwa, są
jabłka, cytryna, winogrona. W ustach
trafione po prostu w punkt. Jednocześnie eleganckie i bardzo, ale to bardzo
pijalne. W Polsce, jeśli się dobrze orientuję, niestety nie jest dostępne.
Zatem jest świetny pretekst, aby wybrać się w tym roku do Hiszpanii. Dla La Mar
zdecydowanie warto, tylko trzeba się spieszyć – zrobiono zaledwie 20 tysięcy
butelek.
Mam nadzieję, że częściej winiarze będą nas raczyć winami z caino blanco. Może to być kolejny, po albarino, wspaniały szczep z Hiszpanii.
Mam nadzieję, że częściej winiarze będą nas raczyć winami z caino blanco. Może to być kolejny, po albarino, wspaniały szczep z Hiszpanii.
Wkrótce opiszę czerwone wina z siostrzanej winnicy Pittacum, bądźcie czujni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz