Zapomniałem strzelić mu zdjęcie indywidualne, bohater to ten pierwszy z lewej. |
Oj zaczęły nam Soave w kosmos odlatywać. Mam wrażenie, że producenci tych win pozazdrościli sławy i pieniędzy swoim sąsiadom robiącym Valpolicellę i Amarone. Ambitni winiarze z Soave starają się udowodnić, że są w stanie zrobić coś więcej niż zalegające w dyskontach wina po 12 złotych. Jedne z prób są karykaturalne jak na przykład musująca wersja Recioto di Soave, inny, dość powszechny, kierunek to "napakowywanie" ciała do tych kruchych win. W innym kierunku poszła winnica Filippi. Zrobili wino, które zachowało klasyczną świeżość i lekkość, ale jest jakieś "bardziej". Dłuższe, elegantsze i całe mnóstwo się w nim dzieje. Podszedłem do niego na dwa razy. Najpierw poczułem właśnie to "napakowanie" jakimiś południowymi owocami, było dobrze, ale jak dla mnie za bogato. Po dwudziestu minutach wino odpuściło i okazało się niemal wyciśniętym zielonym jabłuszkiem. Niesamowicie pijalne, nie wiem czy piłem pyszniejsze Soave. Producent chwali się naturalnością swojego wina, nie jest ono stabilizowane ani filtrowane, tą szczerość daje się wyczuć. Ponadto wino dojrzewa na osadzie drożdżowym przez aż 20 miesięcy, co tłumaczy w pewnym stopniu korpulentniejszą nieco budowę. Grona pochodzą z oznaczonej działeczki widocznej w linku. Polecam to Soave ogromnie licząc na to, że, obok takich perełek, winiarze wciąż będą produkować "normalne" wina, do których jest bardziej przyzwyczajony nasz portfel.
Takim klasykiem apelacji jest Soave Castelcerino Filippi 2011 za 59 złotych. Dużo lżejsze, sporo kwaśniejsze, bardziej cytrusowe, wciąż trafia w punkt. Taki trochę wzorzec metra. Pić obowiązkowo!
A żeby za elegancko na blogu nie było, to następne będzie wino z Biedry:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz