Przykro, że tak nisko oceniam trunek z sympatycznej Estonii. Na kontretykiecie tego likieru przechwalają się, że ma on wiele wspólnego z rumem. Akurat! Z rumem to ma chyba tylko podobną zawartość alkoholu. Jest niewyobrażalnie słodki, ciężki. Aromaty orzechów i migdałów, najbliżej mu do taniego amaretto. Czułem, że coś mi przypomina i w końcu olśnienie. Jest jak niedrogie likiery sprzedawane turystom w San Marino. Maleńka próbka musi pachnieć na tyle silnie żeby łatwowierny turysta się skusił. Niestety pite już w warunkach domowych są zawstydzająco płaskie. Ale nie ma tego złego. Tak silne aromaty też dadzą się dobrze wykorzystać. Albo do polania lodów, albo użyte do najlepszego deseru świata - Tiramisu.
Jeśli ktoś się nie zraził, to odsyłam do stronki, na której znajdziemy propozycje drinków na bazie likieru Vana Tallinn.
4 komentarze:
debil!
potwierdzam, DEBIL !!! Vana Tallinn jest genialny
zdecydowanie debil - kosztowałem wanię we Lwowie: cudo
Teraz kosztuję i potwierdzam, że może psioczyć tylko "debil" - Zdrówko!
Prześlij komentarz