Uważny czytelnik mojego bloga wie już, że nie darzę większości polskich importerów nadmierną sympatią. Zawsze uważałem, że to głównie im „zawdzięczamy”, to że nie jesteśmy krajem nieco bardziej winem płynącym. Obawiam się, że ten rok może okazać się bardzo selektywny. Mnogość niewielkich importerów, a także sklepów internetowych, jakie powstały po naszym wejściu do UE, może się dramatycznie skurczyć. Mam wielkiego stracha, że przyjdzie nam znów żyć jak w słodkich latach 90-tych gdy kilku największych graczy udawało, że ze sobą konkuruje, a w istocie podzielili się rynkiem pracując na 100% narzutach. Najpierw wszystkim solidarnie „pomógł” liberalny rząd podnosząc akcyzę. Raczej nie tego spodziewaliśmy się głosując na Tuska. Więcej i kompetentnie na ten temat u Sofanesa. A teraz mamy zjazd złotówki. Jeśli uświadomimy sobie, że od wakacji Euro zdrożało o połowę ( a głównie w Euro się rozliczamy ), to podwyżki są nieuniknione. Wielu, jeszcze nie większość, ale naprawdę wielu, musiało już podnieść ceny. Rzecz jasna najbardziej to uderza w najmniejszych. Jest całkiem sporo pojedynczych, niezsieciowanych sklepów, które ciągną z Europy niewielkie ilości wina, ot tyle ile potrzebują na bieżąco. Oni odczuwają podwyżki waluty natychmiast i nie sposób, żeby tego nie przełożyli na ceny półkowe. Co robić w takiej sytuacji mamy my? Nie pić? No nie, tego pod uwagę nie bierze nikt. Po prostu pilnować, żeby po podwyżkach gdy już Euro osłabnie i ceny wróciły na swoje miejsce.
A ponieważ narzekanie bez szukania rozwiązań jest zwykłym krytykanctwem, to spróbujmy znaleźć pozytywy. Może warto poszukać win z krajów, których waluty słabną równie dramatycznie jak Złoty? Świetnym wyjściem mogą być wina czeskie i zwłaszcza węgierskie ( sorki Słowacjo ). No chyba, że i z nimi się rozliczamy w Euro, tego nie wiem. Życzę wszystkim zaciśnięcia zębów, a Ministrowi Finansów polecam uważniejsze czytanie wykresów, wpływy z akcyzy wzrosły drastycznie tylko wtedy gdy ją obniżono.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz