niedziela, 30 sierpnia 2009

Wino śliwkowe Choya

FATALNE+, 4O PLN

Coś czuję, że tą notką narażę się wielu Czytelnikom. Trudno.
Ilekroć rozmawiam o winach z osobami pijającymi je rzadko, powraca temat wina śliwkowego. I opinie są jednostronne, a różni je tylko poziom zachwytu nad tym cudem powstałym ze śliwek.
Pomińmy już fakt, że wino powstaje ze sfermentowanego soku z winogron, a nie z zalewu na śliwce. Piłem parę razy wina zrobione metodą domową i wiele z nich było co najmniej przyzwoitych. Niestety Choya taka nie jest. Słyszałem kiedyś, że pić samej się jej nie da, ale z sushi radzi sobie zadziwiająco dobrze. Więc połowicznie się zgadzam z taką opinią. Połowicznie, bo pić samej rzeczywiście się jej nie da, ale w towarzystwie sushi jest niewiele lepiej. Choć przyznam uczciwie, że jednak ciut lepiej i za to ma mały plusik. Pijąc wino śliwkowe miałem natarczywe wrażenie, że już skądś je znam. I nagle olśnienie! To jest Śliwowica Łącka do której ktoś dolał dużo wody i dosypał jeszcze cukru. W każdym razie niesmak w ustach zostawia podobny. Ale Łącka chociaż rozgrzewa i robi piorunujące wrażenie na gościach.
A inne doznania? Poza śliwkowym zapachem i śliwkowym smakiem zwraca uwagę ciekawy kolor. Taki bledziuteńki róż, jaki można czasem znaleźć w Gewurztaminerach, wygląda naprawdę interesująco. Myślę zresztą, że idąc na sushi znacznie lepiej zamówić właśnie Gewurza, albo jeszcze lepiej Rieslinga, niż upierać się przy winie śliwkowym.

17 komentarzy:

Jacenty pisze...

ZGADZAM SIĘ Z TOBĄ W 100%!!!! To wino (a raczej likier) to przerost formy nad treścią!!!moim zdaniem kompletnie nie pasuje do sushi, prędzej do jakiegoś mazurka.. absolutnie mnie niczym nie zaciekawiło... Odradzam zakupu.

Unknown pisze...

Pisze o Łąckiej... a czy piłeś taką z kolorową etykietką, lakiem na szyjce i frędzelkami? Odpowiedz, a ja Ci potem coś o niej opowiem... :)

Białe nad czerwonym pisze...

Tak, właśnie taką Łącką czasem pijam. Jeszcze z sentencją na etykiecie " krzepi serca, krasi lica nasza Łącka Śliwowica"

Unknown pisze...

A widzisz, czyli pijasz nie śliwowicę, ale spirytus z zaprawką. Niestety, górale przewalają jak mogą i dostanie "śliwowicy" (fermentacja bez bez wody i cukru, pędzenie w kotle z płaszczem wodnym) jest możliwe tylko, jeżeli takiego górala znasz. Te wszystkie kolorowe butelki i tak dalej to niestety pic dla turystów...
Mogę podrzucić linki do tematów na forach "gorzelników domowych"- tam jest o tym sporo...

Unknown pisze...

Obiecane linki:
http://www.bimber.info/forum/viewtopic.php?t=2224

http://alkohole-domowe.com/forum/wielka-bitwa-sliwkowa-t875.html

Z czego forum Alkohole Domowe ma chwilowe problemy z transferem... Ale podobno przejściowe :)

Do poczytania jeszcze o technologii produkcji:
http://www.bimber.info/forum/viewtopic.php?p=53093

Przepraszam za dwa komentarze pod sobą, ale nie znalazłem opcji edycji :)

Białe nad czerwonym pisze...

Dzięki serdeczne! Chyba rzeczywiście turyści płacą frycowe.

Konfacela pisze...

Poproś kelnera, żeby ci zrobił szprycera Choya pół na pół z wodą gazowaną. Zupełnie inna rozmowa.

Mam dla ciebie butelczynę Coteaux du Layon :-)

Anonimowy pisze...

Choya produkuje wina 'na każdą kieszeń', więc masz, za co płacisz - jednocześnie, ta sama firma jest producentem autentycznego wina śliwkowego umeshu. Miałem okazję spróbować, niezłe, choć nie jestem wielkim fanem słdkich trunków, ale nie wiem skąd pomysł komponowania tego wina z sushi - Japończycy piją to jako aperitif... Są gusta i guściki, aczkolwiek nie warto kupować tego wina w Polsce - autentyczne jest chyba (jeszcze nie znalazłem) niemożliwe do dostania, a koszt przesyłki z zagranicy przerasta totalnie zdrowy rozsądek. Wniosek? Nie kupować, chyba że zadowoli kogoś tania alternatywa prawdziwego produktu.
P.S. Dla ciekawych: http://www.choya.com/products_04.html, http://www.thedrinkshop.com/products/nlpdetail.php?prodid=2159

Anonimowy pisze...

Śmiem się nie zgodzić z Twoją opinią co do wina śliwkowego Choya. Piłam je wielokrotnie do sushi i innych japońskich potraw, a także zupełnie solo i jestem niezmiennie pod jego niebywałym urokiem. Ze zdjęcia, które zamieściłeś wynika, że piłeś "Choya original", ja zwykle pijam "Choya silver". Nie wiem czy różnica w smaku jest aż tak porażająca, że nasze opinie tak się od siebie różnią. W każdym razie ja polecam Choya Silver całym sercem :)

abgal pisze...

Gwoli ścisłości: to nie jest wino. Opisany tu produkt to umeshu. Więcej tu:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Umeshu

Anonimowy pisze...

Umeshu z sushi... bardzo ciekawa kombinacja.. to tak jakby pic slodkie wino do sledzia...

a tak w ogole - to Choya rzeczywiscie nie poraza jakoscia. Poza tym jest droga. Czytalem gdzies - ze w Poznaniu miala (juz jest?) powstac firma dystrybucyjna z alkoholami z Japonii. Moze warto tam sprobowac. Niestety nie znam linka - ale bylo o nich swojego czasu bardzo glosno medialnie z uwagi na nowosci na rynku polskim.

Anonimowy pisze...

Niestety Choya robi poslednie umeshu (bo to nie wino jak juz pisano), taki ulepek dla tych z bardziej atawistycznymi smakami. Ta recenzja to tak jak oceniac bikavera na podstawie bezrobotnych za 7,53 z socjalistycznego przedsiebiorstwa przetworstwa owocow i warzyw, zamiast dajmy na to od Tibora Gala. Ok, przesadzam, ale to rzeczywiscie produkt bardzo masowy. Wsrod takich rzadko juz znajduje sie cos przyzwoitego. Jezdzisz po Paryzach i innych Berlinach, to kup sobie butelke czegos w japonskim sklepie. Zet

Anonimowy pisze...

Choya to tak naprawdę likier śliwkowy błędnie przez Polaków nazywany winem.

Unknown pisze...

Polecam www.toranoko.pl
Maja szeroki wybor sake, uneshu i to oryginalnych.
Nie wiem jednak czy maja sprzedaz internetowa.
Wybor naprawde porazajacy w stosunku do tego co jest na polskim rynku
W koncu alkohole w normalnych cenach i o niebo lepsze od sikacza choya

tatarstan1 pisze...

1. To w ogóle nie jest wino, tylko LIKIER.
2. Nie serwuje się go do sushi.

Białe nad czerwonym pisze...

@Tatarstan1
Zgadzam się w obu punktach

Dominika Starańska pisze...

Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.