czwartek, 11 marca 2010

Gambero Rosso w Warszawie

Druga odsłona włoskiego najazdu na Warszawę. Tym razem pokaz najwybitniejszych win włoskich zorganizował wydawca słynnego przewodnika winiarskiego Gambero Rosso. Jest to wciąż najbardziej opiniotwórcze włoskie wydawnictwo, ich rekomendacje bez wątpienia przekładają się na wyraźny wzrost sprzedaży.
Gambero Rosso odwiedził Warszawę w ramach Top Italian Wines Road Show. Jest to taki objazdowy cyrk w rodzaju "jeśli dziś wtorek to jesteśmy w Londynie, a skoro środa to znaczy, że już w Warszawie". Jeśli wierzyć winiarzom ( a nie mam powodów by nie wierzyć ), to uczestnictwo w takiej objazdówce kosztuje okrągłe 30.000 € ! Kwota tak ogromna budzi u mnie dwie wątpliwości. Pierwsza jest dość oczywista. Skoro winiarz płaci taką harmonię pieniędzy, to później musi przerzucić koszty na konsumenta. Jeśli mówimy o winnicach produkujących nie miliony, ale raczej dziesiątki tysięcy butelek, to takie dodatkowe obciążenie jest odczuwalne. Druga moja wątpliwość łączy się z brzydką cechą podejrzliwości. Zakładam, że wspomniane 30.000€ ma przede wszystkim starczać na opłaty związane z objazdówką. Niemniej z pewnością jakiś grosik ( myślę, że całkiem niemały ) zostaje w kieszeni Gambero Rosso. Jeśli więc zarabiają oni na winiarzach, to czy nie zadrży im ręka gdy będą chcieli źle opisać wina swoich, bądź co bądź, chlebodawców? Nikt rozsądny nie gryzie przecież ręki, która go karmi. Nie wypada mi jednak zanadto marudzić. W końcu za udział w prezentacji nie musiałem płacić, a przedstawiane wina z pewnością świetnie broniły się same.
W Hotelu Sheraton, w którym odbywała się prezentacja, zjawiły się niemal wszystkie rodzime gwiazdy branży winiarskiej. Znak, że impreza jest traktowana nad wyraz serio. Po otwarciu bram Sezamu nie pobiegłem od razu do stolików stanąć w kolejce po Sassicaję czy inne Barbaresco Gaja. Udało mi się dostać na dwa seminaria i to był świetny wybór. Pierwsze było przeglądem win włoskiej Północy, zaś drugie to wina z Włoch Środkowych. Obie prezentacje prowadzone były w tempie ekspressowym. Łącznie mieliśmy zaledwie około 2,5 godziny na delektowanie się czterdziestką win. Trochę szybko, ale grzech narzekać jeśli jednego dnia można spróbować obok siebie dwóch Barbaresco, trzech Barolo, dwóch Amarone, że o Supertoskanach nie wspomnę. Właśnie przy największych winach pojawił się u mnie dylemat. Odpluwać, żeby dobrze oceniać wina pozostałe, czy nie odpluwać? Patrząc jak Gaja czy La Spinetta ląduje w kubełku zamiast w brzuszku chciało mi się płakać, kiedyż to będę miał okazję spróbować ich ponownie? Na szczęście zdolności poznawczych zostało mi na tyle dużo, abym mógł docenić wino nr 33, którym była słynna Sassicaia. To niezwykłe, że jedno wino moze być tak silnym magnesem, który skłonił wielu do przyjścia na imprezę. Niewykluczone, że Penelope Cruz ściągnęłaby mniej swoich fanów.
Oba seminaria były wyśmienite. Niestety sił mi zabrakło by uczestniczyć jeszcze w tym, na którym omawiano wina Południa Włoch. Pozostał jednak we mnie pewien niedosyt i udałem się na salę, do winiarzy. Tam z grubsza była powtórka win seminaryjnych, wszystko doskonłe, ale czegoś wciąż brakowało. Po zastanowieniu, opierając się o wina przywiezione do Polski, wyłoniły mi się trzy obrazy, z czego dwa fałszywe.
1. W Italii nie produkuje się wielkich czy nawet dużych win białych.
To co do nas przyjechało, to żadna reprezentacja białych Włoch. Owszem, było kilka win świetnych, jeszcze więcej głośnych, ale żeby było coś naprawdę zapadającego w pamięć, to raczej nie za bardzo. Wprawdzie Italia stoi głównie winami czerwonymi, ale bez większego kłopotu można i tam wyszukać prawdziwe białe perełki. W Warszawie ich zabrakło.
2. We Włoszech, poza niektórymi Prosecco, nie powstają wielkie wina słodkie.
Kolejne zafałszowanie. O ile Prosecco było nieźle reprezentowane, to z cichych win słodkich nie było niemal nic. Honor ratował Passito di Pantelleria Ben Rye ( kiedyś przeze mnie opisywany ), wino absolutnie genialne. Nie znalazłem niestety żadnego Recioto della Valpolicella, Recioto di Soave, słodkich wersji Marsali, Vin Santo czy nawet Moscato d'Asti.
3. Wśród win czerwonych Włochy nie mają sobie równych.
W końcu prawda. Bogactwo, różnorodność wielkich win czerwonych po prostu oszałamia. I nie myślę tu o dylemacie czy wybrać Amarone, Barolo czy Brunello. W obszarze jednej apelacji jest tyle różnych wersji stylistycznych, że wydają się wręcz nie do ogarnięcia. Pijąc sam Piemont można przez kilka miesięcy odkrywać rożnice pomiędzy siedliskami i stylami producentów. Chciałbym móc kiedyś powiedzieć: w Barbaresco preferuję styl tradycyjny Pio Cesare, La Spinetta jest zdecydowanie zbyt modernistyczna. Na razie piję wszystko, zachwycam się wszystkim. Rożnice dostrzegam, ale nie śmiem powiedzieć, że jedno jest gorsze od drugiego. Są z pewnością inne, ale to róznice na poziomie Ferrari kontra Lamborghini.
Spotkanie, pomimo drobnych zastrzeżeń, trzeba uznać za udane. Nie wyobrażam sobie by ktoś po uczestnictwie w Gambero Rosso Top Italian Wines Road Show mógł wypowiadać się o włoskim winiarstwie pogardliwie. O ile w segmencie win codziennych włoszczyzna od niemal zawsze sprawdza się wyśmienicie, to teraz widać, że bez kompleksów starają się zepchnąć z tronu Francję również w kategorii win najwybitniejszych. Nie powiem, że kibicuję w tym Włochom, marzy mi się dwuwładza...

7 komentarzy:

Mariusz Boguszewski pisze...

Bardzo podoba mi się ostatnie zdanie :) Pozdrawiam.

Wildrose pisze...

To jest prawie poemat na temat wloskich win szkoda, ze tych z poludnia nie zdazyles zdegustowac. Chetnie bym sie dowiedziala, skad i jakie prym wioda.
Bo co tu duzo mowic, wina toskanskie pewnie sa znakomite ale i drogie, tutaj takze! Niestety!

star pisze...

Pozwoliłem sobie zaanonsować Twój ciekawy artykuł na stronie:
www.Sstarwines.pl
na której zebrałem kilka wpisów o tegorocznym GR.

Pozdrowienia, star

Białe nad czerwonym pisze...

@Mariusz To zaskakujące jak bardzo odwróciliśmy się od Francji. Ale to zmieni się z pewnością.
@ wildrose W kategorii cena/jakość wybieram wina z Puglii, Sycylia zaczęła od kilku lat za bardzo zadzierać nosa. Co do Toskanii to czasem mam wrażenie, że większość win robią pod Amerykanów i Japończyków
@ sstar piękne dzięki

ewa pisze...

Witaj!
Podlinkowałam Twoją relację u siebie w komentarzach, ponieważ moja zdaje mi się nazbyt emocjonalna i histeryczna:

http://mojewina.blogspot.com/2010/03/o-degustacjach-na-stojaco.html

Pozdrowienia.

Białe nad czerwonym pisze...

@ celeste A dziękuję ślicznie! Trochę sporo szumu wokół Sassicai zrobiono, prawda? Ale to wciąż przyzwoite wino, broni się pomimo nachalnego marketingu.

ewa pisze...

Chyba za dużo tego szumu, fakt.

Oczywiście Sassi ujmuje konstrukcją, równowagą, gładkością, natomiast nie wiem czy to dla mnie osobiście wystarczające, by traktowac je jak gwiazdę. W każdym razie moje wrażenia z GR znasz:)

Pozdrawiam.